czwartek, 18 czerwca 2015

Zawody

   Siedzieliśmy w gabinecie Northa, rozkoszując się ciszą i spokojem, o której nie można było powiedzieć w wielkim holu, gdzie pracowały elfy i yeti. Zdawało się, że Biegun traktował Elsę dość przychylnie, z wyjątkiem oczywiście gospodarza, który był do niej nastawiony raczej negatywnie. Gdybym nie znał Northa, może pomyślałbym, że jest zazdrosny, że spędzam każdą chwilę z Elsą.
   Gospodarz Biegunu siedział sobie jak gdyby nigdy nic za swoim drewnianym biureczkiem, strugając coś w pośpiechu. Co prawda, do Gwiazdki miał jeszcze pół roku, ale Święty nie miał zamiaru czekać, aż czas szybko zleci.
- Więc jak? - spytał, podnosząc się. - Dogadaliście się?
- Tak - odpowiedziałem wprost. - Elsa raczej nie miała problemu, żeby to przyjąć. - powiedziałem, szczerząc się do niej jak idiota.
   Dziewczyna popatrzyła na mnie ze złością, po czym wbiła mi łokieć między żebra, gdy ja chichotałem.
- No to dobrze - burknął North. Czyli nie ma problemu i ruszamy jutro?
- Taak, no chyba - zakończył jego wywód Uszaty. - Tylko ten twój plan na temat przynęty wymaga trochę więcej skupienia. Co z tego, że Jack weźmie na siebie wszystko? Mamy go puścić samego i czekać po prostu, jak sytuacja się rozwinie?
   Oczy Elsy otworzyły się szeroko, ale jej usta nie poruszyły się. Widziałem, że się o mnie martwi i ten widok w jakiś sposób dodawał mi otuchy.
- Będą wiedzieli, co planujemy - powiedziałem, wzruszając ramionami. - więc jaki ma sens planowanie czegokolwiek? Zawsze najlepiej wychodzi nam to na spontanie i tyle.
- Zapomniałeś tylko, że to nasze ostatnie "na spontanie" skończyło się brakiem wiary i śmiercią Piaska - odparł Zając. Piaskowy Ludek, który wypoczywał na niskiej kanapie pod ścianą uniósł do góry dwa palce, uśmiechając się przy tym leniwie.
- Bez przesady - prychnąłem. - W końcu Piasek żyje, nie?
- A Jack jako pierwszy pokonał Mroka. - dokończył North. Na twarzy Elsay malowało się zdumienie.
- Naprawdę? - spytała.
- A takie to dziwne? - po czym zaśmiałem się na widok zmieszanej miny królowej.
- Ale dobra, skończmy temat. - powiedział North. - Widzicie, jeśli macie tu spędzić jeszcze co najmniej kilka godzin, prosiłbym was o pomoc. Nie wyrobię się z prezentami, jeśli nie nadgonię z projektami, a ostatnio za dużo mi się zwaliło na głowę. - Święty skrzyżował potężne ręce na piersi.
- Stary, do Gwiazdki masz jeszcze dużo czasu - prychnął Zając. - Nie ma mowy, mi nikt nigdy nie pomaga przy Wielkanocy.
- Ja chętnie mogę pomóc - zgłosiła się Elsa z uśmiechem. Na twarzy Northa zauważyłem niemal uśmiech.
- Ty nie wiesz, w co się pakujesz - odparłem, patrząc na przyjaciela.
- Dlaczego? - spytała Elsa obrażonym tonem.
- Jest tu około tysiąca elfów i setki yeti. Jeśli nie wyrabiają normy, to cztery dodatkowe ręce do pomocy nie wiele pomogą. - Zając kiwnął głową.
- No właśnie - powiedział. Nie dziwiłem mu się zbytnio. Malowanie jajek wbrew wszystkiemu było żmudniejszą robotą niż produkcja prezentów, a szczególnie dla kogoś takiego jak ja, którego wszelkie talenty artystyczne ominęły.
- Dajcie spokój, chłopcy - ekscytowała się Elsa. - W końcu to tylko jeden wieczór.
   Popatrzyliśmy na siebie z Zającem z powątpieniem, North niecierpliwie czekał na naszą reakcję. W końcu, pękłem pierwszy, nie wytrzymawszy wzroku królowej.
- Niech ci będzie - mruknąłem. - Ale nie odpowiadam za wszelkie szkody.
- Piasek, a jak z tobą? - spytał ucieszony North, głaszcząc białą brodę. Piaskowy Ludek spojrzał na nas sennie, po czym uśmiechnął się, co w naszym mniemaniu uchodziło za "tak". - Świetnie! - wykrzyknął North. - Yeti zaprowadzą was do Pokoju Wstążek. Zaczniecie tam, a kiedy skończycie, pokażę wam moja pracownię.
- Czyli nie pracujesz tutaj? - spytałem.
- Nie, Jack - powiedział Święty wyprzedzając mnie i otwierając przed nami drzwi. - Tutaj przyjmuje moich gości.
   Gdy drzwi zamknęły się za Piaskiem, Elsa westchnęła.
- Jakoś niezbyt przyjemnie.
   Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, po czym faktycznie zauważyliśmy dwa duże, białe stwory, których futro mogłoby uchodzić w krajach północy za rarytas. Kiwnęły na nas, po czym podążyły po ciemnych schodach, ani raz się nie oglądając.
   Obeszliśmy dokoła halę, na której elfy starały się nadążać z produkcją, po czym yeti ruszyły w dół, ku piwnicom. Zmarszczyłem brwi. Jeszcze nigdy nie byłem w tamtym miejscu, a miałem to do siebie, że nie lubiłem miejsc, w których nie byłem, tym bardziej, gdy są ciemne i wilgotne.
   Jak się jednak okazało Pokój Wstążek był oświetlonym, jasnym i ciepłym pokojem, wbrew moim wcześniejszym zastrzeżeniom. Rozglądaliśmy się z zachwytem dokoła podziwiając wszystkie kolorowe wstążki, od których nazwę wzięło to pomieszczenie oraz niezliczone bele materiału i papieru, w który zawijało się prezenty. Na samym końcu dość sporego pomieszczenia znajdowała się ogromna sterta prezentów - od samolotów, do lalek i puzzli, które mieliśmy za zadanie zapakować.
   Yeti uśmiechnęły się pod wąsami zostawiając nas w tym dużym, aczkolwiek ciasnym pomieszczeniu, po czym zamknęły za sobą małe drzwiczki.
   Zając gwizdnął cicho.
- Przypomnijcie mi, że kiedy North będzie mi pomagał przy Wielkanocy, dam mu najgorsza możliwą robotę, jaka istnieje.
- A jaka jest najgorsza praca przy Wielkanocy? - spytała Elsa, biorąc do ręki pierwszą zabawkę.
   Zając zerknął na nią z niezbyt przyjemną miną.
- Elso, ktoś te jajka musi zbierać - skrzywiłem się, gdy pomyślałem, jak wielkanocny zając biega po kurnikach, kradnąc kwokom jajka, ale najwyraźniej, sądząc po jego minie, ta czynność była nieco paskudniejsza od mojej wizji.
   Podszedłem obok królowej i wyciągnąłem z wielkiego kartonu paczkę kredek. Nie powinno być trudne, pomyślałem. Wziąłem pierwszy lepszy papier o kolorze zieleni z narysowanymi czerwonymi, lukrowanymi laskami, po czym owinąłem nim kredki. Nie wyszło tak tragicznie, biorąc pod uwagę, że pudełko miało dość pospolity kształt.
   Następną zabawkę próbowałem okleić wstążką po zapakowaniu w kolorowy papier, ale taśma zakleiła mi dłonie. Nie wiem, jakiego kleju tu używają, na Biegunie, ale jest wyjątkowo mocny. Elsa widziała, jak próbuję odkleić od dłoni wstążkę i zaśmiała się, odkładając na bok prezent, który ona pakowała.
- Daj, pomogę ci - powiedziała cicho, łapiąc moje dłonie delikatnie i nagle odklejając szybko taśmę.
- Auu - jęknąłem, trąc zaczerwienione dłonie. - Kto by pomyślał, że pakowanie prezentów może być takie niebezpieczne.
- Na pewno nie ty - mruknął pod nosem Zając, pakując jakiegoś pluszaka do pudełka.
   Koło mnie, na stole leżała czerwona piłka. Chwyciłem ją i zamachnąłem się na przyjaciela, a musicie wiedzieć, że co do rzucania nie mam sobie równych. Wyrobiłem się przy bitwach na śnieżki.
   Nim Zając zdążył zrozumieć, co się stało, oberwał śnieżka prosto w uszatą głowę, po czym obrócił się wściekły, obserwując każdego.
- Nawet nie muszę pytać, by wiedzieć, kto... - zaczął, ale tym razem zamiast piłki, dostał prosto w czoło śnieżką. Elsa zasłoniła usta i zaczęła się śmiać tak głośno, że nie powstrzymały jej nawet drobne dłonie na ustach.
- Druga runda, stary? - spytałem, podrzucając w dłoni kolejna śnieżkę. Zając uśmiechnął się spod wąsów.
- Zawrzyjmy układ. Kto zapakuje więcej prezentów, wygrywa. - spojrzałem na stertę prezentów zapakowaną przez Zająca i zwątpiłem. Zanim przyjaciel zdołał mnie wyśmiać, powiedziałem:
- Zgoda, ale pracujemy w grupach.
   Piasek wyciągnął do góry oba kciuki i wskazał na Zająca.
- Wygranie z tobą, Jack, nie powinno być trudniejsze od pomalowania jajek. - Uszaty uśmiechnął się złośliwie.
- Zależy, kto ma je malować - wtrąciła się Elsa, mrugając do mnie. - Wchodzę w to.
   Nie potrafiłbym określić, jak krótko zajęło nam ogarnięcie się i przystąpienie do pracy, ale na pewno mniej niż jedną sekundę. Z Elsą mieliśmy prosty układ - ja trzymałem prezent, ona pakowała i obwiązywała. Poza tym, była dziewczyną, więc dużo lepiej znała się na kolorach i wzorach.
   Prawdę powiedziawszy, to chyba po raz pierwszy pracowałem. Nigdy nie miałem żadnego obowiązku, ani nic w tym rodzaju, poza byciem Strażnikiem Marzeń, co i tak dosyć olewałem. Tak czy inaczej czułem się trochę jak wilk w owczej skórze, ale muszę przyznać, że nie było to takie najgorsze.
   Gdy minęły dwie godziny ciężkiej pracy i stękania, czułem, że moje dłonie sztywnieją. Na stercie, która wcześniej była pełna różnych prezentów leżały tylko dwie zabawki. Nie potrafiłem zgadnąć, kto wygrał, bo i ja i Elsa, i Zając z Piaskiem mieliśmy tak samo wielkie góry zapakowanych prezentów.
   Kiedy skończyliśmy, wszyscy usiedliśmy na podłodze, by odpocząć. Zając przetarł łapą spoconą sierść na czole, a Piasek ledwie zipał. Oczy Elsy były na wpół przymknięte, a na jej czole pojawił się pot. Każdy z nas był wykończony.
- Uznajmy, że jest remis, okej? - spytał Zając. Kiwnęliśmy z Elsą beznamiętnie głowami. Oboje byliśmy wykończeni.
- Niech ja tylko dorwę Northa - mruknąłem pod nosem.
   Siedzieliśmy w ciszy, słychać było jedynie nasze ciche, zmęczone oddechy. Nawet nie zauważyłem momentu, w którym głowa Elsy opadła mi swobodnie na ramię. Pierś dziewczyny unosiła się wolno, nie miałem więc wątpliwości, że śpi. Po chwili doszło mnie również chrapanie Piaska i Zająca. Wszyscy w pomieszczeniu spali oprócz mnie.
   Oparłem lekko głowę, przytulając się do Elsy, ale jej obecność nie sprawiała, że czułem się lepiej. Nie mogłem zasnąć, bo myślałem o nadchodzącym zadaniu. Pamiętam dokładnie spotkanie z Paniką i naprawdę nie chciałem spotkać się z nią po raz drugi. Jednak jeśli wtedy Elsa będzie bezpieczna, jestem gotów to zrobić.
   Drzwiczki Pokoju Wstążek otworzyły się, wpuszczając do środka Northa. Jego brzuch ledwie przecisnął się przez wąski próg.
- Zrobiliście już wszystko? - spytał głośno North, gdy ja przyciskałem palec do ust, próbując go uciszyć, ale Święty dopiero teraz zauważył śpiących.
   Obrócił się dokoła, patrząc z podziwem na prezenty, po czym kiwnął w moją stronę, wołając mnie. I tak bym nie zasnął, więc postanowiłem pójść za przyjacielem.
   Podłożyłem Elsie pod głowę miękkie pakunki, po czym złożyłem na jej czole pocałunek i ruszyłem za Northem. Widziałem, że przyjaciel przygląda mi się uważnie bez słowa, ale nie komentuje w żaden sposób mojego zachowania.
   Zanim zamknąłem drzwi, zerknąłem jeszcze na Elsę, sprawdzając, czy jest jej wygodnie i czy nie będzie jej zimno, ale na jej ramionach spoczywał purpurowy płaszcz, który wyglądał na ciepły, a prezenty, które miała pod głową nie powinny jej przeszkadzać. Jasne włosy dziewczyny spływały kaskadą spomiędzy ciasno ułożonych pakunków. Nie mogłem się na nią napatrzeć, kiedy spała.

1 komentarz: