czwartek, 14 maja 2015

Efekt motyla

- Pozostaje jeszcze sprawa planu Elsy - powiedział North. - Skoro dziewczyna tu zostaje, to ja się zgadzam, żeby poszła na przynętę.
   Poczułem, że moje zapasy cierpliwości w magiczny sposób zniknęły. W ostatniej chwili złapał mnie Piasek, bo inaczej Święty wylądowałby na ścianie.
- Zdurniałeś?! Nie zgadzam się! Ja się zgłaszam, rozumiecie? Ja!
   Nastała cisza. Zając popatrzył na mnie, jakby badał, czy żartuję.
- Jack, to był żart, tak? - spytał, jakbym wyczytał to w jego myślach. - Przecież już raz walczyłeś z Mrokiem i Paniką. Chcesz powtórkę?
- I właśnie dlatego ja wiem najwięcej na temat ich mocy. Ja się zgłaszam - mówiłem poważnie. Skoro to jedyny sposób, by chronić Elsę, to to zrobię, obiecałem sobie. Bałem się wyników drugiego głosowania, więc wolałem wyskoczyć z tym od razu.
- To ma sens - mruknął North, opierając swoją brodę na dłoni, zastanawiając się. Wiedziałem, że go przekonuję. Piasek w końcu mnie puścił.
- Co ty na to? - spytałem Piaskowego Ludka, kucając obok niego. Przyjaciel dotknął mojego ramienia, pokazując mi, że się o mnie martwi.
- Jack... - zaczął Zając, ale chyba nie wiedział, co powiedzieć, więc zrezygnował.
   W gabinecie Świętego zapanowała cisza. Słyszałem nawet yeti pracujących za drzwiami i dzwonki ze szpiczastych czapek elfów.
- Nie możemy chcieć ochronić przed tym Jacka - powiedział w końcu North. - jeśli nie chcieliśmy chronić przed tym Elsy. To nie byłoby grzeczne wobec niej.
- Więc po prostu powiedzcie, czy jesteście za tym planem, a ja ją zastąpię - wyszeptałem, wpatrując się w oczy każdego ze Strażników.
- Ząbek byłaby na nie - powiedział Zając.
- Ale jej tu nie ma, a więc? - przerwał jego rozmyślania North.
- To jedyny plan, jaki ma szansę - przyznał w końcu uszaty przyjaciel. - Wybacz, Jack.
   Wzruszyłem ramionami. Było mi obojętne, co postanowią.
- A ty, Jack? Możesz zdecydować, czy jesteś za tym planem.
- Jestem za - odpowiedziałem, dziwiąc pozostałych. No tak, przed chwilą jeszcze nie akceptowałem tego planu, dopóki sam nie zgłosiłem się na przynętę.
- Piasek? - North jak zwykle prowadził głosowanie. Piaskowy Ludek zaprzeczył ruchem głowy. Nawet nie próbowałem jakoś zareagować na jego decyzję. - Ja się zgadzam, więc nawet pytanie Księżyca o zdanie nic tu nie zmieni. Jack, uważaj na siebie - w srebrnych oczach Strażnika zauważyłem troskę.
- Co to dla mnie - wymruczałem, wychodząc. W ostatniej chwili zatrzymałem się w drzwiach. - To kiedy ruszamy po Ząbka? - spytałem.
   North popatrzył na słońce, wiszące wysoko na widnokręgu. Dopiero było południe.
- Jutro nad ranem. Nie możemy atakować ich w nocy, wtedy są najsilniejsi - kiwnąłem głową. Jeśli walczyłem z Mrokiem w dzień, kiedy był słaby i Panika z łatwością mnie pokonała, to bałem się, do czego była zdolna w nocy.
   Opuściłem gabinet, rozmyślając nad tym, co się stało. Wiedziałem, że bycie przynętą dla Paniki mogło się dla mnie skończyć tragicznie, ale nawet nie próbowałem żałować mojego wyboru. Elsa będzie bezpieczna, powtarzałem sobie. Wyobraziłem sobie królową wracającą samotnie do Arendelle. Czy płakałaby po mnie? Na pewno, pomyślałem sobie, przypominając sobie to, co mi powiedziała na ganku domu Northa. Pomimo wszystko czułem się spełniony. W końcu, jeśli by mnie zabrakło, znalazłoby się kilka osób, którym byłoby mnie brak.
   Idąc tak, potknąłem się o jednego z elfów i wywróciłem się na progu tuż przed drzwiami wyjściowymi. Rzuciłem malcowi wściekłe spojrzenie i gdy wstawałem, otrzepując się, zauważyłem, że w progu ktoś stoi. Elsa. Powinienem ją chyba powiadomić, pomyślałem w chwili, gdy dziewczyna zadała pytanie:
- I jak? Pozwolą mi tu zostać? - spytała. Podrapałem się po głowie.
- Taak i zgodzili się też na twój plan - powiedziałem.
- Naprawdę? - spytała. Zauważyłem, że się ucieszyła.
   Westchnąłem. Jak miałem jej to powiedzieć?
- Zaszła jedna, mała zmiana - mruknąłem, siadając ponowie na ganku, tak jak wcześniej, gdy rozmawiałem z królową. Brew Elsy powędrowała do góry.
- Niby jaka?
- Ja idę na przynętę - powiedziałem wprost. Nie byłem nigdy dobry w owijaniu w bawełnę.
   Elsa otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i cofnęła się o krok.
- Co? - spytała, zakrywając usta dłonią. - Nie, nie, nie, nie zgadzam się, Jack. - podbiegła nagle do mnie i złapała mnie za nadgarstki.
- Już ustalone. Moje słowo liczy się o wiele bardziej niż twoje, wybacz - mruknąłem, ale wcale nie było mi przykro.
   W oczach Elsy pojawiły się łzy.
- Jack, błagam. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Ja też nie chcę, żeby tobie stała się krzywda, dlatego się zgłosiłem.
   Królowa nie kryła zdziwienia. Pierwszy raz widziałem, że nie potrafiła wydusić z siebie choć słowa. Czy to ta sama Elsa z Arendelle? A może zmieniła ją znajomość ze mną?
   W końcu zamknęła otwarte ze zdziwienia usta i popatrzyła na mnie z mieszanką smutku i zdziwienia.
- Naprawdę to zrobiłeś? Dla mnie? - uśmiechnąłem się sam do siebie i wziąłem dłonie ukochanej. Czy byłem tym samym egoistycznym Jackiem Mrozem, co wcześniej, czy we mnie również zaszła zmiana?
- Zrobiłbym o wiele więcej gdybym mógł - wyszeptałem. - Obiecaj mi, że jeśli coś się stanie... Wrócisz wprost do Arendelle.
   Elsa popatrzyła na mnie, jakbym poprosił ją o oddychanie.
- Jack, nie będzie nawet takiej sytuacji, wybij to sobie z głowy. - warknęła, ale pod jej głos podszywał się strach. Wziąłem do ręki jej lśniący srebrny warkocz i położyłem delikatnie na jej ramieniu. Nie chciałem odchodzić, chciałem być przy niej, ale kto uratowałby Ząbka? Kto powstrzymałby Mroka przed zemstą?
   Nagle na ganek wszedł Zając. Może mi się zdawało, ale przez sekundę widziałem uśmiech na jego białym pyszczku, gdy zauważył mnie i Elsę splecionych ze sobą w uścisku. Chyba naprawdę jako jedyny cieszył się, że znalazłem bratnią duszę.
- Chodźcie do środka - zaprosił nas. - Na dworze jest zimno.
- Mi nie straszne zimno - mruknęła Elsa, uśmiechając się do Uszatego, ale i tak weszła do środka.
- No tak, zapomniałem - odpowiedział Zając ciepłym tonem. Ruszyłem za Elsą, klepiąc przyjaciela po plecach.
   Weszliśmy do domu Northa, obok nas przemykały elfy, najwyraźniej już wiedziały, że jeden z nich wpadł mi pod nogi i nie chciały podzielić jego losu. Rozglądałem się za poszkodowanym, ale wszystkie wyglądały podobnie.
- Czy to naprawdę jest Biegun Północny? - spytała Elsa z uznaniem. - Tu jest cudownie.
   Pod sufitem latały lodowe samoloty i paralotnie Northa, zapewne próbki zabawek. Elsa uniosła palec i tuż obok latających maszyn pojawiły się lodowe motyle, których skrzydła zachwycały swoim kształtem i wyjątkowością. Zając podparł się pod boki.
- North nie będzie zadowolony, że mieszasz mu w pracy. - ale mimo jego słów, oczy były zaciekawione. Uśmiechnąłem się złośliwie w stronę Zająca, po czym również uniosłem palce w podobny sposób do Elsy, która teraz sterowała lotem magicznych motyli.
   Wtem zamiast samolotów, które latały spokojnie wokół kryształowego żyrandola po pomieszczeniu zaczęły fruwać ptaki, od skowronków, po wróble i sikorki. Elsa rzuciła mi zaskoczone i oburzone spojrzenie, jakby nie było, pewnie pójdzie na nią.
- Jack! - mruknęła, ale zrobiłem minę niewiniątka, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Zająca.
- Dobra, chodźcie, zanim zamrozicie cały Biegun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz