Siedziałem z Elsą w więzieniu. Tak, tam ją zamknięto. Dalej nie odzyskała przytomności po wypadku z lodowym żyrandolem. Jakim prawem przetrzymują tu królową?
Dotknąłem lekko jej zimnych ust, potem pogłaskałem policzek. Kurczę, po co ja to robię? Nigdy nie byłem zbyt rozsądny i nie myślałem - po prostu to robiłem, ale teraz sam siebie zaczynałem zaskakiwać.
Elsa leżała na prowizorycznym leżaku blada jak śnieg. Fałdy jej sukni zlewały się z łóżka kaskadami, niczym wodospad. Przykucnąłem obok, przypatrując jej się. W końcu przysunąłem się na tyle blisko, że stykałem się z nią nosami.
- Nie martw się, jakoś cię stąd uwolnię - obiecałem. A tak szczerze, jak ja mógłbym to zrobić?
Przypomniałem sobie, jakich cudów dokonała w swoim Pałacu, gdy walczyła ze strażnikami. Niewiele jej pomogłem, była niesamowita. Przez chwilę zaczynałem bać się płomienia w jej oczach. Tylko ten Hans... Znienawidziłem go od razu. Czułem, że nie traktował Elsy tak, jak sobie na to zasłużyła. Najchętniej zamroziłbym go w sopel lodu, ale oczywiście, nie zrobiłem tego. Spośród całego mojego szaleństwa i niesfornych żartów miałem tylko jedną zasadę - nigdy nie krzywdziłem ludzi. I tego się trzymam.
Królowa zamrugała gwałtownie, po czym otworzyła błękitne oczy wpatrujące się we mnie.
- Jack... - wyszeptała. Poczułem zimny dreszcz na karku, którego dawno nie czułem. Odetchnąłem z ulgą, nic jej nie było. Elsa nagle zeskoczyła z leżaka i objęła mnie. Poczułem się zaskoczony, tak naprawdę, to zszokowany. Nie wiedziałem, co mam zrobić.
Wtuliłem się w nią, chłonąc jej zapach. Chciałbym, żeby pozostał ze mną na zawsze. Choć to niemożliwe - dodałem w sercu.
- Dziękuję - wyszeptała, a ja zadrżałem, słysząc jej głos. Potrzebowałem kilku sekund, żeby ochłonąć.
- Za co ty mi dziękujesz? - zapytałem z uśmiechem. Elsa usiadła na leżaku. Dopiero zobaczyłem, że na rękach ma kajdany... I to nie byle jakie. Zakrywały całe jej dłonie, jak bomby. Poczułem złość. - To Hans ci to zrobił? - spytałem.
Elsa zerknęła na swoje dłonie, po czym odpowiedziała pytaniem:
- A ty nie wiesz? Chyba byłeś przy mnie, prawda?
Podrapałem się po głowie. Musiałem być teraz równie czerwony na twarzy, co włosy Anny.
- Wieesz... Wiele spraw mi umyka - powiedziałem. Mówiąc szczerze, skłamałem... do połowy. Bo na wiele rzeczy nie zwracałem uwagi właśnie przy niej.
Elsa nachyliła się do mnie z uśmiechem. Zastanawiałem się, czy w ogóle pojęła, że siedzi w więzieniu. A jeśli tak, to jakoś chyba nie za bardzo się tym przejęła. Może moje towarzystwo trochę umiliło jej siedzenie w pace? W końcu kto jak kto, ale ja jestem specem od dobrej zabawy.
- A dziękuję ci za to, że nie mnie nie zostawiłeś. Wierz mi, to naprawdę wiele - rzekła poważnie, ale uśmiech łagodził jej rzeczowy ton. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Jack do cholery, ogarnij się - krzyczał mój rozum, ale niewiele to dało. Przełknąłem głośno ślinę. Sam nie wiedziałem, co mam powiedzieć. W końcu Elsa dodała: - Zastanawiam się tylko... czemu?
- Co czemu? Nie rozumiem. - wstałem i podszedłem do okna. W dłoni trzymałem laskę - mojego nieodzownego towarzysza.
Elsa próbowała zignorować swoje kajdany.
- Czemu cały czas... jesteś przy mnie? - obróciłem się. Cóż jej miałem powiedzieć? Nie istniały słowa, którymi mógłbym to wyjaśnić. W oczach Elsy pojawiło się rozbawienie. Dopiero teraz zrozumiałem, że domyśliła się. Ona wie, co ja do niej... Ale ze mnie kretyn!
Odchrząknąłem, po czym odpowiedziałem pewnym głosem, żeby ocalić chociaż resztki mojej godności.
- Wiesz, jestem Strażnikiem Marzeń. To... do czegoś zobowiązuje.
- Tsa? - mruknęła Elsa.
- Tak, czasem zdarza mi się pomóc komuś w potrzebie. A ty od początku mnie potrzebowałaś - rzuciłem jej pewne siebie spojrzenie i zauważyłem coś niezwykłego. Elsa spojrzała w ziemię, jakby z zawstydzeniem, a jej policzki spłonęły. To, że ja się przy niej rumienię, to była normalka. Ale królowa tak reagowała... na mnie?
- No, być może - powiedziała z wahaniem, udając, że wcześniejsze zajście z jej zaczerwienionymi policzkami wcale nie miało miejsca. Nic z tego, bo Jack Mróz to zauważył, zaśmiałem się w myślach. - Nie wiem, nigdy tak tym nie myślałam.
Nagle zmarszczyła brwi. Jej uśmiech wygasł, jak za pstryknięciem palców.
- Co jest? zapytałem.
- Dlaczego przy tobie zawsze jestem taka... lekkomyślna? Mój Boże, gdzie Anna? - królowa nagle wstała i zaczęła się rozglądać wokół siebie, jakby jej siostra mogła się gdzieś tutaj schować. Hmmm, może pod łóżkiem?
- Ej, ej, ej, ej - chwyciłem ją za ramiona, próbując uspokoić. - wszystko gra. Anna jest z Kristoffem. Dadzą sobie radę. Na razie skupmy się na tobie. Coś czuję, że nie posiedzimy tu długo.
Że też ja zawsze muszę mieć rację?! W głowie się nie mieści. W chwili, gdy to powiedziałem, do celi wszedł Hans z tym swoim głupkowatym spojrzeniem. Miałem ochotę skręcić mu kark, ale wzrok Elsy nakazał mi wyjść. Krajało mi się serce, ale wyszedłem, specjalnie przechodząc przez ciało Hansa. Wiem, że jako duch, gdy przechodzę przez innych, oni czują nieprzyjemne zimno. Komu jak komu, ale jemu uwielbiałem sprawiać nieprzyjemności...
. . .
Stałem na korytarzu przed celą, oparty o ścianę ze skrzyżowanymi dłońmi. Cały czas biłem się z myślami. Najchętniej wbiłbym do tej celi i skopał Hansowi... dobra, tego chyba wam nie muszę tłumaczyć. Najgorsza była ta bezczynność i wolno lecący czas. Stałem tak i stałem, a ich rozmowa nie kończyła się. W końcu dałem sobie spokój i po prostu wszedłem do celi.
- ... powiedz im, że muszą mnie uwolnić - nalegała królowa, patrząc Hansowi w oczy. Jej dłonie nadal były skute.
- Zrobię, co się da. - obiecał, po czym obrócił się na pięcie i gdy już myślałem, że sobie pójdzie, ale on nagle wrócił, podszedł do Elsy i pocałował ją. W jednym momencie poczułem żal i gniew. Nie wiem, co było silniejsze. Elsa odskoczyła od niego jak oparzona i zechciała go spoliczkować, ale utrudniły jej to kajdany.
- Jak śmiesz?! - wykrzyknęła, ale Hans chwycił ją za ręce i wykręcił. Zacisnąłem dłonie w pięści, widząc grymas bólu na twarzy Elsy. Książę nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha. Oczy królowej otworzyły się szeroko z przerażenia i grozy. Tego już za wiele.
Nie wytrzymałem. Jedyne, co pamiętam z tego zdarzenia to to, że oczy zaszły mi mgłą, a gdy odzyskałem wzrok i moje zwiększone tętno ustało, Hans leżał na łóżku Elsy z rozwalonym nosem. Królowa patrzyła na mnie z szokiem nie większym, niż Hans. Tak, widział mnie. Naprawdę nie wiem, jakim cudem.
Książę uśmiechnął się pod krwawiącym nosem i wstał.
- A ty to kto, chłystku? - prychnął, a ja wyciągnąłem przed siebie laskę.
- Wierz mi, nie chcesz wiedzieć. - powiedziałem. Chyba odzyskiwałem kontrolę nad sobą, bo mój głos wydał mi się aż nad zbyt spokojny.
Hans zaśmiał się. Elsa spojrzała na mnie ze strachem.
- Jack, proszę cię, idź - powiedziała spokojnie. Podszedłem do niej, jak gdyby nigdy nic i złapałem za dłonie, tak, te które były w kajdanach. Od mojego lodowego dotyku kajdany pękły, roztrzaskując się. Spojrzałem na kraty. Jedno moje spojrzenie wystarczyło, żeby one również pękły. Nie wiem, jak to zrobiłem. Po prostu się udało. Jeszcze nigdy nie poczułem się tak silny.
Z dumą podziwiałem zlęknioną minę Hansa. Co jak co, ale tego nie mógł przebić. Taaa, ehm, byłem zbyt pewny siebie. Gdzieś to już kiedyś słyszałem. Pewnie od Zająca.
- I co, chłystku? - spytałem, królewicz wstał i wyszedł. Bez słowa. Uklęknąłem przed Elsą i podałem jej dłonie tak, by mogła na nie stanąć i wyjść przez okno. Królowa bez słowa zrobiła to.
- Jack, ja...
- Co znowu chcesz mi dziękować? - zaśmiałem się. Elsa odrzuciła kosmyk włosów do tyłu i obdarzyła mnie uśmiechem. Wierzcie mi, albo i nie, ale to była dla mnie wystarczająca nagroda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz