Następnego dnia spacerowałem po ogrodach królewskich, gdy Elsa wyskoczyła z zamku i pognała w moim kierunku. Była ubrana w gruby, królewski płaszcz, chroniący ją przed zimnem. Za sobą ciągnęła swoją siostrę. Anna wyglądała, jakby wbiegła do garderoby i wybiegła, założywszy coś na siebie nieporadnie. Domyśliłem się, że to sprawka Elsy.
- Elsa, stój! Dokąd mnie tak ciągniesz? - krzyczała. Poczułem, że zaraz nie wytrzymam i zacznę się śmiać, widząc determinację królowej.
Nagle stanęła i uśmiechnęła się do mnie. Zerknęła na Annę i zapytała cicho:
- Widzisz tu kogokolwiek? - wskazała na mnie.
Anna spojrzała w moim kierunku błędnym wzrokiem. Dobrze znalem to spojrzenie. Opadły mi dłonie.
- Siostra, ty się dobrze czujesz? - prychnęła, obracając się na pięcie.
- Nie, Ania, poczekaj - prosiła Elsa. - Daj mi szansę.
Młodsza z sióstr odetchnęła i popatrzyła na mnie. Znaczy nie na mnie, ale na ośnieżone krzewy za moimi plecami.
- Poddaję się, co ty tam niby widzisz?
Elsa spojrzała na mnie z radością i szepnęła coś siostrze. Stałem tak jak totalny kołek, nie wiedząc, co tu robię. Oparłem się o moją laskę.
- To będzie ciekawe - skwitowałem.
- Słyszałaś coś? - spytała Anna. Elsa popatrzyła na nią wpierw z zaskoczeniem, które potem zmieniło się w entuzjazm.
- Jack, proszę, podejdź tu - poprosiła. Westchnąłem i podszedłem wolno do sióstr królewskich.
Ania zerknęła niepewnie na siostrę, jakby badała, czy zwariowała, czy jeszcze trochę rozsądku jej w głowie zostało. Pomachałem dłonią przed twarzą Anny. Nic nie pomogło.
- Elso, to bez sensu - powiedziałem, odchodząc, gdy z krzaków wyskoczył renifer, który poprzedniego wieczora chciał mnie zmiażdżyć porożami.
Zobaczył mnie i zaczął biec w moim kierunku jak otępiały. Obie dziewczyny zaczęły na niego krzyczeć, żeby przestał. Chyba wołały go Sven, czy jakoś tak. Stałem spokojnie, widząc, że zwierze biegnie na mnie i w ostatnim momencie odskoczyłem na bok. Łoś zatrzymał się z trudem i spojrzał na mnie z gniewem.
Zaczął biegać za mną jak zwariowany, nie bacząc na prośby i rozkazy sióstr. Dawałem sobie z nim radę bez problemu, w końcu miałem w tych sprawach jakieś doświadczenie. Nie raz uciekałem przed wkurzonymi psami, nawet raz, gdy byłem w Hiszpanii zatrzymywałem stado byków, które patrzyły na mnie, jakbym był pokryty czerwoną farbą.
W końcu renifer nie wyhamował, biegnąc wprost w stronę Elsy. Zdążyłem jedynie podbiec do niej, chwycić ją i wpaść razem z królową w zaspę śnieżną. Sven pobiegł dalej, lecąc prosto na wysoki zaspę - dużo wyższą, niż ta, w którą wpadliśmy z Elsą.
Nastała cisza. Renifer chyba dał sobie spokój, albo uderzył się tak mocno, że nie miał siły wstać. Popatrzyłem na Elsę, którą dalej trzymałem w objęciach. Jej blade, pozbawione koloru włosy były całe oblepione śniegiem, korona ledwie trzymała się w splecionym warkoczu. Patrzyliśmy na siebie chwilkę, aż w końcu królowa wybuchnęła śmiechem.
Słyszeliście kiedyś dźwięk dzwoneczków przy saniach? Na pewno. Wyobraźcie sobie teraz, że tak brzmi śmiech Elsy. Mógłbym słuchać tego bez końca.
Śmialiśmy się dłuższą chwilę, po czym wstałem pierwszy i podałem królowej dłoń. Gdy wstała i spojrzała na siostrę, oboje zauważyliśmy minę Anny. Była w szoku.
Widziała mnie, dotarło do mnie. Patrzyła wprost na mnie, nie na tło za mną.
- Ania, ty... Widzisz Jacka? - zapytała Elsa z nadzieją w głosie. Nie zauważyła, że dalej trzyma mnie za rękę, a ja oczywiście wolałem udawać, że tego nie widzę.
Królowa pociągnęła mnie za sobą i podeszła do Anny. Dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze.
- Więc to ty jesteś tym duchem? - zapytała cicho.
Spojrzałem na Elsę.
- Serio, "duchem"?
Anna otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Dobrze, Strażnikiem Marzeń, pasuje? - Elsa wyraźnie się ze mną drażniła, bo pokazała mi język.
- O wiele lepiej - mruknąłem z dumą.
Anna patrzyła na nas ze strachem, po czym powiedziała:
- Ale ty przecież... ale ciebie... jak ty? - nie potrafiła nic powiedzieć. Zastanawiałem się, w którym momencie mnie zobaczyła.
Elsa zaśmiała się, przytulając siostrę.
- Spokojnie, Anna - rzekła ciepło.
Wyciągnąłem teatralnie dłoń w stronę księżniczki, kłaniając się.
- Poznać księżniczkę Arendelle to ogromny zaszczyt - powiedziałem. Obie dziewczyny zachichotały. Ania była w swoim żywiole.
Podała mi dłoń, odpowiadając.
- Ciebie również miło poznać, Strażniku Marzeń. - pocałowałem jej dłoń teatralnie, po czym obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Mów mi Jack - powiedziałem młodszej z sióstr, uśmiechając się.
- Dobrze więc, Jack. Ale kto to jest Strażnik Marzeń? - zapytała ciekawie. Renifer za moimi plecami podniósł się z zaspy, a Anna podleciała do niego, zapominając o swoim pytaniu. Żebyś tylko wiedziała, pomyślałem.
Spojrzałem na Elsę. Jaśniała radością. Nie sądziłem, że tak zależało jej byśmy poznali się z Anną. Mrugnąłem do królowej, po czym ruszyłem w ślad za jej siostrą, w stronę renifera. Warknął do mnie, ignorując zaniepokojnoną Annę, po czym pokręcił ze złością porożem.
Westchnąłem i wyczarowałem małą, idealnie ukształtowaną śnieżynkę, która przecięła dystans między mną a zwierzęciem i zatrzymała się na jego nozdrzach, znikając. Renifer odchrząknął, po czym prychnął radośnie.
- Co ty... - zaczęła Anna, ale nie skończyła, bo oberwała ode mnie śnieżką. Jej oczy zalśniły i uśmiechnęła się do mnie. Elsa obserwowała moje ruchy, czułem to.
- Jack! - krzyknęła Anna, lepiąc śnieżkę. Czułem, że czas wiać. Anna rzuciła, ale nie trafiła we mnie. Ze ścieżki wyłonił się Kristoff, który oberwał w głowę od księżniczki.
- Auu! - krzyknął, namierzając sprawcę. Ania skuliła się, nie mogąc przestać się śmiać. Chłopak nabrał śniegu i zaczął biec w jej stronę. Elsa chichotała.
Podszedłem do królowej, która obserwowała poczynania siostry i jej przyjaciół. Spojrzała na mnie z zachwytem.
- Jak to robisz? - spytała ciekawie.
- Co? - udałem, że nie wiem, o co jej chodzi. Elsa rzuciła mi sarkastyczne spojrzenie. Mógłbym odpłynąć w jej błękitnych oczach.
- Widziałam, zmusiłeś Svena do zabawy, ale jakim cudem? - była bardzo spostrzegawcza.
- Myślisz, że ja wiem, jak to robię? - zapytałem z powątpieniem. Elsa zaśmiała się.
Obróciła się i zaczęła iść w stronę pałacu. Szedłem za nią jak zahipnotyzowany.
- Moc się bierze z ciebie, prawda? - spytała nagle, odwracając się. Zimne powietrze nadało jej policzkom czerwony odcień.
- Tak, tak myślę - odparłem, wzruszając ramionami. Elsę najwyraźniej bardzo zainteresowało to, że potrafię wprawić ludzi w dobry nastrój, ot tak. Wypytała mnie o różne szczegóły dotyczące mojej Mocy, serio, byłem już zmęczony jej pytaniami.
Siedzieliśmy w jej komnacie, słysząc dobiegające z placu okrzyki i śmiechy Anny, Kristoffa i Svena. Cieszyłem się każdą chwilą, jaką mogłem spędzić w Arendelle, choć wiedziałem, że dobiegnie końca. To było jak narkotyk. Kiedy byłem przy Elsie, wiedziałem, że nie potrzebuję niczego więcej. Bycie Strażnikiem nie dawało mi czegoś takiego.
Królowa spytała w koncu:
- Potrafisz rozszerzyć Moc?
- Co? - zmarszczyłem brwi. Pierwszy raz o tym słyszałem. Wyobraziłem sobie Zająca, tworzącego dwa razy większe jajka niż teraz. Gdzie musiałby je chować, żeby dzieci ich nie zauważyły?
- Myślałam, że to jest możliwe, ja uczę się przy każdej okazji. - ujęła mnie za rękę. - Jack, jeśli potrafisz wpływać na dobry humor u innych, to może potrafisz zmienić inne emocje? Albo odczytywać je? Może warto spróbować?
Zastanowiłem się nad słowami dziewczyny. Faktycznie, nigdy nie myślałem, że mógłbym umieć więcej. Byłem Strażnikiem Zabawy, to leżało w moich możliwościach. Czy warto było w ogóle próbować odkryć coś nowego? Moja Moc przeciez różniła się od Mocy Elsy.
Moje oczy znów zaszły mgłą, przeradzającą się w czerń. Zobaczyłem Mroka, odzianego w czerń, z podłym uśmiechem wypisanym na twarzy i zniknięcie złotego blasku Piaska. Pamiętam swoją furię, przeradzającą się w Moc. Pamiętam, że wyskoczyłem z sań Northa, gnając przed siebie w stronę wroga.
Teraz widziałem tę scenę jakby z boku. Widziałem siebie, lecącego wraz z wiatrem w stronę Mroka. Wtedy moje ciało ogarnęły ciemności i nastąpił ogromny wybuch. Lód przebijał się przez warstwy cieni, spowijając je chłodem i niszcząc.
- Jack! - słyszałem rozpaczliwy głos. - Jack, obudź się!
Kiedy otworzyłem oczy, zauważyłem, że leżę na podłodze, a przy mnie klęczy Elsa ze zmartwionym wyrazem twarzy. Więcej niż zmartwionym, przerażonym.
- Jack, nic ci nie jest? - spytała łamiącym się głosem. Bała się o mnie, uświadomiłem sobie.
- Nie, nie - uśmiechnąłem się, chcąc dodać jej otuchy.
- To już drugi raz, Jack, coś jest nie tak. - nie dawała się omamić. Mnie również to niepokoiło. Raczej nie odbierałem sobie przytomności, ot tak, dla hecy. Musiałem spytać Northa o zdanie.
- Muszę stąd wyjechać - powiadomiłem królową. Rzuciła mi współczujące spojrzenie. Nie, naprawdę była smutna. Coś mi nie wychodziło to odgadywanie emocji, Elsa miała rację - musiałem poćwiczyć.
- Na jak długo? - spojrzałem w tył. Elsa dalej klęczała, tak, jak wcześniej nade mną. Wzrok miała wbity w podłogę.
- Chyba naprawdę potrzebuję pomocy. - szepnąłem. Królowa wstała i podeszła do mnie.
- Co jeśli stanie ci się to w trakcie podróży? - martwiła się. Widziałem, jak jej czoło napina się od nadmiaru złych emocji. Czułem się za to winny.
- Nie stanie, to nie daleko.
- Gdzie? - nie dawała za wygraną. Nie mogłem zdradzić Northa. Złożyliśmy przysięgę, że nie zdradzamy więcej, niż musimy. Elsa mnie widziała - nie ma problemu. Rozmawiała ze mną - to już wykraczało poza normę. Przyjaźniłem się z nią - bez sensu, musimy się przecież rozstać. Zakochałem się w niej... To nie ma żadnych wytłumaczeń. Zbyt wiele reguł nałamałem. Obróciłem wzrok.
- Do Laponii, do dobrego przyjaciela.
- Nie mogę cię stąd puścić samego - mruknęła Elsa. Spojrzałem na nią z ukosa. - Za wielkie ryzyko.
- Nie zrobię nic, siedząc w Arendelle. - zaprzeczyłem, niemal krzykiem.Obróciłem się tylem, podchodząc do drzwi. Nie chciałem widzieć jej spojrzenia. Czułem, że chyba bym się załamał pod jego wpływem. - Mówiłem, że nie mogę tu zostać.
Nastała chwila ciszy. Zastanawiałem się, czy Elsa da mi odejść, czy będę musiał to zrobić siłą ze złamanym sercem, które zawsze będzie powracało do Arendelle i tej komnaty.
- Przepraszam - wyszeptałem, nie odwracając się. - Spanikowałem. To tylko wizje.
- Wizje? - spytała Elsa. Nie dość, że chyba po raz pierwszy kogos przeprosiłem, to jeszcze ona domaga się wyjaśnień, też mi coś.
- Wyjaśnię ci to kiedy indziej - obiecałem. Kiedyś na pewno, dodałem w myślach. Królowa westchnęła, dotykając mojego ramienia.
- Jack, jeśli to się pogorszy, to... - popatrzyłem na nią, jednocześnie nabywając wyrzutów sumienia, widząc jej smutny wyraz twarzy. - ... wtedy to ja pójdę z tobą do twojego przyjaciela. Nie moge zostawić ciebie samego. Nie potrafię.
Walczyłem z chęcią pocałowania jej w blade usta, wygięte w idealny łuk. Pokusa była tak silna, że z trudem się jej oparłem. Ścisnąłem dłonie, aż na kłykciach pojawiły się słabe białe plamy. Dlaczego, gdy próbuję ją chronić, ona rzuca mi kłody pod nogi? Czy to możliwe, że jej na mnie naprawdę zależy?
- Po co to robisz? - spytałem cicho. Naprawdę tego nie rozumiałem.
Elsa spojrzała na bok, zastanawiając się. Coś nas pchało ku sobie, to było pewne. Tylko właściwie po co?
- Bo zależy mi na tobie. - odparła wprost.
Piękne <3
OdpowiedzUsuń