Szliśmy wraz z Elsą po grubym lodzie przez zatokę przy porcie Arendelle. Rozejrzałem się dokoła na nieskończoną warstwę lodu i nagle oczy zaszły mi czernią. Upadłem na kolana, trzymając się za głowę.
Nagle pośród ciemności wyłoniło się słabe światło. Usłyszałem głos. Dziecięcy głos, który znałem już bardzo dobrze. To był głos mojej siostry. Często mnie prześladował, ale to było wszystko, co pamiętałem z mojego poprzedniego życia.
- Jack, boję się - wołała drżącym głosikiem.
Pamiętałem tylko to, że zdołałem ją ocalić. I mój upadek.
Co się ze mną dzieje? Dlaczego przypominam sobie właśnie to i dlaczego straciłem przytomność? Gdy otworzyłem oczy, leżałem na pokrywie lodu, a koło mnie klęczała Elsa z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Złapałem się za głowę. Ból pod moją czaszką pulsował nieznośnie.
- Jack, dobrze się czujesz? - spytała Elsa. Skupiłem na niej swój wzrok i postarałem się zapanować nad oddechem.
- Tak, już dobrze - powiedziałem wolno. Królowa podała mi rękę. Chwyciłem ją bez słowa i wstałem. - Elsa, masz jakiś pomysł? - zapytałem w końcu.
Królowa przystanęła.
- Muszę być jak najdalej od Anny. Wrócę do Pałacu. - zdecydowała. Dogoniłem ją szybko.
- Stój! Naprawdę myślisz, że to się dobrze skończy, gdy zostawisz Annę? Może właśnie powinnaś być przy niej. - wiedziałem, że mam rację, ale Elsa tego nie rozumiała. A może nie chciała rozumieć. Wiedziałem, że była za mądra, żeby nie wziąć tego pod uwagę, więc czemu wciąż ucieka?
- Ale jak, Jack?! Myślisz, że nie chciałabym być przy niej? Oddałabym całą moją Moc, żeby tylko spędzić z nią jeden dzień, nie zastanawiając się, czy mogę zrobić jej krzywdę!! - krzyknęła. Jej błękitne oczy zaszły łzami, ale Elsa trzymała się twardo. Nie chciałem doprowadzić jej do takiego stanu, ale widziałem, że się łamie. Może powinienem zrobić to dla niej i dla Anny?
- Dlaczego uważasz, że możesz być dla niej takim zagrożeniem? - zapytałem spokojnie. Elsa potarła swoje przedramiona, jakby było jej zimno i spojrzała w dal, za siebie na Arendelle.
- Kiedyś, bardzo dawno temu prawie zabiła ją zabawa ze mną. Zabawa śniegiem i lodem. Byłeś tam wtedy? - zapytała. Pokręciłem przecząco głową. Ja dałem pomysł, ale nie mogłem być wszędzie, gdzie dzieci bawiły się w bitwę na śnieżki, czy jazdę na łyżwach. - Od tego czasu trzymam się z daleka, bo...
- Bo sądzisz, że to może się powtórzyć. - dokończyłem.
- Hans powiedział, że... że ona... Naprawdę mogłam zrobić jej coś gorszego niż to, co zrobiłam wtedy? - zapytała, choć wiedziała, że nie znam odpowiedzi. Objąłem ją, jednocześnie okrywając ją płaszczem.
- Wszystko będzie dobrze, Elsa. Chodź - ruszyliśmy w kierunku Pałacu. Cóż, próbowałem. Miałem nadzieję, że Elsa ma rację i Annie nie będzie groziło żadne niebezpieczeństwo.
...
Stałem obok, jak zwykle zresztą, widząc jak cierpi Elsa, gdy Hans powiedział jej, że jej siostra nie żyje. Opadłem na kolana. Mnie też ta informacja zwaliła z nóg. Nie znałem bliżej Anny, ale wiem, jak Elsa mogła się czuć. Tak samo pewnie czuła się moja siostra, gdy ja...
Nagle cała wichura śnieżna zatrzymała się, pozostawiając naszą trójkę na ogromnym, lodowym pustkowiu. Zauważyłem, że Hans wyciąga miecz i idzie w stronę Elsy. Zdołałem jedynie krzyknąć, gdy miecz Hansa uderzył, ale nie w królową, a w ciało jej siostry, które w jednej sekundzie zamarzło nad Elsą, broniąc jej. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Chciałbym teraz tylko upewnić się, że Elsie nic nie jest, ale widziałem jej panikę i troskę, gdy zauważyła stojącą nad nią Annę, zamarzniętą do szpiku kości. Podszedłem do dziewczyny, dotykając jej lodowego ciała. Nie musiałem sprawdzać, by wiedzieć, że Anna umarła w momencie, gdy skuł ją wieczny lód. Nie było na to żadnego wyjścia. Uklęknąłem obok, pogrążony w smutku, podczas gdy Elsa przytulała siostrę i łkała. Po drugiej stronie stał Kristoff z tym swoim reniferem. Ach, no tak, zapomniałem wam powiedzieć. Zwierzęta mnie widzą. One nie muszą wierzyć. Tak więc renifer rzucał w moim kierunku dziwne, zaniepokojone spojrzenia, ale większość uwagi skupiał na lodowym posągu Anny.
W końcu zauważyłem, jak ciepło rozchodzi się po ciele rudowłosej.
- Co u.. - zacząłem, ale Elsa odskoczyła od niej, widząc, że lód pęka. Anna odetchnęła i poruszyła się, a jej lodowa powłoka stopiła się niemal niezauważalnie.
Elsa chwyciła siostrę w ramiona. Spojrzałem na siostry po raz ostatni, bo poczułem się w tym momencie... niepotrzebny. Powinieneś odejść, Jack, powiedział głos w mojej głowie, Arendelle staje się dla ciebie domem, a ty nie masz domu.
Obróciłem się i odszedłem. Elsa nie zauważyła mnie, ale nie miałem jej tego za złe. Cieszyłem się, że jest szczęśliwa. Niedługo lód pod moimi stopami zaczął się roztapiać, więc powłóczyłem laską po tafli, zamarzając wodę ponownie, żebym mógł przejść.
...
Siedziałem właśnie w Londynie, przyglądając się jakiejś kobiecie zamiatającej drogę. Zastanawiały mnie jej jasne dłonie. Przypominały mi kogoś. Odwróciłem od niej wzrok. Szlag, kiedy spotykałem różne kobiety na swojej drodze, zawsze któraś miała coś, co przypominało mi królową Arendelle. Jedna miała taki sam piegowaty nos. Druga podobnie się uśmiechała. Trzecia tak samo zaplatała włosy. Ach, zwariować można było.
Minął miesiąc odkąd opuściłem Arendelle. Powiem szczerze, że to był okropny miesiąc. Codziennie powracałem do myśli, co robi Elsa i czy jest bezpieczna i codziennie odwracałem się od tych myśli, skupiając na rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że byłem Strażnikiem. I jestem wolny. Po co mam być zniewolony przez kobietę, skoro mogę robić co chcę, prychnąłem w myślach, rozkładając się na dachu jednej z kamienic. Dobrze mi samemu, powtarzałem sobie ciągle, jakby samo powtarzanie w kółko tego samego miało mi pomóc w to uwierzyć.
Wytrzymałem jeszcze kilka dni, aż w końcu obiecałem sobie, że tylko sprawdzę, ta dla pewności, że nic jej nie jest. Dotarłem do Arendelle w kilkanaście minut. Akurat wtedy zaszło słońce. Pamiętałem dobrze ściany zamku i wiedziałem, gdzie znajduje się komnata królowej. Usiadłem na parapecie, obserwując pokój Elsy. Natychmiast na szybie pojawiły się wzory z mrozu. Zmarszczyłem brwi. Już każdy wiedział, że to mój znak rozpoznawalny. Irytowało mnie to coraz częściej, bo nie mogłem się wkradać niezauważony.
W komnacie pojawiło się słabe światło. Zauważyłem Elsę wchodzącą do pokoju. Nie zmieniła się przez miesiąc, choć ja oczywiście miałem wrażenie, że wypiękniała jeszcze bardziej. Miała zaplecione włosy w ciasny warkocz i turkusową, długą sukienkę, ale inną niż ta, którą stworzyła sobie w swoim Lodowym Pałacu. Wkoło rękawów i dekoltu widoczne były złote akcenty szyte grubą nicią. Domyśliłem się, że to koszula nocna, bo jak na szatę królowej była wyjątkowo skromna. Gdy obróciła się, żeby sięgnąć po coś do skromnego regału stojącego obok biurka, zauważyłem, że tyłu sukni ma wycięty, ukazując jej nagie plecy. Przełknąłem głośno ślinę. Dość śmiała sukienka jak na potrzebę snu.
Nagle Elsa wykrzyknęła zdziwiona, zauważając mnie. Podbiegła do okna i otworzyła je, zanim zdążyłem uciec.
- Jack - szepnęła z ulgą, biorąc mnie w ramiona. Odwzajemniłem uścisk, ciesząc się, że tu jestem. Dlaczego uciekałem przed Elsą? Sam już nie wiem. Sądziłem, że mnie nie potrzebuje. A ona cieszy się z mojego przybycia jak dzieciaki z prezentów Northa. - Gdzie ty się podziewałeś tyle czasu? - widziałem radość w jej błękitnych oczach.
Westchnąłem. Nie wiedziałem, jak mam to wyjaśnić.
- Co z Anną? Wszystko w porządku? - zapytałem.
Elsa pokiwała głową.
- Tak, w najlepszym. Tylko ostatnio Kristoff spędza z nią za dużo czasu, zaczyna mnie to irytować - zaśmiała się, udając oburzenie. Uśmiechnąłem się na ten widok. Dawno nie była taka wyluzowana. No, właściwie to nigdy.
Odetchnęła, po czym jej oczy znowu zaświeciły.
- Zaczekaj, przebiorę się i pójdziemy na spacer, opowiesz mi co porabiałeś przez ten miesiąc, okej? - zapytała, idąc w kierunku garderoby.
- Elso, to nie będzie konieczne, bo ja...
- Jack, nie dasz się zaprosić na spacer ze swoją starą przyjaciółką? - w sumie pomyślałem, że jeden wieczór w tę czy we w tę nie zrobi mi różnicy, a jeśli mogę jej sprawić przyjemność...
Niedługo potem spacerowaliśmy po ogrodach królewskich, Elsa opowiadała mi, co zmieniło się w Arendelle od jej powrotu na tron, do którego, jak twierdzi, się przyczyniłem. Słuchałem tego na wpół otępiały, nie wiedząc czy skupić się na jej słowach, ciesząc się chwilą z nią sam na sam, czy może od razu powiedzieć jej, że muszę odejść. Ja nie jestem z tej bajki. Ja ratuję świat jako Strażnik, ona rządzi królestwem - ona jest człowiekiem, ja jestem nieśmiertelny.
- Jack, - powiedziała w końcu, widząc moją otępiałą minę. - co jest?
Spojrzałem w jej błękitne oczy pełnej nadziei, po raz pierwszy nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu westchnąłem i odpowiedziałem:
- Wiesz, że nie będę wiecznie w Arendelle, prawda? - zapytałem. to nie była pełna odpowiedź, ale chociaż jej część. Elsa skrzywiła się.
- Domyślam się, ale chyba będziesz mnie odwiedzał. - odwróciłem wzrok. - Prawda?
- Elsa, ja właściwie... Sam nie wiem. Nie powinienem za długo przesiadywać w jednym miejscu. - zacząłem tłumaczyć. Elsa słuchała w skupieniu, gdy mówiłem jej o wielu dzieciakach czekających na zabawę z Jackiem Mrozem, podczas gdy on będzie siedział w Arendelle. - W dodatku - dodałem. - królowa Arendelle też nie będzie miała czasu dla zimowego ducha.
Po tym ostatnim Elsa wkurzyła się, choć oczywiście starała się tego po sobie nie pokazać. Zmierzyła mnie ostro wzrokiem, po czym powiedziała, krzyżując ręce.
- Królowa Elsa zarządza swoim czasem jak jej się podoba, a jeśli chce spędzić go z siostrą, to robi to i nie pyta nikogo o zdanie. To samo dotyczy ciebie - dodała, mrugając do mnie. Uśmiechnąłem się, widząc jej naburmuszoną minę. Mimo jej kobiecego wyglądu, często zachowywała się jak dziecko. Byłem pewien, że stoi za tym Anna i byłem jej za to wdzięczny. - W dodatku chciałabym, żebyś poznał Annę. Chcę, żeby ona w ciebie uwierzyła.
Pomyślałem, że wiara jednego dziecka daje wiele. Ale wiara dorosłej dziewczyny znaczy o wiele więcej, a jeżeli Elsa może mi w tym pomóc... Po prostu zgodziłem się.
- Anna już pewnie śpi, - mruknęła Elsa. - ale rano zagadam do niej.
- Elso, po co to robisz? - zapytałem. Spojrzała na mnie wyczekująco.
- Co robię?
- Czemu chcesz, żebym tu został?
Królowa zamyśliła się. Widziałem to po jej minie. Odeszła dalej obok dużej fontanny, wpatrując się w nią. Dotknęła tafli wody i natychmiast tryskające krople zmieniły się w lód, tworząc bajeczny widok. Elsa obróciła się do mnie z uśmiechem i powiedziała:
- Bo ty jako jedyny jesteś podobny do mnie i też potrafisz to, co ja. Też masz Moc.
Zaśmiałem się. Tak w sumie to prawda. Nie natrafiłem jeszcze na kogoś innego, obdarzonego zimowym talentem.
- Nie widziałaś jeszcze mojej Mocy. - Elsa zmarszczyła brwi. - Potrafisz przywołać uśmiech na twarzy nawet najbardziej rozzłoszczonej istoty? Bo ja to potrafię - powiedziałem mało skromnie, pusząc się przy tym. Moja towarzyszka zdziwiła się, a jej ciemne brwi przesunęły się trochę wyżej.
- Taak? W takim razie mi to pokażesz - rozkazała, a ja zacząłem się śmiać.
- Przyprowadź Annę jutro rano w to samo miejsce - mrugnąłem do niej, podpierając się na lasce. - Jakbyś ją trochę wkurzyła, byłbym wdzięczny. - Elsa zaśmiała się i ruszyła w stronę zamku, rzucając mi pożegnalny uśmiech, ale zaraz wróciła, biorąc mnie w ramiona. Cholera, kiedy przestanie mi być mało jej uścisków? Wtedy czułem, że mam wszystko, co tak naprawdę chciałem właśnie w swoich ramionach.
- Cieszę się, że wróciłeś - dodała na pożegnanie i tym razem naprawdę odeszła, zostawiając mnie samego w ogrodzie. Odetchnąłem, gdy skręciła w bok, ginąc mi z oczu.
Kiedy upewniłem się, że jestem sam, kopnąłem w kamienną ławę, krzycząc:
- Jack, ty kretynie!
Uderzyłem tak mocno, że noga zapulsowała z bólu. Złapałem się za nią, przysiadając na ławie i tłumiąc krzyk. Zza krzaków usłyszałem szelest i popatrzyłem czujnie w tamtym kierunku.
Nagle wyjrzał z nich renifer, ten sam, który nie odstępował Kristoffa na krok. Gdy zobaczył mnie, zadarł rogi i ruszył wściekle w moim kierunku, a ja w ostatniej chwili uskoczyłem, przy okazji zamarzając ziemię u swoich stóp, przez co renifer poślizgnął się w miejscu, w którym przed chwilą stałem i upadł na wielki, rogowaty łeb.
Kiedy się podniósł, ja stałem na gałęzi jednego z wyższych drzew w okolicy. Wystawiłem zwierzęciu język, po czym ułożyłem się do snu, słysząc jednocześnie, że jak jego łapy drapią o pień. Po kilku nieudanych próbach w końcu miałem spokój i już zacząłem myśleć o jutrzejszym dniu, jednocześnie narzekając na swoją głupotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz