Lecieliśmy bardzo szybko, wicher walił we mnie z ogromną siłą, cudem zachowałem równowagę. Mleczuszka już przebudziła się i kierowała mnie w stronę Zębowego Pałacu. Nie do końca znałem drogę, a każda minuta była dla mnie ważna. Po jakiejś godzinie lotu zauważyłem Pałac majaczący pośród gęstych, ciemnych chmur. To na pewno była sprawka Mroka.
- Jakim cudem on zajął wasz Pałac? - zapytałem małą. - Jest was tysiące. Czyżby znowu próbował z mroczną armią?
Wróżka zaprzeczyła ruchem głowy, więc przestałem wypytywać. Szanse na to, żebym zgadł i tak były małe. Nie zdążyłem nawet wlecieć do pałacu, gdy zauważyłem, że ciemność dokoła zgęstniała, a z chmur wyłoniła się postać odziana w czerń. Postać, którą znałem aż za dobrze.
- Mrok! - warknąłem, lecąc szybciej, wprost na wroga.
Mleczuszka zadrżała w moich dłoniach. Z obłoków wyłoniła się jeszcze jedna postać - Ząbek. Zauważyłem, że jest trzymana w małej klatce, w której ledwie się mieściła. Trzymała dłonie na kratach swojego więzienia, a w jej oczach czaiło się błaganie.
- Witaj, Jack - zagrzmiał głos Mroka. Nie mogłem słuchać jego głosu, tyle w nim radości, pewności... Sam zaczynałem wątpić, że dam radę, ale wiedziałem, że mój wróg robi to specjalnie. - Jak się żyło w Arendelle? - zachichotał paskudnie.
Nie daj się sprowokować, powtarzałem sobie, ściskając moją laskę tak mocno, że pobielały mi palce.
- Najwyraźniej tobie żyło się o wiele gorzej na pustkowiu, skoro postanowiłeś do nas wrócić - odparłem cierpko. Uśmiech zszedł z twarzy Mroka, jego oczy błysnęły dziko.
- Och, Jack, dobrze wiem, że już teraz chciałbyś wrócić, nie chcesz tego, nie chcesz tej misji. - głos Mroka był spokojny, niemal kojący. Wiedziałem, że im dłużej będę go słuchał, tym bardziej będzie mnie przekonywał.
- Jack, nie słuchaj go!! - wykrzyknęła Ząbek, po czym Mrok związał jej swoim pyłem ręce i nogi oraz zasłonił usta. Potrafił jeszcze lepiej manipulować swoim czarnym pyłem, zauważyłem. Wcześniej nie mógłby sobie aż na tyle pozwolić, a znałem go niestety dość dobrze, by to stwierdzić.
- Po co ci Zębowy Pałac?! - krzyknąłem, uspokajając cieniutkie głosiki jednym pytaniem. Dopiero domyśliłem się, że są to wróżki, ale nie mogłem ich dostrzec. Musiały gdzieś tutaj być. - Znowu chcesz kraść zęby? Już poprzednim razem słabo ci to wyszło.
Mrok powrócił do swojego wcześniejszego dobrego humoru. Popatrzyłem na Ząbka. Widziałem w jej oczach, że każe mi uciekać. Najwyraźniej Mrok ma jakiegoś asa w rękawie, o którym nie wiedziałem, a ona chciała mnie ostrzec. Poczułem się urażony. Przecież widziała, co potrafię.
- Nie, tym razem mam apetyt na coś o wiele lepszego, no bo pomyśl, Jack - Mrok udawał zamyślonego. - Co mi da sama władza? Najpierw muszę wyeliminować pozostałych. Zacząłem słabo od waszych specjalności, tylko po co utrudniać sobie życie? No patrz, wystarczyło jedynie zająć Zębowy pałac i od razu zjawiasz się ty... Wystarczy tylko poczekać na resztę. Rozdzieleni nie jesteście tacy - zaśmiał się. - potężni.
Obserwowałem go dokładnie, ale zachowywał twarz pokerzysty. Nic mi to nie dawało. Jakim cudem znowu powrócił do dawnej potęgi?Niestety, musiałem przyznać mu rację. Czy gdybym najpierw poleciał na Biegun, sytuacja byłaby inna?
- Ale zawrzyjmy układ, Jack, - Mrok kontynuował - w końcu... na co ci całe bycie Strażnikiem. Mam coś dla ciebie. Powiedzmy, że... udało mi się coś ucielestnić. Wyobraź sobie, że mógłbyś żyć sobie spokojnie w Arendelle, nie przejmując się wcale tym, co działoby się naokoło, bez ciągłego biegania za dziećmi i dbania o to, żeby dobrze się bawiły. Jack - jego oczy błyszczały z podekscytowania jak u małego dziecka - mi się to właśnie udało! Mogę sprawić, że naprawdę zapomnisz o wszystkich obowiązkach, możesz czuć się znowu wolny, jak wcześniej...
Zwiesiłem z zażenowaniem głowę. Słowa Pitcha naprawdę do mnie przemawiały... Nagle wyobraziłem sobie dzieciaki, które zostają same na pastwę Mroka oraz Strażników, którzy tracą swoją Moc przez brak wiary w nich samych. Nie, nie mógłbym tego zrobić, nawet za cenę bycia z Elsą. Popatrzyłem hardo w twarz Pitchowi.
- Już raz ci powiedziałem, co myślę na temat twoich układem ze mną - mój głos niósł się echem po równinie. Uśmiech Mroka odrobinę osłabł. - Z chęcią ci to powtórzę - warknąłem i wyciągnąłem przed siebie laskę, dając znak Mleczuszce, żeby uciekała.
Zaatakowałem pierwszy mocą gradu, uderzając Mroka z szybkością błyskawicy. Mój wróg nagle zmienił swoje położenie, po prostu zniknął. W ostatniej chwili zdążyłem go zauważyć po mojej prawej stronie i w ostatniej chwili udało mi się obronić przed jego atakiem.
Po ciemnym niebie błyskały nasze ataki - moje z lodu i jego z ciemności. Miał kontrolę nad tym, co było wokół, przez co czułem się coraz bardziej słabszy. W końcu jego moc odepchnęła mnie na sąsiedni szczyt, gdzie uderzyłem plecami o twardą ścianę. Świat wokół mnie zaczął się powoli zmieniać, wiedziałem, że tracę przytomność. Nie, nie mogłem, musiałem walczyć. Pomyślałem o Ząbku, uwięzionej przez Mroka. Musiałem coś zrobić, cokolwiek.
Zmusiłem się do opanowania moich zmysłów i znów ruszyłem z atakiem na ducha. Tym razem atakowałem jeszcze szybciej, jeszcze bardziej agresywnie, myśląc cały czas o Elsie. Wiedział o niej, wiedział wszystko. Zaczynałem się obawiać, że kiedy posiądzie swoją całą Moc zwróci się przeciw Arendelle - ot, by się na mnie zemścić. Czułem w sobie furię i troskę zalewającą mnie od stóp do głów.
Byłem już blisko, Mrok ledwie sobie ze mną radził, na jego twarzy malowało się niedowierzanie w moje możliwości. W końcu, gdy byłem tuż obok, chwyciłem go za kołnierz i z całej siły przydusiłem do następnej góry, uniemożliwiając mu poruszanie się. Mrok spojrzał na mnie ze strachem.
- Jak ty to... - wyszeptał.
Popatrzyłem w jego oczy z wściekłością. Czy chciałem go zabijać? Czy jego w ogóle da się zniszczyć?
- Co mi teraz zrobisz, Jack - Mrok zaśmiał się z narastającym sarkazmem. - Naprawdę myślisz, że wygrałeś? - zapytał.
W tym momencie poczułem ból w moim brzuchu i jakaś siła odrzuciła mnie na bok. leżałem tak, zwijając się z bólu, który zmienił położenie na głowę i próbowałem wypatrzeć jakąś nową sztuczkę Mroka, ale zamiast tego ujrzałem kobietę ubraną w czerń, z dwiema bliznami na wyjątkowo szlachetnej, bladej twarzy. Chodź wydawała się delikatna, wpatrywała się na mnie z zawiścią. Także czarne włosy kobiety sięgające bioder powiewały na wietrze. Mrok podszedł do niej i pocałował ja w policzek, jednocześnie obejmując ja w pasie.
- Naprawdę myślałeś, że działam sam? - ból narastał, nie mogłem się skoncentrować na czymkolwiek, poza jednym pragnieniem - żeby ona w końcu przestała to robić.
Mrok podszedł do mnie i kopnął mnie tak, że odleciałem na bok, dalej byłem bezbronny. W końcu moje niekończące się cierpienia ustały, bo chyba straciłem przytomność. Zachowałem w pamięci tylko krzyki wróżek i jedną jedyną myśl - Elsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz