poniedziałek, 16 marca 2015

Lęk

   Gdy wbiegliśmy do pałacu, oboje natychmiast zauważyliśmy biegające sługi, niosące miski z gorącą wodę i koce. Co się tam do licha stało?
   Elsa ani na moment nie przystanęła, a ja starałem się ją dogonić. Nie tak łatwo było wyminąć spieszące na pomoc księżniczce służące.
   Kiedy wreszcie udało mi się dogonić królową, zauważyłem, że już siedziała przy łóżku Anny. Księżniczka miała bladą skórę, taką, jak wtedy, gdy jej serce zamarzało skute lodem. Zimne wargi poruszały się, szepcząc:
- Kristoff...
- Co się stało? - zapytała Elsa, ale tak naprawdę nie miał kto jej odpowiedzieć. Wszyscy byli zbyt pochłonięci niesieniem pomocy księżniczce.
   Podszedłem do królowej i chwyciłem ją delikatnie za dłonie. Chciałem ją uspokoić, wesprzeć ją. Wiem, że teraz tego potrzebowała. Jedna za służących przeprosiła królową i zaczęła nacierać dłonie Anny.
- Elsa, spokojnie, Annie nic nie jest. - starałem się mówić spokojnie, ale ciało Elsy trzęsło się, obracała się w stronę siostry co sekundę.
- Skąd wiesz? - mruknęła. Ani na moment nie potrafiła się uspokoić. - Wszystko moja wina, pozwoliłam jej na ta podróż...
- Elsa, skup się, potrafisz wchłonąć zimno? - zapytałem cicho. królowa dopiero po chwili kiwnęła głową. Pewnie nie słuchała mnie aż do tej pory. - Ja ci pomogę, musimy jakoś ogrzać Annę, a potem możemy panikować.
   Wiem, że pomogłem. Dałem jej cel. A wiem z doświadczenia, że gdy masz coś do roboty, to nie martwisz się na zapas. Elsa usiadła po jednej, ja po drugiej stronie łóżka. Służąca robiła swoje, oczywiście przeniknąłem przez nią, bo dla tej kobiety nie istniałem. Elsa rzuciła mi smutne spojrzenie, po czym wzięła w dłonie rękę Anny.
   Ja zrobiłem to samo. Wierzcie mi, że po tylu wiekach spędzonych na zimnie mam trochę doświadczenia. Ale dłonie Anny były tak zimne, że zacząłem się bać, że jest za późno. Jednak jej klatka piersiowa unosiła się, ukazując wolne wdechy i wydechy, a księżniczka nie przestawała wołać Kristoffa.
   Choć po policzkach Elsy płynęły łzy, nie przestawała wysysać z Anny chłodu. Służąca zaś zastępowała zimno zagrzanymi kawałkami skór, przez co ciało księżniczki szybko przyjmowało ciepło, jednak nie za szybko.
   W końcu Anna otworzyła oczy.
- Elsa? - królowa uśmiechnęła się przez łzy i położyła dłoń na czole siostry. Widziałem po jej minie, że musiało być równie zimne, co ręce. - Jack... - szepnęła księżniczka. Otworzyłem szeroko oczy. Poznawała mnie. Anna uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
- Co się stało, Ania? - zapytała Elsa cicho. Troszkę się uspokoiła, zauważyłem. Całe szczęście. Dłonie księżniczki były nieco cieplejsze, a na jej policzkach wystąpiły rumieńce, stapiające się z rudym odcieniem włosów.
- Lawina - powiedziała Ania spokojnie, po czym wyskoczyła z łóżka, niemal mdlejąc w objęciach Elsy. - Kristoff! - wykrzyknęła. - Przysypało go, jest tu?
   Spojrzałem na dworzan, którzy sprowadzili tu księżniczkę. Spuścili głowy, nie odzywając się. Teraz to Anna trzęsła się, a Elsa próbowała podtrzymać ja na duchu.
- Ania, spokojnie, połóż się - rozkazała królowa, kładąc siostrę. Widziałam po Annie, że jest załamana. Widziałem, że wiele łączyło ją z chłopakiem, ale najwyraźniej nie domyśliłem się, że mogła coś do niego czuć.
- Kristoff... Nie... - szlochała księżniczka. - Nie, róbcie coś, on nie może tam zostać! Błagam, Elso, błagam...
   Elsa rzuciła mi zdeterminowane spojrzenie. Wiedziałem, że zrobi wszystko dla siostry. Tak samo jak ja zrobiłbym wszystko dla niej.
- Klauss! - wykrzyknęła. - Osiodłaj najszybszego wierzchowca. Zaraz wrócę. - po czym szepnęła do siostry. - Obiecaj mi, że będziesz się trzymać, a ja postaram się pomóc Kristoffowi...
- O Pani - wykrzyknął Klauss, mały minister o koziej bródce, o którym mówiła mi Elsa. Od razu coś mi w nim nie podpasowało. - Do bram zamku dobija się ten renifer... Nie można go uspokoić.
- Doskonale! - wykrzyknęła Elsa, zrywając się. - Pojadę na Svenie. - wszyscy dworzanie skupieni przy drzwiach komnaty spojrzeli na nią z szokiem. Według mnie był to dobry pomysł, renifer jest pewnie zdeterminowany, by szukać przyjaciela. W dodatku pewnie pamięta drogę...- Co tak stoicie? Prędzej!
   Nie minął kwadrans, a Elsa trzymała się szyi Svena i oboje pędzili przez grubą warstwę śniegu. Ja leciałem za nimi na mojej lasce. Wicher niósł mnie daleko w góry.
- Jack! - krzyknęła do mnie Elsa, zasłaniając oczy przed ostrymi kawałkami śniegu. - Leć pierwszy, może coś zobaczysz...
   Posłuchałem bez jakiegokolwiek komentarza. Nie chodziło tu nawet o to, że usługiwałem Elsie. Mnie również zależało na Annie, a skoro ona przejmowała się losem chłopaka, to ja nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. Niedługo potem znaleźliśmy się w górach. Gdzie pozostałym zajmuje to kilka dni, nam zajęło godzinę. Dziwiłem się, że Sven był tak wytrzymały.
   W końcu zauważyłem pasmo śniegu o kilku metrach wysokości. Zakryłem usta dłonią. Szansa wydobycia chłopaka spod warstwy puchu stawała się coraz mniejsza. Całe szczęście lawina, choć wysoka, nie zajmowała zbyt wielkiego obszaru. Zatrzymała się na pierwszych partiach drzew przy okolicznym lesie.
   Elsa zeskoczyła z renifera, a Sven od razu zaczął biec w miejsce, gdzie prawdopodobnie został zasypany Kristoff. Królowa próbowała go dogonić, ale chodzenie po tak grubej warstwie było niemożliwe, a co dopiero bieg. Skoczyłem obok niej i wziąłem ją delikatnie w ramiona.
- Jack, co ty... - zaczęła, ale zanim skoczyła, ja trzymałem ją w objęciach lecąc lekko w porywach wiatru. - Jack, puść mnie błagam... Jack...
   Nie zamierzałem jej puścić, zresztą na wysokości kilku metrów byłby to wręcz głupi pomysł.
- Elsa, spokojnie, nie ufasz mi? - spytałem z uśmiechem. Królowa odwróciłą wzrok. Cała się trzęsła.
- To nie tak, ja po prostu... Jack, błagam...
   Zrozumiałem, o co chodzi. Elsa ma lęk wysokości. Byliśmy już niedaleko Kristoffa, więc starałem się lecieć tuż nad ziemią, po prostu by nie musieć iść po grubej warstwie śniegu.
   Elsa cała dygotała, gdy postawiłem ją na ziemi.
- Przepraszam, nie wiedziałem - szepnąłem, a ona popatrzyła mi w oczy. Miałem wrażenie, że zobaczyłem w nich morze, niemal słyszałem szum fal. Byliśmy tak blisko siebie, że niemal stykaliśmy się nosami. Przerażała mnie ta bliskość, ale jednocześnie moje serce szalało jak zwariowane. Dziwiłem się, że Elsa go nie słyszy.
   W końcu królowa odwróciła się i odbiegła w stronę Svena. Zapomnieliśmy, po co tu właściwie przybyliśmy, a dla chłopaka w tym czasie mogło być za późno.
   Elsa pochyliła się i zaczęła kopać. Uklęknąłem obok. Gdy ona kopała, ja trzymałem dłonie nad dołkiem w śniegu i starałem się pogłębiać otwór. Oby Sven się nie pomylił i Kristoff rzeczywiście mógłby być pod nami. Renifer także zaczął kopać tuż obok. Szło mu to o wiele szybciej.
   Trwało to kilkanaście, może dwadzieścia minut. W końcu coś zaszeleściło pod warstwą puchu. Elsa otrzepała Kristoffa z resztek śniegu, zdołaliśmy zobaczyć tylko skrawek jego ubrania, ale to był dowód na to, że Sven się nie pomylił.
- Sven, pomóż mi! - krzyknęła Elsa. Śnieg znikał w szybkim tempie, z moją mocą znikał bez śladu, reszta kopała. Najwyraźniej Elsa nie chciała używać swojej mocy, a może bała się, że straci kontrolę?
- Jest! - krzyknąłem, wydobywając chłopaka z lawiny. Był dużo cięższy niż przypuszczałem. Sven bardzo mi pomógł. To dziwne, w końcu wcześniej chciałby mnie rozszarpać. Najwyraźniej nie był taki głupi, wiedział, że chciałem pomóc jego przyjacielowi.
   Policzki Kristoffa były jeszcze bledsze niż u Anny. przez myśl przeszło mi najgorsze. Elsa pochyliła się i dotknęła palcami żyły na jego szyi, sprawdzając puls. Czekaliśmy w milczeniu. W końcu westchnęła z ulga.
- Musi być naprawdę silny, skoro spędził w tym śniegu kilka godzin. - szepnęła, próbując podnieść chłopaka. Pomogłem jej i razem ułożyliśmy Kristoffa na grzbiecie renifera. Elsa wzięła ze sobą pas, którym spięła bezwiedne ciało chłopaka z grzbietem renifera. Zwierzę przeszło kawałek, by upewnić się, że jego przyjaciel dobrze się trzyma.
- Uff, całe szczęście. Sven, skup się, trafisz sam do  Arendelle? - trochę to było głupie według mnie, że pytała o to renifera, ale on tylko prychnął, jakby go uraziła. Królowa uśmiechnęła się, głaszcząc go. - Szybciej tam dobiegniesz bez zbędnego balastu - dopiero po chwili pojąłem, że mówiła o sobie.
   Renifer parsknął i odbiegł w las, dźwigając na grzbiecie ciało Kristoffa. Elsa westchnęła.
- Co jeżeli pas się urwie? - zapytała cicho. Już nie chodziło o Annę. Jej też musiało zależeć na Kristoffie. W końcu, jakby nie było, stał się częścią rodziny tak samo, jak Olaf czy Sven. Nawet przeszło mi przez myśl, że Elsa mogła traktować go jak szwagra.
- Możemy sami sprawdzić - mrugnąłem do niej, ale Elsa zatrzęsła się, domyślając się, o co mi chodzi.
- Nie, Jack, dojdę na nogach - powiedziała, unosząc ręce. Zaczynałem się obawiać, że bała się mnie.
   Podszedłem wolno i złapałem ją za dłonie.
- Tak, najwyżej za kilka dni, tak? Myślałem, że chcesz jak najszybciej dowiedzieć się, co u Anny. - Elsa przygryzła wargę. Wiedziałem, że zaczynam ją przekonywać. Przybliżyłem się jeszcze kawałek. - Spokojnie, nawet przez myśl mi nie przejdzie ciebie upuścić - obiecałem.
   Elsa wyglądała na zagubioną. W końcu przytuliła się do mnie.
- Jack, nie potrafię, naprawdę... Chcę, ale...
- W takim razie bądź silna, ja ci pomogę - to już druga obietnica jednego dnia. Szaleję!
- Obiecujesz? - spytała.
   Nie wiem, co mnie podkusiło, albo co mi odbiło, ale ująłem delikatnie podbródek Elsy i pocałowałem ją. Dopiero po chwili pojąłem, co robię, ale było już za późno. Usta Elsy hipnotyzowały mnie, nie mogłem sam odpuścić i ze zdziwieniem odkryłem, że ona także nie tego nie chciała. Nie wiem, ile mogliśmy tam stać. Oceniłbym to na sekundę, jeden moment, ale w ciągu tego jednego momentu poczułem się naprawdę szczęśliwy. Moc lodu i moje możliwości nie mogły się równać z jednym krótkim pocałunkiem.
   Kiedy otworzyłem oczy, dalej trzymałem w objęciach Elsę. Królowa wyglądała na zaniepokojoną, ale na jej ustach gościł uśmiech. Nie potrafiłem uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Nawet nie macie pojęcia, ile razy przyglądałem się wargom Elsy. Za każdym razem czułem się jak ostatni kretyn.
   Nie pamiętałem naszego powrotu do Arendelle. Ale nie czułem już w ramionach tej samej trzęsącej się Elsy, co wcześniej. Chyba przestała się bać. I chyba ja tez przestałem.

2 komentarze:

  1. yeah!!!
    Wreszcie pocałunek ;)
    Na to czekałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam cię do Liebster Award! Wiecej informacji znajdziesz na: http://love-of-the-princess-from-dunbroch.blogspot.com/2015/03/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń