Stałem w głównej komnacie, identycznej, jak ta w Arendelle. Wiadomo, czemu tak wyglądała. Miała przypominać królowej o jej domu, ja wiedziałem, że czuła się z tym jeszcze gorzej. Spoglądałem przez otwarte, szklane wrota na ogromnego, śniegowego potwora, stworzonego przez Elsę. Nie potrafiłem się uśmiechnąć. Robiłem wiele psikusów, wiem, jak to się zazwyczaj kończy, ale tym razem nawet ja nie zrobiłbym czegoś takiego i to własnej siostrze.
Westchnąłem, drapiąc się moją laską w białe włosy. Muszę z nią porozmawiać, obiecałem sobie.
Przeszedłem cały hol, aż w końcu trafiłem do komnaty królowej. Wyglądała, jakbym pomylił pokoje. Elsa łaziła w tę i we w tę, cała się trzęsąc. Otworzyłem szeroko oczy widząc, jak lód płonie czerwonym blaskiem.
Podszedłem do niej i położyłem jej dłoń na ramieniu. Odtrąciła mnie.
- Nie dotykaj mnie - warknęła. Przez moment w jej oczach czaił się gniew, zaraz potem wezbrały łzy. Upadła na kolana głośno szlochając. - Przepraszam... - wyszeptała, a ja poczułem, że muszę ją wesprzeć.
Przytuliłem ją delikatnie, jakbym bał się, że nagle się rozleci, ale najwyraźniej tak bardzo tego potrzebowała, że to ona zacisnęła mnie w ramionach. Czułem, że jest cała roztrzęsiona, że ma wyrzuty sumienia, że wygnała siostrę. Ciepło rozeszło się po moim ciele, jakby przytulanie Elsy sprawiało mi szczególną przyjemność. Chciałbym, żeby choć część tego ciepła i spokoju, który mam w sobie teraz przeszedł na nią.
- Nie płacz, spokojnie - wyszeptałem.
- Anna nie zasłużyła sobie na taką siostrę... - szlochała. Popatrzyłem w jej błękitne, lśniące oczy.
- To znaczy na jaką siostrę?
Elsa wtuliła się we mnie. Trochę zajęło jej to czasu, zanim odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy.
- Wiele lat temu wyrządziłam jej krzywdę i ona... - odetchnęła z trudem - ...ona ledwie przeżyła. Cały czas się ukrywałam, duchu, aż w końcu zobaczyła, że jestem potworem.
Popatrzyła ze wstrętem na dłonie. Zacisnąłem na nich swoje własne. Tak blade, tak zimne. Przez chwilę miałem wrażenie, że są przeznaczone dla siebie, przecież mieliśmy tą samą zimową naturę. Jak miałem ją przekonać? Brakowało mi argumentów. Elsa, jesteś cudowna, wspaniała, piękna... Wszystko brzmiało bez sensu. Ale wszystko złożone razem składało się na jej całą idealną istotę. Po raz pierwszy w życiu poczułem się zawstydzony.
- Nie jestem żadnym duchem. - powiedziałem, spuszczając wzrok. - Jestem Jack Mróz, Strażnik Marzeń. Pomagam dzieciom spełniać ich marzenia, dbam by śniły, by bawiły się i dorastały z myślą o szczęściu. - pierwszy raz się tak przedstawiłem. Elsa popatrzyła na mnie z szokiem. Okłamałem ją. - Jeśli ty jesteś potworem, to ja jestem zbędny w tym, co robię.
Nastała głucha cisza. Wiedziałem, że musi to sobie przetrawić. Nie każdego dnia ktoś dowiaduje się, że tkwi w ramionach Strażnika Marzeń, ale Elsa nie odepchnęła mnie, nie nazwała kłamcą i nie cisnęła lodową furią, która i tak nic by nie wskórała przy mojej mocy.
- To dlaczego widzę cię tylko ja? - zapytała cicho. Szybko kojarzyła fakty, pomyślałem. Musiała zauważyć, że ten bałwan Olaf i reszta nie widzieli mnie. Była nie tylko utalentowana, ale sprytna.
- Bo we mnie uwierzyłaś - wzruszyłem ramionami.
Elsa pokiwała głową w zamyśleniu. Nagle wstała, cały czas wzrok wbijając w lodową posadzkę. Wstałem razem z nią, puszczając ją jednocześnie. To królowa, idioto, podpowiadał mi głos w mojej głowie. Co ty możesz jej dać?
- To wiara jest tak ważna? - zapytała nieśmiało. Udało mi się ją zagadać na tyle, by odciągnąć ja od tematu Anny. Wiedziałem, że i tak myśli i siostrze, ale stara się izolować od siebie te myśli.
- Elsa, wiara jest najważniejsza. Nie widzisz, że Anna cały czas wierzy? Wierzy w ciebie...
Królowa wstała i pobiegła na balkon. Przez chwilę wystraszyłem się, że chce skakać, ale ona najwyraźniej czegoś tam wypatrywała. Poszedłem za nią, po długim zastanowieniu się.
- Co się stało? - zapytałem, widząc jej przestraszoną minę.
- Idą po mnie - mruknęła, a ja zauważyłem w dali jaśniejące sylwetki jakis dziesięciu albo piętnastu mężczyzn. Wróciła szybko do komnaty. - Jack, odejdź stąd. - warknęła.
Prychnąłem. Może i była królową, ale to nie oznaczało, że mogła mi rozkazywać. Mógł to również zrobić król Anglii, a i jego nie słuchałem.
- Nie, to ty uciekaj - jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, a sama Elsa oddychała dwa razy szybciej. Ona naprawdę zaczynała się bać. Wiedziałem, że ci mężczyźni nie należą do jej przyjaciół. Ogarnął mną gniew. Nikt nie będzie jej krzywdził. Już wystarczająco krzywdziła samą siebie. - Jeśli ty tu zostajesz, to ja również.
- Jack, oni naprawdę zrobią ci krzywdę - próbowała użyć całego swojego królewskiego autorytetu, nie mówiąc już o uroku, na widok którego pociły mi się dłonie. Ja byłem nieugięty.
- Przecież jestem duchem, zapomniałaś? - mruknąłem, po czym po prostu wybiegłem na balkon i wyskoczyłem przez barierkę, lądując na mojej lasce tuż nad ziemią. Wicher zabrał mnie daleko, roznosząc krzyki Elsy po pustkowiu. Część mnie cieszyła się z myśli, że martwiła się o mnie, inna całkiem zablokowała dostęp emocji, dopuszczając jedynie jedną - gniew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz