Stałem w głównej komnacie, identycznej, jak ta w Arendelle. Wiadomo, czemu tak wyglądała. Miała przypominać królowej o jej domu, ja wiedziałem, że czuła się z tym jeszcze gorzej. Spoglądałem przez otwarte, szklane wrota na ogromnego, śniegowego potwora, stworzonego przez Elsę. Nie potrafiłem się uśmiechnąć. Robiłem wiele psikusów, wiem, jak to się zazwyczaj kończy, ale tym razem nawet ja nie zrobiłbym czegoś takiego i to własnej siostrze.
Westchnąłem, drapiąc się moją laską w białe włosy. Muszę z nią porozmawiać, obiecałem sobie.
Przeszedłem cały hol, aż w końcu trafiłem do komnaty królowej. Wyglądała, jakbym pomylił pokoje. Elsa łaziła w tę i we w tę, cała się trzęsąc. Otworzyłem szeroko oczy widząc, jak lód płonie czerwonym blaskiem.
Podszedłem do niej i położyłem jej dłoń na ramieniu. Odtrąciła mnie.
- Nie dotykaj mnie - warknęła. Przez moment w jej oczach czaił się gniew, zaraz potem wezbrały łzy. Upadła na kolana głośno szlochając. - Przepraszam... - wyszeptała, a ja poczułem, że muszę ją wesprzeć.
Przytuliłem ją delikatnie, jakbym bał się, że nagle się rozleci, ale najwyraźniej tak bardzo tego potrzebowała, że to ona zacisnęła mnie w ramionach. Czułem, że jest cała roztrzęsiona, że ma wyrzuty sumienia, że wygnała siostrę. Ciepło rozeszło się po moim ciele, jakby przytulanie Elsy sprawiało mi szczególną przyjemność. Chciałbym, żeby choć część tego ciepła i spokoju, który mam w sobie teraz przeszedł na nią.
- Nie płacz, spokojnie - wyszeptałem.
- Anna nie zasłużyła sobie na taką siostrę... - szlochała. Popatrzyłem w jej błękitne, lśniące oczy.
- To znaczy na jaką siostrę?
Elsa wtuliła się we mnie. Trochę zajęło jej to czasu, zanim odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy.
- Wiele lat temu wyrządziłam jej krzywdę i ona... - odetchnęła z trudem - ...ona ledwie przeżyła. Cały czas się ukrywałam, duchu, aż w końcu zobaczyła, że jestem potworem.
Popatrzyła ze wstrętem na dłonie. Zacisnąłem na nich swoje własne. Tak blade, tak zimne. Przez chwilę miałem wrażenie, że są przeznaczone dla siebie, przecież mieliśmy tą samą zimową naturę. Jak miałem ją przekonać? Brakowało mi argumentów. Elsa, jesteś cudowna, wspaniała, piękna... Wszystko brzmiało bez sensu. Ale wszystko złożone razem składało się na jej całą idealną istotę. Po raz pierwszy w życiu poczułem się zawstydzony.
- Nie jestem żadnym duchem. - powiedziałem, spuszczając wzrok. - Jestem Jack Mróz, Strażnik Marzeń. Pomagam dzieciom spełniać ich marzenia, dbam by śniły, by bawiły się i dorastały z myślą o szczęściu. - pierwszy raz się tak przedstawiłem. Elsa popatrzyła na mnie z szokiem. Okłamałem ją. - Jeśli ty jesteś potworem, to ja jestem zbędny w tym, co robię.
Nastała głucha cisza. Wiedziałem, że musi to sobie przetrawić. Nie każdego dnia ktoś dowiaduje się, że tkwi w ramionach Strażnika Marzeń, ale Elsa nie odepchnęła mnie, nie nazwała kłamcą i nie cisnęła lodową furią, która i tak nic by nie wskórała przy mojej mocy.
- To dlaczego widzę cię tylko ja? - zapytała cicho. Szybko kojarzyła fakty, pomyślałem. Musiała zauważyć, że ten bałwan Olaf i reszta nie widzieli mnie. Była nie tylko utalentowana, ale sprytna.
- Bo we mnie uwierzyłaś - wzruszyłem ramionami.
Elsa pokiwała głową w zamyśleniu. Nagle wstała, cały czas wzrok wbijając w lodową posadzkę. Wstałem razem z nią, puszczając ją jednocześnie. To królowa, idioto, podpowiadał mi głos w mojej głowie. Co ty możesz jej dać?
- To wiara jest tak ważna? - zapytała nieśmiało. Udało mi się ją zagadać na tyle, by odciągnąć ja od tematu Anny. Wiedziałem, że i tak myśli i siostrze, ale stara się izolować od siebie te myśli.
- Elsa, wiara jest najważniejsza. Nie widzisz, że Anna cały czas wierzy? Wierzy w ciebie...
Królowa wstała i pobiegła na balkon. Przez chwilę wystraszyłem się, że chce skakać, ale ona najwyraźniej czegoś tam wypatrywała. Poszedłem za nią, po długim zastanowieniu się.
- Co się stało? - zapytałem, widząc jej przestraszoną minę.
- Idą po mnie - mruknęła, a ja zauważyłem w dali jaśniejące sylwetki jakis dziesięciu albo piętnastu mężczyzn. Wróciła szybko do komnaty. - Jack, odejdź stąd. - warknęła.
Prychnąłem. Może i była królową, ale to nie oznaczało, że mogła mi rozkazywać. Mógł to również zrobić król Anglii, a i jego nie słuchałem.
- Nie, to ty uciekaj - jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, a sama Elsa oddychała dwa razy szybciej. Ona naprawdę zaczynała się bać. Wiedziałem, że ci mężczyźni nie należą do jej przyjaciół. Ogarnął mną gniew. Nikt nie będzie jej krzywdził. Już wystarczająco krzywdziła samą siebie. - Jeśli ty tu zostajesz, to ja również.
- Jack, oni naprawdę zrobią ci krzywdę - próbowała użyć całego swojego królewskiego autorytetu, nie mówiąc już o uroku, na widok którego pociły mi się dłonie. Ja byłem nieugięty.
- Przecież jestem duchem, zapomniałaś? - mruknąłem, po czym po prostu wybiegłem na balkon i wyskoczyłem przez barierkę, lądując na mojej lasce tuż nad ziemią. Wicher zabrał mnie daleko, roznosząc krzyki Elsy po pustkowiu. Część mnie cieszyła się z myśli, że martwiła się o mnie, inna całkiem zablokowała dostęp emocji, dopuszczając jedynie jedną - gniew.
Moc Elsy jest piękna i niebezpieczna. Tak samo jest z jej uczuciem do Jacka Mroza. Nikt nie wie jak, ale w pewien sposób od samego początku byli sobie bliscy. Łączy ich Moc, niczym cienka nić. Tylko czy miłość królowej Arendelle i Strażnika Marzeń przysporzy kochankom jeszcze więcej problemów? Czy pokonają przeszkody i zignorują różnice, by móc być ze sobą?
poniedziałek, 12 stycznia 2015
niedziela, 11 stycznia 2015
Kłótnia sióstr
- Elsa! To ja, Anna! - zawołał gość, a ja poznałem od razu po głosie, kto to taki. Siostra Elsy miała w sobie dużo humoru, zawsze bawiło mnie jej zachowanie. Oczywiście, nie miałem z nią do czynienia, tak jak z jej siostrą, choć myślę, że Anna prędzej uwierzyłaby w zimowego ducha niż jej opanowana i rozsądna siostra.
- Anna - zaczęła królowa, wychodząc ze swojej komnaty. Stałem tuż obok niej. Widziałem, że zdziwiło ją pojawienie się siostry. Mnie natomiast wcale, ja na miejscu Anny też szedłbym przez ogromny las, przez śniegi stulecia w poszukiwaniu siostry... no dobra, przemyślałbym to.
- Ło, siostra - mruknęła Anna z zachwytem. Ale się... zmieniłaś. - nie dziwiła mnie jej mina. Ja również tak zareagowałem na widok Elsy... Znaczy na jej przemianę w kogoś takiego. Miałem chyba lepszy słuch od sióstr, bo usłyszałem ciche głosy za drzwiami pałacu. Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w ich kierunku, a siostry kontynuowały swój dialog. - Na o wiele lepsze - dodała szybko Anna. - A ten pałac nie z tej ziemi.
- Dziękuję. Nawet nie przypuszczałam, że tak potrafię - przyznała.
- A ja tak! - mruknąłem, ale nawet, gdyby Elsa mnie słyszała, to stałem za daleko, żeby mogła to usłyszeć. Przyłożyłem ucho do lodowych drzwi i usłyszałem głośne liczenie.
- Nie, źle liczysz, Olaf - powiedział męski głos.
- Ta, a ciebie ktoś uczył liczyć, Sven? - zapytał dziwny cienki głosik - To cię proszę, nie odzywaj się do mnie. Czterdzieści jeden, czterdzieści trzy...
Zwróciłem uwagę znów na siostry.
- Przepraszam cię za wszystko - powiedziała Anna z pokorą w głosie. Chyba naprawdę było jej przykro. - Gdybym wiedziała, że... - zaczęła iść w stronę siostry, ale Elsa zatrzymała ją.
- Nie, nie, nie szkodzi. Nie musisz za nic przepraszać. - szkoda, że nie wiedziałem, o co im chodzi. Chyba się pokłóciły, albo coś, ale chyba to nie wina Anny, że uznali jej siostrę za wiedźmę. - Ale lepiej idź już sobie. Proszę.
Wiedziałem, że tak naprawdę Elsa bardzo tęskniła za siostrą. Nie mogłem zrozumieć, czemu każe jej odejść.
- Przyszłam dopiero. - pokręciła głową Anna.
- Twoje miejsce jest w Arendelle - powiedziała z wyższością. No co ty nie powiesz, pomyślałem, wzdychając. Elsa popatrzyła w moim kierunku.
- I twoje też - kłóciła się siostra. Ma rację.
- Nie, ja wolę zostać tutaj - popatrzyła ze smutkiem w bok, byle nie na siostrę. Zrobiło mi się jej żal. - Sama. - dodała, uśmiechając się lekko, ale pewnie, żeby wesprzeć siostrę.
- A ja? - krzyknąłem, a Elsa rzuciła w moją stronę ostrzegawczy wzrok. Chyba lepiej nie będę się odzywał. Chwila, od kiedy ja robię to, co chcą inni?
- Tutaj mogę być sobą. Nikogo nie krzywdząc. - mówiła dalej królowa. Zastanawiałem się, czy może i ja skrzywdziłem kogoś kiedykolwiek tym, co robię. Co ja właściwie mówię, Elsa nie skrzywdziła przecież nikogo!
- Skoro już o tym mowa... - zaczęła Anna.
- Zaraz, co to za głos? - popatrzyłem w tył, na drzwi, z których dobiegały głosy. Teraz były otwarte, a do środka weszli nieproszeni goście.
- Heja! Jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła! - krzyczał mały bałwan w stronę królowej. musiałem się powstrzymać, żeby się nie roześmiać na jego widok.
- Olaf? - Elsa przyjrzała mu się, jakby go poznawała. Usiadłem na mojej lasce, przyglądając im się.
- No, zrobiłaś mnie - powiedział bałwan skromnie. Wyglądał jak pluszowa zabawka, tylko taka wykonana ze śniegu. - Nie pamiętasz?
- Ty żyjesz? - zapytała zdziwiona Elsa.
- Emmmn, tak wygląda - Olaf rozłożył patyczkowe łapki.
- No nieźle - prychnąłem, dalej się przyglądając.
Elsa spojrzała na swoje dłonie z podziwem, jakby nie były to jej własne. Tak, to twoja robota, pomyślałem, uśmiechając się, zawsze w nią wierzyłem.
- Takiego samego ulepiłyśmy w dzieciństwie.
- Tak - przytaknęła królowa, jej siostra mówiła dalej:
- Byłyśmy tak blisko, znowu może tak być - prosiła. Dziwne, nigdy nie widziałem ich razem. Elsa zawsze trzymała się od niej z daleka, myślałem, że jej nie lubi, czy coś. Może wcześniej faktycznie spędzały razem dużo czasu?
Elsa najpierw uśmiechnęła się, a potem jej oczy otworzyły się gwałtownie i sama królowa zaczęła oddychać szybko, jakby coś ją nagle przeraziło. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale tylko się przyglądałem, nic więcej.
- Nie, nie może - warknęła, odchodząc od siostry. - Do widzenia!
- Elsa, czekaj...
- Nie, robię to dla twojego dobra! - coraz bardziej gubiłem się w dialogu sióstr.
- Nie martw się tak o mnie, ja się nie boję - Anna próbowała ją przekonać, ale jej siostra była nieugięta. - Proszę cię, nie odchodź tak!...
Wyszedłem. Nie mogłem patrzeć na smutek Elsy, trochę mnie to dobijało. W dodatku musiałem dać siostrom odrobinę prywatności, już wystarczająco nachodziłem się za królową. Cały czas myślałem, czemu boi się używać swojej mocy i czemu unika siostry? Coś jej zrobiła? Sam już nie wiem, mam nadzieję, że się dowiem...
- Anna - zaczęła królowa, wychodząc ze swojej komnaty. Stałem tuż obok niej. Widziałem, że zdziwiło ją pojawienie się siostry. Mnie natomiast wcale, ja na miejscu Anny też szedłbym przez ogromny las, przez śniegi stulecia w poszukiwaniu siostry... no dobra, przemyślałbym to.
- Ło, siostra - mruknęła Anna z zachwytem. Ale się... zmieniłaś. - nie dziwiła mnie jej mina. Ja również tak zareagowałem na widok Elsy... Znaczy na jej przemianę w kogoś takiego. Miałem chyba lepszy słuch od sióstr, bo usłyszałem ciche głosy za drzwiami pałacu. Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w ich kierunku, a siostry kontynuowały swój dialog. - Na o wiele lepsze - dodała szybko Anna. - A ten pałac nie z tej ziemi.
- Dziękuję. Nawet nie przypuszczałam, że tak potrafię - przyznała.
- A ja tak! - mruknąłem, ale nawet, gdyby Elsa mnie słyszała, to stałem za daleko, żeby mogła to usłyszeć. Przyłożyłem ucho do lodowych drzwi i usłyszałem głośne liczenie.
- Nie, źle liczysz, Olaf - powiedział męski głos.
- Ta, a ciebie ktoś uczył liczyć, Sven? - zapytał dziwny cienki głosik - To cię proszę, nie odzywaj się do mnie. Czterdzieści jeden, czterdzieści trzy...
Zwróciłem uwagę znów na siostry.
- Przepraszam cię za wszystko - powiedziała Anna z pokorą w głosie. Chyba naprawdę było jej przykro. - Gdybym wiedziała, że... - zaczęła iść w stronę siostry, ale Elsa zatrzymała ją.
- Nie, nie, nie szkodzi. Nie musisz za nic przepraszać. - szkoda, że nie wiedziałem, o co im chodzi. Chyba się pokłóciły, albo coś, ale chyba to nie wina Anny, że uznali jej siostrę za wiedźmę. - Ale lepiej idź już sobie. Proszę.
Wiedziałem, że tak naprawdę Elsa bardzo tęskniła za siostrą. Nie mogłem zrozumieć, czemu każe jej odejść.
- Przyszłam dopiero. - pokręciła głową Anna.
- Twoje miejsce jest w Arendelle - powiedziała z wyższością. No co ty nie powiesz, pomyślałem, wzdychając. Elsa popatrzyła w moim kierunku.
- I twoje też - kłóciła się siostra. Ma rację.
- Nie, ja wolę zostać tutaj - popatrzyła ze smutkiem w bok, byle nie na siostrę. Zrobiło mi się jej żal. - Sama. - dodała, uśmiechając się lekko, ale pewnie, żeby wesprzeć siostrę.
- A ja? - krzyknąłem, a Elsa rzuciła w moją stronę ostrzegawczy wzrok. Chyba lepiej nie będę się odzywał. Chwila, od kiedy ja robię to, co chcą inni?
- Tutaj mogę być sobą. Nikogo nie krzywdząc. - mówiła dalej królowa. Zastanawiałem się, czy może i ja skrzywdziłem kogoś kiedykolwiek tym, co robię. Co ja właściwie mówię, Elsa nie skrzywdziła przecież nikogo!
- Skoro już o tym mowa... - zaczęła Anna.
- Zaraz, co to za głos? - popatrzyłem w tył, na drzwi, z których dobiegały głosy. Teraz były otwarte, a do środka weszli nieproszeni goście.
- Heja! Jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła! - krzyczał mały bałwan w stronę królowej. musiałem się powstrzymać, żeby się nie roześmiać na jego widok.
- Olaf? - Elsa przyjrzała mu się, jakby go poznawała. Usiadłem na mojej lasce, przyglądając im się.
- No, zrobiłaś mnie - powiedział bałwan skromnie. Wyglądał jak pluszowa zabawka, tylko taka wykonana ze śniegu. - Nie pamiętasz?
- Ty żyjesz? - zapytała zdziwiona Elsa.
- Emmmn, tak wygląda - Olaf rozłożył patyczkowe łapki.
- No nieźle - prychnąłem, dalej się przyglądając.
Elsa spojrzała na swoje dłonie z podziwem, jakby nie były to jej własne. Tak, to twoja robota, pomyślałem, uśmiechając się, zawsze w nią wierzyłem.
- Takiego samego ulepiłyśmy w dzieciństwie.
- Tak - przytaknęła królowa, jej siostra mówiła dalej:
- Byłyśmy tak blisko, znowu może tak być - prosiła. Dziwne, nigdy nie widziałem ich razem. Elsa zawsze trzymała się od niej z daleka, myślałem, że jej nie lubi, czy coś. Może wcześniej faktycznie spędzały razem dużo czasu?
Elsa najpierw uśmiechnęła się, a potem jej oczy otworzyły się gwałtownie i sama królowa zaczęła oddychać szybko, jakby coś ją nagle przeraziło. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale tylko się przyglądałem, nic więcej.
- Nie, nie może - warknęła, odchodząc od siostry. - Do widzenia!
- Elsa, czekaj...
- Nie, robię to dla twojego dobra! - coraz bardziej gubiłem się w dialogu sióstr.
- Nie martw się tak o mnie, ja się nie boję - Anna próbowała ją przekonać, ale jej siostra była nieugięta. - Proszę cię, nie odchodź tak!...
Wyszedłem. Nie mogłem patrzeć na smutek Elsy, trochę mnie to dobijało. W dodatku musiałem dać siostrom odrobinę prywatności, już wystarczająco nachodziłem się za królową. Cały czas myślałem, czemu boi się używać swojej mocy i czemu unika siostry? Coś jej zrobiła? Sam już nie wiem, mam nadzieję, że się dowiem...
sobota, 10 stycznia 2015
W końcu widoczny
Stałem pośrodku wielkiego, lodowego pałacu, nie mogąc uwierzyć, że powstał w ciągu ostatnich pięciu minut. Próbowałem zamknąć moje otwarte ze zdziwienia usta, ale odmawiały posłuszeństwa. Elsa nie przestawała mnie zachwycać... zadziwiać. Tak, to tego słowa chciałem użyć. Podrapałem się po głowie, patrząc na wiszący pod sufitem ogromny, kryształowy żyrandol. Tworzyła coś pięknego. Jak mogli uznać ją za wiedźmę?
Uchyliłem lodowe drzwi wychodzące na balkon i ujrzałem samą królową, stojącą do mnie tyłem. Z jej pleców zlewała się połyskująca w świetle wschodzącego słońca peleryna, na której widziałem płatki śniegu. Sama Elsa miała włosy w luźnym warkoczu, spływającym po jej ramieniu. Nagle obróciła głowę w moją stronę, jak gdyby mnie zauważyła. Poczułem, że miękną mi kolana i czuje się tak jakoś dziwnie od jej spojrzenia. Znam ją odkąd była dzieckiem, ale dopiero teraz zobaczyłem, że jest po prostu... ten, no, piękna. Przełknąłem głośno ślinę, widząc jej zmarszczone nad czujnymi oczami brwi. Może naprawdę mnie zauważyła?
Nagle odwróciła głowę z powrotem w stronę słońca, a ja usiadłem koło niej, na poręczy. Patrzyłem w te smutne, błękitne oczy z rosnącym niepokojem. Przecież czuła się wolna, tak? Dlaczego było jej smutno?
- Co ja wyprawiam... - wyszeptała, ze łzami w oczach. - Muszę wrócić.
- Ale po co? - mruknąłem, a oczy Elsy otworzyły się w szoku.
- Ktoś tu jest?! - krzyknęła, rozglądając się.
Mało co nie spadłem z poręczy, na której siedziałem. Czy ona naprawdę mnie słyszy?
- Tak, jestem tu - odpowiedziałem spokojnie, stawiając nogi na balkonie. Elsa rozglądała się dalej dokoła. Nie widziała mnie, ale słyszała. To już było coś. Chwila, ale przecież wcześniej mnie nie słyszała. Co się stało przez tą godzinę?
- Kim jesteś?! - krzyknęła przerażona, unosząc dłonie, jakby znowu chciała użyć mocy, tylko że tym razem do obrony własnej. Przypomniałem sobie o tym zestarzałym durniu, który nazwał ją wiedźmą i to, jak Elsa wystrzeliła w niego swoją mocą. Nagle poczułem się trochę mniej bezpiecznie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - uniosłem dłonie w obronnym geście, choć przecież mnie nie widziała. Raczej nie wyglądała, jakby mi zaufała. Nie opuściła dłoni, tylko z jej twarzy zeszła panika, która zjawiła się na dźwięk mojego głosu.
- Kim jesteś? - powtórzyła spokojniej, choć głos nadal jej drżał. Nie chciałem, żeby się martwiła. Nie chciałem, żeby się mnie bała. Nie zrobiłbym jej nic złego.
Spojrzałem na nią ostrożniej. Nawet taka dzika wyglądała niezwykle. Dopiero teraz zauważyłem jej błękitną suknię, wysmuklającą całą postać królowej. Przełknąłem ślinę ponownie. Jakoś nigdy nie miałem problemów z mówieniem.
- Kimś, kogo ty na pewno nie znasz. - odpowiedziałem. Nie wiem, co chciałem tym osiągnąć, ale pomyślałem, że imię Jack Mróz nic jej nie powie.
Brew Elsy ruszyła w górę w nagłym zdziwieniu.
- Jesteś duchem? - spytała bardziej z ciekawością niż strachem. Była naprawdę niesamowita.
- Sam nie wiem - przyznałem. - Możliwe. W końcu chyba mnie nie widzisz.
- Istotnie - Elsa wyłapała już, skąd dobiega mój głos i patrzyła na mnie czujnie. Nie, błąd, bardziej badawczo.
Westchnąłem. Dziewczyna opuściła dłonie i podeszła do mnie.
- Szpiegujesz mnie? - zapytała.
Miałem ochotę pokręcić głową. Idiota.
- Nie, raczej ciebie pilnuję - powiedziałem, ale zaraz po chwili pożałowałem tych słów i ugryzłem się w język. Elsa zamrugała gwałtownie. Przybliżała się do mnie z każdym zdaniem.
- Pilnujesz?
- Tak, można tak powiedzieć... znaczy przyszedłem tu za tobą z Arendelle. Sam nie wiem, po co.
- Przyszedłeś tu za mną? - najwyraźniej lubiła się bawić w powtarzanie za innymi, albo po prostu kontynuowała rozmowę, żeby nieznacznie podejść bliżej z każdym krokiem.
Poczułem się głupio. Tak, to nie tylko brzmiało bezsensownie. Czemu właściwie za nią łaziłem krok w krok? Przypomniałem sobie w ostatniej chwili o naszej wspólnej mocy, nie wiem, co bym jej tak naprawdę odpowiedział. To brzmiało jak gadanie narzucającego się zakochańca, a nie jak ciekawskiego człowieka, którym byłem.
- Zaraz ci coś pokażę - mruknąłem i podbiegłem do balustrady. Właściwie co miałem zamrozić, skoro wszystko tutaj było zamrożone? Idiota, powtórzyłem w myślach. Zobaczyłem błyszczące mroźne powietrze i wpadł mi do głowy pomysł.
Wystawiłem rękę nad poręcz i nagle nad nią zaczęły fruwać płatki śniegu. Było ich coraz więcej i więcej, kręciły się też coraz szybciej w małym wirze, który powstał nad moją dłonią. Elsa popatrzyła na to z szokiem, potem spojrzała na swoje dłonie i znów przeniosła wzrok na to, co robiłem. W końcu wir urósł do dość dużych rozmiarów i rozwalił się, rozrzucając płatki śniegu po całym balkonie niczym wodospad. Sukienka Elsy zafalowała pod nagłym lodowym wichrem. Uśmiechnęła się. Słowo daję, nie widziałem piękniejszego uśmiechu.
Podeszła do mnie niepewnie, coraz bliżej, aż w końcu wystawiła dłoń, a ja zrobiłem ten sam gest. Kiedy się zbliżyła, dotknęła mojej dłoni. Myślę, że oboje poczuliśmy nasz dotyk, nie tylko ja. Elsa nagle odskoczyła.
Było mi przykro, że tak na mnie zareagowała, ale ona uśmiechnęła się znów.
- Przez chwilę ciebie widziałam - powiedziała z podekscytowaniem.
- I dlatego odskoczyłaś? - zapytałem, a ona roześmiała się.
- Nie po prostu, nie myślałam, że tak wyglądasz, no wiesz... Jak człowiek. - teraz to mi zachciało się śmiać. Od kiedy to duchy wyglądają jak zwierzęta? Elsa zaśmiała się. Widziałem ją szczęśliwą po raz pierwszy, odkąd ją poznałem.
- Tak? Jak wyglądam? - zagadnąłem.
Elsa przygryzła wargę. Obserwowałem również jej młodszą siostrę Annę, chociaż rzadziej, niż starszą królewnę. Robiła to samo, od razu widać, że są rodziną, nie trzeba tego badać.
- Masz białe włosy, trochę inne niż moje - mówiła, krzyżując ręce na piesi. Oparłem się o moją laskę i słuchałem. - W dodatku, taki kij...
- Chodzi ci o moją laskę?
- Tak, o nią - potwierdziła z uśmiechem. Mogłem jej słuchać godzinami. - Ale ciekawi mnie, skąd umiesz to, co ja? Potrafisz nad tym panować?
Chyba to interesowało ją bardziej niż ja sam, pomyślałem z wyrzutem. Chwila, od kiedy zależy mi na tym, żeby ją interesować? Coś mi tu nie grało. Podszedłem do niej bliżej.
- Nie muszę się nawet starać - powiedziałem, po czym naszła mnie pokusa, żeby dotknąć jej policzka. Dlaczego zawsze najpierw robię, potem myślę? Elsa nie uciekła, nie odepchnęła mnie. Zareagowała jakoś dziwnie. Po prostu stała i patrzyła mi w oczy. Wiedziałem, że mnie widziała, to było widać po jej spojrzeniu.
Nagle oboje usłyszeliśmy na dole hałas, jakby ktoś otwierał lodowe odrzwia pałacu. Elsa, zapominając o mnie szybko pobiegła na dół, oczywiście, ja ruszyłem za nią.
Uchyliłem lodowe drzwi wychodzące na balkon i ujrzałem samą królową, stojącą do mnie tyłem. Z jej pleców zlewała się połyskująca w świetle wschodzącego słońca peleryna, na której widziałem płatki śniegu. Sama Elsa miała włosy w luźnym warkoczu, spływającym po jej ramieniu. Nagle obróciła głowę w moją stronę, jak gdyby mnie zauważyła. Poczułem, że miękną mi kolana i czuje się tak jakoś dziwnie od jej spojrzenia. Znam ją odkąd była dzieckiem, ale dopiero teraz zobaczyłem, że jest po prostu... ten, no, piękna. Przełknąłem głośno ślinę, widząc jej zmarszczone nad czujnymi oczami brwi. Może naprawdę mnie zauważyła?
Nagle odwróciła głowę z powrotem w stronę słońca, a ja usiadłem koło niej, na poręczy. Patrzyłem w te smutne, błękitne oczy z rosnącym niepokojem. Przecież czuła się wolna, tak? Dlaczego było jej smutno?
- Co ja wyprawiam... - wyszeptała, ze łzami w oczach. - Muszę wrócić.
- Ale po co? - mruknąłem, a oczy Elsy otworzyły się w szoku.
- Ktoś tu jest?! - krzyknęła, rozglądając się.
Mało co nie spadłem z poręczy, na której siedziałem. Czy ona naprawdę mnie słyszy?
- Tak, jestem tu - odpowiedziałem spokojnie, stawiając nogi na balkonie. Elsa rozglądała się dalej dokoła. Nie widziała mnie, ale słyszała. To już było coś. Chwila, ale przecież wcześniej mnie nie słyszała. Co się stało przez tą godzinę?
- Kim jesteś?! - krzyknęła przerażona, unosząc dłonie, jakby znowu chciała użyć mocy, tylko że tym razem do obrony własnej. Przypomniałem sobie o tym zestarzałym durniu, który nazwał ją wiedźmą i to, jak Elsa wystrzeliła w niego swoją mocą. Nagle poczułem się trochę mniej bezpiecznie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - uniosłem dłonie w obronnym geście, choć przecież mnie nie widziała. Raczej nie wyglądała, jakby mi zaufała. Nie opuściła dłoni, tylko z jej twarzy zeszła panika, która zjawiła się na dźwięk mojego głosu.
- Kim jesteś? - powtórzyła spokojniej, choć głos nadal jej drżał. Nie chciałem, żeby się martwiła. Nie chciałem, żeby się mnie bała. Nie zrobiłbym jej nic złego.
Spojrzałem na nią ostrożniej. Nawet taka dzika wyglądała niezwykle. Dopiero teraz zauważyłem jej błękitną suknię, wysmuklającą całą postać królowej. Przełknąłem ślinę ponownie. Jakoś nigdy nie miałem problemów z mówieniem.
- Kimś, kogo ty na pewno nie znasz. - odpowiedziałem. Nie wiem, co chciałem tym osiągnąć, ale pomyślałem, że imię Jack Mróz nic jej nie powie.
Brew Elsy ruszyła w górę w nagłym zdziwieniu.
- Jesteś duchem? - spytała bardziej z ciekawością niż strachem. Była naprawdę niesamowita.
- Sam nie wiem - przyznałem. - Możliwe. W końcu chyba mnie nie widzisz.
- Istotnie - Elsa wyłapała już, skąd dobiega mój głos i patrzyła na mnie czujnie. Nie, błąd, bardziej badawczo.
Westchnąłem. Dziewczyna opuściła dłonie i podeszła do mnie.
- Szpiegujesz mnie? - zapytała.
Miałem ochotę pokręcić głową. Idiota.
- Nie, raczej ciebie pilnuję - powiedziałem, ale zaraz po chwili pożałowałem tych słów i ugryzłem się w język. Elsa zamrugała gwałtownie. Przybliżała się do mnie z każdym zdaniem.
- Pilnujesz?
- Tak, można tak powiedzieć... znaczy przyszedłem tu za tobą z Arendelle. Sam nie wiem, po co.
- Przyszedłeś tu za mną? - najwyraźniej lubiła się bawić w powtarzanie za innymi, albo po prostu kontynuowała rozmowę, żeby nieznacznie podejść bliżej z każdym krokiem.
Poczułem się głupio. Tak, to nie tylko brzmiało bezsensownie. Czemu właściwie za nią łaziłem krok w krok? Przypomniałem sobie w ostatniej chwili o naszej wspólnej mocy, nie wiem, co bym jej tak naprawdę odpowiedział. To brzmiało jak gadanie narzucającego się zakochańca, a nie jak ciekawskiego człowieka, którym byłem.
- Zaraz ci coś pokażę - mruknąłem i podbiegłem do balustrady. Właściwie co miałem zamrozić, skoro wszystko tutaj było zamrożone? Idiota, powtórzyłem w myślach. Zobaczyłem błyszczące mroźne powietrze i wpadł mi do głowy pomysł.
Wystawiłem rękę nad poręcz i nagle nad nią zaczęły fruwać płatki śniegu. Było ich coraz więcej i więcej, kręciły się też coraz szybciej w małym wirze, który powstał nad moją dłonią. Elsa popatrzyła na to z szokiem, potem spojrzała na swoje dłonie i znów przeniosła wzrok na to, co robiłem. W końcu wir urósł do dość dużych rozmiarów i rozwalił się, rozrzucając płatki śniegu po całym balkonie niczym wodospad. Sukienka Elsy zafalowała pod nagłym lodowym wichrem. Uśmiechnęła się. Słowo daję, nie widziałem piękniejszego uśmiechu.
Podeszła do mnie niepewnie, coraz bliżej, aż w końcu wystawiła dłoń, a ja zrobiłem ten sam gest. Kiedy się zbliżyła, dotknęła mojej dłoni. Myślę, że oboje poczuliśmy nasz dotyk, nie tylko ja. Elsa nagle odskoczyła.
Było mi przykro, że tak na mnie zareagowała, ale ona uśmiechnęła się znów.
- Przez chwilę ciebie widziałam - powiedziała z podekscytowaniem.
- I dlatego odskoczyłaś? - zapytałem, a ona roześmiała się.
- Nie po prostu, nie myślałam, że tak wyglądasz, no wiesz... Jak człowiek. - teraz to mi zachciało się śmiać. Od kiedy to duchy wyglądają jak zwierzęta? Elsa zaśmiała się. Widziałem ją szczęśliwą po raz pierwszy, odkąd ją poznałem.
- Tak? Jak wyglądam? - zagadnąłem.
Elsa przygryzła wargę. Obserwowałem również jej młodszą siostrę Annę, chociaż rzadziej, niż starszą królewnę. Robiła to samo, od razu widać, że są rodziną, nie trzeba tego badać.
- Masz białe włosy, trochę inne niż moje - mówiła, krzyżując ręce na piesi. Oparłem się o moją laskę i słuchałem. - W dodatku, taki kij...
- Chodzi ci o moją laskę?
- Tak, o nią - potwierdziła z uśmiechem. Mogłem jej słuchać godzinami. - Ale ciekawi mnie, skąd umiesz to, co ja? Potrafisz nad tym panować?
Chyba to interesowało ją bardziej niż ja sam, pomyślałem z wyrzutem. Chwila, od kiedy zależy mi na tym, żeby ją interesować? Coś mi tu nie grało. Podszedłem do niej bliżej.
- Nie muszę się nawet starać - powiedziałem, po czym naszła mnie pokusa, żeby dotknąć jej policzka. Dlaczego zawsze najpierw robię, potem myślę? Elsa nie uciekła, nie odepchnęła mnie. Zareagowała jakoś dziwnie. Po prostu stała i patrzyła mi w oczy. Wiedziałem, że mnie widziała, to było widać po jej spojrzeniu.
Nagle oboje usłyszeliśmy na dole hałas, jakby ktoś otwierał lodowe odrzwia pałacu. Elsa, zapominając o mnie szybko pobiegła na dół, oczywiście, ja ruszyłem za nią.
Ucieczka
Obudziłem się jak zwykle, na gałęzi wysokiego dębu, skąd miałem widok na całe Arendelle. Rozciągnąłem się na moim łóżku, czując, że nadal jestem senny. Ach, może jeszcze chwilkę sobie kimnę? Nikomu to nie zaszkodzi, chociaż chwila moment...
Rozejrzałem się dokoła. Całe miasto było spowite puchem, jak białą, miękka czapką. Dziwne, kiedy kładłem się spać, miasto leżało w cieple trwającej od miesiąca wiosny. Ach, zapomniałem! Przespałem uroczystość koronowania Elsy! Tak bardzo chciałem to zobaczyć. Chwyciłem moją laskę i pobiegłem wprost do zamku. Nikt nawet na mnie nie spojrzał, nic niezwykłego, przyzwyczaiłem się. Teraz nawet mi to pasowało, bo jak by zareagowali na młotka latającego boso po mieście z drewnianą laską? Tak, dobrze, że mnie nie widzieli.
Kiedy byłem na placu zamkowym, zauważyłem, że stoi tu masa ludzi i wszyscy patrzą w jednym kierunku. Stanąłem na lasce, chcąc widzieć, na co wszyscy się tak gapią. Widziałem na środku placu fontannę, zamarzniętą w bezruchu. Wszyscy ludzie stali w szoku, niektórzy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Zauważyłem Elsę i zacząłem biec w jej kierunku, przez tłum ludzi, kiedy w końcu do niej dotarłem, otworzyłem usta ze zdziwienia. Wyglądała po prostu pięknie w złotej koronie i purpurze, ale jej twarz wykrzywiała panika. W drzwiach stała mała, stara pokraka wykrzykująca do niej gniewnie:
- Tam jest! Łapać ją! - krzyczał do swoich dwóch osiłków. Już chciałem skoczyć między nich i dziewczynę, kiedy Elsa wykrzyknęła:
- Proszę, nie, nie zbliżajcie się, ani trochę... - po czym z jej dłoni wystrzelił jasny błysk, prosto w człowieka, który do niej krzyczał i jego dwóch wiernych towarzyszy.
- O w mordę - szepnąłem, po czym zatkałem szybko usta, jakby ktoś mógł mnie usłyszeć. Książę podniósł się i wskazał na niewinną Elsę.
- To wiedźma!
Obróciłem się i spojrzałem na królową. Wyglądała, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Spojrzała na dłonie, a po tłumie rozległa się panika. Zaraz obok zaczęło płakać dziecko w ramionach mamy.
- Elsa, nie martw się, nie słuchaj ich - mówiłem, próbując ją uspokoić, choć wiedziałem, że nie słyszy. Nikt nie słyszał. Królowa rozejrzała się, szukając u kogoś wsparcia. Czułem, że cały krzyczę: "ja! tu jestem!", ale nawet gdybym to wypowiedział na głos, nie miało to sensu.
Elsa nagle odskoczyła od fontanny i zaczęła uciekać. Nie stałem długo w miejscu - ruszyłem za nią. Sam nie wiem, czemu. Nie chciałem, żeby została sama w takim momencie. Ludzie rozstępowali się przed nią, ale nie z szacunku przed nową królową, ale ze strachu. Byłem wściekły. Nie zrobiłaby im krzywdy.
Biegłem za nią całe miasto, aż do portu. Tam Elsa przystanęła, dysząc, po czym spojrzała za siebie. Stanąłem przed nią na wodzie, równo z jej stopą i w tym miejscu woda zamieniła się w lód. Elsa zaczęła biec po wodzie, tuż za mną, a woda pod naszymi stopami zmieniała swój stan na stały. Pomyślała, że ona to robi, odkryłem ze smutkiem. Prędzej uwierzą we mnie wszyscy ludzie w Arendelle, ale nie ich królowa. Zawsze będzie myślała, że to jej moc, nie moja.
Brnąłem razem z nią przez śniegi sięgające kolan, ani razu nie użyłem wichru, by się przemieścić, łał, aż sam w to nie wierzę.
Zauważyłem, że cała drży z zimna. Spojrzałem na moją pelerynę i objąłem ją tak, żeby ją zagrzać. Wiedziałem, że chociaż mnie nie widzi, poczuje ciepło pod moją peleryną. Kurczę, zacząłem czuć się głupio. Po raz pierwszy obejmowałem dziewczynę... znaczy, może nawet nie tyle obejmowałem, bo ona nawet tego nie czuła, ale ja i tak pewnie strasznie się zaczerwieniłem. Pierwszy raz czułem coś takiego. Chciałem bronić Elsy, nawet jeśli oznaczałoby to zagrożenie dla mnie. Tłumaczyłem to sobie tak - byliśmy do siebie bardzo podobni. Oboje mieliśmy tą samą, magiczną moc. To stąd zachodziła we mnie ta dziwna troska o dziewczynę. Od piętnastu lat siedziałem w Arendelle, śledząc jej poczynania. Chciałbym móc z nią porozmawiać chociaż raz o tym, co nas łączy. O tym, że nie jest sama, ja również jestem inny...
Rozejrzałem się dokoła. Całe miasto było spowite puchem, jak białą, miękka czapką. Dziwne, kiedy kładłem się spać, miasto leżało w cieple trwającej od miesiąca wiosny. Ach, zapomniałem! Przespałem uroczystość koronowania Elsy! Tak bardzo chciałem to zobaczyć. Chwyciłem moją laskę i pobiegłem wprost do zamku. Nikt nawet na mnie nie spojrzał, nic niezwykłego, przyzwyczaiłem się. Teraz nawet mi to pasowało, bo jak by zareagowali na młotka latającego boso po mieście z drewnianą laską? Tak, dobrze, że mnie nie widzieli.
Kiedy byłem na placu zamkowym, zauważyłem, że stoi tu masa ludzi i wszyscy patrzą w jednym kierunku. Stanąłem na lasce, chcąc widzieć, na co wszyscy się tak gapią. Widziałem na środku placu fontannę, zamarzniętą w bezruchu. Wszyscy ludzie stali w szoku, niektórzy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Zauważyłem Elsę i zacząłem biec w jej kierunku, przez tłum ludzi, kiedy w końcu do niej dotarłem, otworzyłem usta ze zdziwienia. Wyglądała po prostu pięknie w złotej koronie i purpurze, ale jej twarz wykrzywiała panika. W drzwiach stała mała, stara pokraka wykrzykująca do niej gniewnie:
- Tam jest! Łapać ją! - krzyczał do swoich dwóch osiłków. Już chciałem skoczyć między nich i dziewczynę, kiedy Elsa wykrzyknęła:
- Proszę, nie, nie zbliżajcie się, ani trochę... - po czym z jej dłoni wystrzelił jasny błysk, prosto w człowieka, który do niej krzyczał i jego dwóch wiernych towarzyszy.
- O w mordę - szepnąłem, po czym zatkałem szybko usta, jakby ktoś mógł mnie usłyszeć. Książę podniósł się i wskazał na niewinną Elsę.
- To wiedźma!
Obróciłem się i spojrzałem na królową. Wyglądała, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Spojrzała na dłonie, a po tłumie rozległa się panika. Zaraz obok zaczęło płakać dziecko w ramionach mamy.
- Elsa, nie martw się, nie słuchaj ich - mówiłem, próbując ją uspokoić, choć wiedziałem, że nie słyszy. Nikt nie słyszał. Królowa rozejrzała się, szukając u kogoś wsparcia. Czułem, że cały krzyczę: "ja! tu jestem!", ale nawet gdybym to wypowiedział na głos, nie miało to sensu.
Elsa nagle odskoczyła od fontanny i zaczęła uciekać. Nie stałem długo w miejscu - ruszyłem za nią. Sam nie wiem, czemu. Nie chciałem, żeby została sama w takim momencie. Ludzie rozstępowali się przed nią, ale nie z szacunku przed nową królową, ale ze strachu. Byłem wściekły. Nie zrobiłaby im krzywdy.
Biegłem za nią całe miasto, aż do portu. Tam Elsa przystanęła, dysząc, po czym spojrzała za siebie. Stanąłem przed nią na wodzie, równo z jej stopą i w tym miejscu woda zamieniła się w lód. Elsa zaczęła biec po wodzie, tuż za mną, a woda pod naszymi stopami zmieniała swój stan na stały. Pomyślała, że ona to robi, odkryłem ze smutkiem. Prędzej uwierzą we mnie wszyscy ludzie w Arendelle, ale nie ich królowa. Zawsze będzie myślała, że to jej moc, nie moja.
Brnąłem razem z nią przez śniegi sięgające kolan, ani razu nie użyłem wichru, by się przemieścić, łał, aż sam w to nie wierzę.
Zauważyłem, że cała drży z zimna. Spojrzałem na moją pelerynę i objąłem ją tak, żeby ją zagrzać. Wiedziałem, że chociaż mnie nie widzi, poczuje ciepło pod moją peleryną. Kurczę, zacząłem czuć się głupio. Po raz pierwszy obejmowałem dziewczynę... znaczy, może nawet nie tyle obejmowałem, bo ona nawet tego nie czuła, ale ja i tak pewnie strasznie się zaczerwieniłem. Pierwszy raz czułem coś takiego. Chciałem bronić Elsy, nawet jeśli oznaczałoby to zagrożenie dla mnie. Tłumaczyłem to sobie tak - byliśmy do siebie bardzo podobni. Oboje mieliśmy tą samą, magiczną moc. To stąd zachodziła we mnie ta dziwna troska o dziewczynę. Od piętnastu lat siedziałem w Arendelle, śledząc jej poczynania. Chciałbym móc z nią porozmawiać chociaż raz o tym, co nas łączy. O tym, że nie jest sama, ja również jestem inny...
Subskrybuj:
Posty (Atom)