sobota, 10 stycznia 2015

W końcu widoczny

   Stałem pośrodku wielkiego, lodowego pałacu, nie mogąc uwierzyć, że powstał w ciągu ostatnich pięciu minut. Próbowałem zamknąć moje otwarte ze zdziwienia usta, ale odmawiały posłuszeństwa. Elsa nie przestawała mnie zachwycać... zadziwiać. Tak, to tego słowa chciałem użyć. Podrapałem się po głowie, patrząc na wiszący pod sufitem ogromny, kryształowy żyrandol. Tworzyła coś pięknego. Jak mogli uznać ją za wiedźmę?
   Uchyliłem lodowe drzwi wychodzące na balkon i ujrzałem samą królową, stojącą do mnie tyłem. Z jej pleców zlewała się połyskująca w świetle wschodzącego słońca peleryna, na której widziałem płatki śniegu. Sama Elsa miała włosy w luźnym warkoczu, spływającym po jej ramieniu. Nagle obróciła głowę w moją stronę, jak gdyby mnie zauważyła. Poczułem, że miękną mi kolana i czuje się tak jakoś dziwnie od jej spojrzenia. Znam ją odkąd była dzieckiem, ale dopiero teraz zobaczyłem, że jest po prostu... ten, no, piękna. Przełknąłem głośno ślinę, widząc jej zmarszczone nad czujnymi oczami brwi. Może naprawdę mnie zauważyła?
   Nagle odwróciła głowę z powrotem w stronę słońca, a ja usiadłem koło niej, na poręczy. Patrzyłem w te smutne, błękitne oczy z rosnącym niepokojem. Przecież czuła się wolna, tak? Dlaczego było jej smutno?
- Co ja wyprawiam... - wyszeptała, ze łzami w oczach. - Muszę wrócić.
- Ale po co? - mruknąłem, a oczy Elsy otworzyły się w szoku.
- Ktoś tu jest?! - krzyknęła, rozglądając się.
   Mało co nie spadłem z poręczy, na której siedziałem. Czy ona naprawdę mnie słyszy?
- Tak, jestem tu - odpowiedziałem spokojnie, stawiając nogi na balkonie. Elsa rozglądała się dalej dokoła. Nie widziała mnie, ale słyszała. To już było coś. Chwila, ale przecież wcześniej mnie nie słyszała. Co się stało przez tą godzinę?
- Kim jesteś?! - krzyknęła przerażona, unosząc dłonie, jakby znowu chciała użyć mocy, tylko że tym razem do obrony własnej. Przypomniałem sobie o tym zestarzałym durniu, który nazwał ją wiedźmą i to, jak Elsa wystrzeliła w niego swoją mocą. Nagle poczułem się trochę mniej bezpiecznie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - uniosłem dłonie w obronnym geście, choć przecież mnie nie widziała. Raczej nie wyglądała, jakby mi zaufała. Nie opuściła dłoni, tylko z jej twarzy zeszła panika, która zjawiła się na dźwięk mojego głosu.
- Kim jesteś? - powtórzyła spokojniej, choć głos nadal jej drżał. Nie chciałem, żeby się martwiła. Nie chciałem, żeby się mnie bała. Nie zrobiłbym jej nic złego.
   Spojrzałem na nią ostrożniej. Nawet taka dzika wyglądała niezwykle. Dopiero teraz zauważyłem jej błękitną suknię, wysmuklającą całą postać królowej. Przełknąłem ślinę ponownie. Jakoś nigdy nie miałem problemów z mówieniem.
- Kimś, kogo ty na pewno nie znasz. - odpowiedziałem. Nie wiem, co chciałem tym osiągnąć, ale pomyślałem, że imię Jack Mróz nic jej nie powie.
Brew Elsy ruszyła w górę w nagłym zdziwieniu.
- Jesteś duchem? - spytała bardziej z ciekawością niż strachem. Była naprawdę niesamowita.
- Sam nie wiem - przyznałem. - Możliwe. W końcu chyba mnie nie widzisz.
- Istotnie - Elsa wyłapała już, skąd dobiega mój głos i patrzyła na mnie czujnie. Nie, błąd, bardziej badawczo.
Westchnąłem. Dziewczyna opuściła dłonie i podeszła do mnie.
- Szpiegujesz mnie? - zapytała.
Miałem ochotę pokręcić głową. Idiota.
- Nie, raczej ciebie pilnuję - powiedziałem, ale zaraz po chwili pożałowałem tych słów i ugryzłem się w język. Elsa zamrugała gwałtownie. Przybliżała się do mnie z każdym zdaniem.
- Pilnujesz?
- Tak, można tak powiedzieć... znaczy przyszedłem tu za tobą z Arendelle. Sam nie wiem, po co.
- Przyszedłeś tu za mną? - najwyraźniej lubiła się bawić w powtarzanie za innymi, albo po prostu kontynuowała rozmowę, żeby nieznacznie podejść bliżej z każdym krokiem.
   Poczułem się głupio. Tak, to nie tylko brzmiało bezsensownie. Czemu właściwie za nią łaziłem krok w krok? Przypomniałem sobie w ostatniej chwili o naszej wspólnej mocy, nie wiem, co bym jej tak naprawdę odpowiedział. To brzmiało jak gadanie narzucającego się zakochańca, a nie jak ciekawskiego człowieka, którym byłem.
- Zaraz ci coś pokażę - mruknąłem i podbiegłem do balustrady. Właściwie co miałem zamrozić, skoro wszystko tutaj było zamrożone? Idiota, powtórzyłem w myślach. Zobaczyłem błyszczące mroźne powietrze i wpadł mi do głowy pomysł.
   Wystawiłem rękę nad poręcz i nagle nad nią zaczęły fruwać płatki śniegu. Było ich coraz więcej i więcej, kręciły się też coraz szybciej w małym wirze, który powstał nad moją dłonią. Elsa popatrzyła na to z szokiem, potem spojrzała na swoje dłonie i znów przeniosła wzrok na to, co robiłem. W końcu wir urósł do dość dużych rozmiarów i rozwalił się, rozrzucając płatki śniegu po całym balkonie niczym wodospad. Sukienka Elsy zafalowała pod nagłym lodowym wichrem. Uśmiechnęła się. Słowo daję, nie widziałem piękniejszego uśmiechu.
   Podeszła do mnie niepewnie, coraz bliżej, aż w końcu wystawiła dłoń, a ja zrobiłem ten sam gest. Kiedy się zbliżyła, dotknęła mojej dłoni. Myślę, że oboje poczuliśmy nasz dotyk, nie tylko ja. Elsa nagle odskoczyła.
   Było mi przykro, że tak na mnie zareagowała, ale ona uśmiechnęła się znów.
- Przez chwilę ciebie widziałam - powiedziała z podekscytowaniem.
- I dlatego odskoczyłaś? - zapytałem, a ona roześmiała się.
- Nie po prostu, nie myślałam, że tak wyglądasz, no wiesz... Jak człowiek. - teraz to mi zachciało się śmiać. Od kiedy to duchy wyglądają jak zwierzęta? Elsa zaśmiała się. Widziałem ją szczęśliwą po raz pierwszy, odkąd ją poznałem.
- Tak? Jak wyglądam? - zagadnąłem.
   Elsa przygryzła wargę. Obserwowałem również jej młodszą siostrę Annę, chociaż rzadziej, niż starszą królewnę. Robiła to samo, od razu widać, że są rodziną, nie trzeba tego badać.
- Masz białe włosy, trochę inne niż moje - mówiła, krzyżując ręce na piesi. Oparłem się o moją laskę i słuchałem. - W dodatku, taki kij...
- Chodzi ci o moją laskę?
- Tak, o nią - potwierdziła z uśmiechem. Mogłem jej słuchać godzinami. - Ale ciekawi mnie, skąd umiesz to, co ja? Potrafisz nad tym panować?
   Chyba to interesowało ją bardziej niż ja sam, pomyślałem z wyrzutem. Chwila, od kiedy zależy mi na tym, żeby ją interesować? Coś mi tu nie grało. Podszedłem do niej bliżej.
- Nie muszę się nawet starać - powiedziałem, po czym naszła mnie pokusa, żeby dotknąć jej policzka. Dlaczego zawsze najpierw robię, potem myślę? Elsa nie uciekła, nie odepchnęła mnie. Zareagowała jakoś dziwnie. Po prostu stała i patrzyła mi w oczy. Wiedziałem, że mnie widziała, to było widać po jej spojrzeniu.
  Nagle oboje usłyszeliśmy na dole hałas, jakby ktoś otwierał lodowe odrzwia pałacu. Elsa, zapominając o mnie szybko pobiegła na dół, oczywiście, ja ruszyłem za nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz