sobota, 10 stycznia 2015

Ucieczka

   Obudziłem się jak zwykle, na gałęzi wysokiego dębu, skąd miałem widok na całe Arendelle. Rozciągnąłem się na moim łóżku, czując, że nadal jestem senny. Ach, może jeszcze chwilkę sobie kimnę? Nikomu to nie zaszkodzi, chociaż chwila moment...
   Rozejrzałem się dokoła. Całe miasto było spowite puchem, jak białą, miękka czapką. Dziwne, kiedy kładłem się spać, miasto leżało w cieple trwającej od miesiąca wiosny. Ach, zapomniałem! Przespałem uroczystość koronowania Elsy! Tak bardzo chciałem to zobaczyć. Chwyciłem moją laskę i pobiegłem wprost do zamku. Nikt nawet na mnie nie spojrzał, nic niezwykłego, przyzwyczaiłem się. Teraz nawet mi to pasowało, bo jak by zareagowali na młotka latającego boso po mieście z drewnianą laską? Tak, dobrze, że mnie nie widzieli.
   Kiedy byłem na placu zamkowym, zauważyłem, że stoi tu masa ludzi i wszyscy patrzą w jednym kierunku. Stanąłem na lasce, chcąc widzieć, na co wszyscy się tak gapią. Widziałem na środku placu fontannę, zamarzniętą w bezruchu. Wszyscy ludzie stali w szoku, niektórzy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Zauważyłem Elsę i zacząłem biec w jej kierunku, przez tłum ludzi, kiedy w końcu do niej dotarłem, otworzyłem usta ze zdziwienia. Wyglądała po prostu pięknie w złotej koronie i purpurze, ale jej twarz wykrzywiała panika. W drzwiach stała mała, stara pokraka wykrzykująca do niej gniewnie:
- Tam jest! Łapać ją! - krzyczał do swoich dwóch osiłków. Już chciałem skoczyć między nich i dziewczynę, kiedy Elsa wykrzyknęła:
- Proszę, nie, nie zbliżajcie się, ani trochę... - po czym z jej dłoni wystrzelił jasny błysk, prosto w człowieka, który do niej krzyczał i jego dwóch wiernych towarzyszy.
- O w mordę - szepnąłem, po czym zatkałem szybko usta, jakby ktoś mógł mnie usłyszeć. Książę podniósł się i wskazał na niewinną Elsę.
- To wiedźma!
   Obróciłem się i spojrzałem na królową. Wyglądała, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Spojrzała na dłonie, a po tłumie rozległa się panika. Zaraz obok zaczęło płakać dziecko w ramionach mamy.
- Elsa, nie martw się, nie słuchaj ich - mówiłem, próbując ją uspokoić, choć wiedziałem, że nie słyszy. Nikt nie słyszał. Królowa rozejrzała się, szukając u kogoś wsparcia. Czułem, że cały krzyczę: "ja! tu jestem!", ale nawet gdybym to wypowiedział na głos, nie miało to sensu.
   Elsa nagle odskoczyła od fontanny i zaczęła uciekać. Nie stałem długo w miejscu - ruszyłem za nią. Sam nie wiem, czemu. Nie chciałem, żeby została sama w takim momencie. Ludzie rozstępowali się przed nią, ale nie z szacunku przed nową królową, ale ze strachu. Byłem wściekły. Nie zrobiłaby im krzywdy.
   Biegłem za nią całe miasto, aż do portu. Tam Elsa przystanęła, dysząc, po czym spojrzała za siebie. Stanąłem przed nią na wodzie, równo z jej stopą i w tym miejscu woda zamieniła się w lód. Elsa zaczęła biec po wodzie, tuż za mną, a woda pod naszymi stopami zmieniała swój stan na stały. Pomyślała, że ona to robi, odkryłem ze smutkiem. Prędzej uwierzą we mnie wszyscy ludzie w Arendelle, ale nie ich królowa. Zawsze będzie myślała, że to jej moc, nie moja.
   Brnąłem razem z nią przez śniegi sięgające kolan, ani razu nie użyłem wichru, by się przemieścić, łał, aż sam w to nie wierzę.
   Zauważyłem, że cała drży z zimna. Spojrzałem na moją pelerynę i objąłem ją tak, żeby ją zagrzać. Wiedziałem, że chociaż mnie nie widzi, poczuje ciepło pod moją peleryną. Kurczę, zacząłem czuć się głupio. Po raz pierwszy obejmowałem dziewczynę... znaczy, może nawet nie tyle obejmowałem, bo ona nawet tego nie czuła, ale ja i tak pewnie strasznie się zaczerwieniłem. Pierwszy raz czułem coś takiego. Chciałem bronić Elsy, nawet jeśli oznaczałoby to zagrożenie dla mnie. Tłumaczyłem to sobie tak - byliśmy do siebie bardzo podobni. Oboje mieliśmy tą samą, magiczną moc. To stąd zachodziła we mnie ta dziwna troska o dziewczynę. Od piętnastu lat siedziałem w Arendelle, śledząc jej poczynania. Chciałbym móc z nią porozmawiać chociaż raz o tym, co nas łączy. O tym, że nie jest sama, ja również jestem inny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz