wtorek, 7 kwietnia 2015

Głosowanie

   Siedziałem na ganku domu Northa, ciesząc się ciszą i samotnością. Musiałem przemyśleć wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Nadal nie pojmowałem, jakim cudem Elsa znalazła się właśnie tutaj. To North ją tu przyprowadził, czy sama tu przyszła?
   Niedługo potem drzwi otworzyły się nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, kto w nich stanął.
- Jesteś na mnie wściekły? - spytała cicho Elsa, zamykając za sobą drzwi. Nie chciałem na nią patrzeć, najchętniej sam bym poszedł na "przynętę" jak to określiła i zrobiłbym to już teraz, w tym momencie, żeby tylko ona nie musiała tego robić.
   Elsa nie zrezygnowała i usiadła obok mnie na drewnianych deskach, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Planowałaś już wcześniej takie altruistyczne zagranie, czy to wyszło przy okolicznościach? - warknąłem. Zachowywałem się po chamsku, ale w głębi mnie cierpiałem i to cholernie ciężkie męki.
- Jack, sama tu przyszłam... Nie wiedziałam, po co, ani dlaczego. Po prostu poczułam, że coś ci jest. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu i udawać, że nic się nie stało, dlatego opuściłam Arendelle, zresztą Anna sama się na to zgodziła. Myślisz, że juz wcześniej miałam w głowie ułożony plan, co by było gdyby?
   To było głupie, pomyślałem, znowu odwracając wzrok, choć ani na chwilę nie spojrzałem na Elsę.
- Jack, posłuchaj mnie - zaczęła znowu Elsa, ale tym razem chwyciła mnie za podbródek i obróciła moją twarz tak, że widziałem jej błyszczące oczy, blade włosy, rozczesywane przez wiatr i drobne białe usta. - wolę to być ja niż, żebyś musiał to być ty. Tylko dlatego się zgłosiłam, rozumiesz? Pozostałym nic nie jestem winna, tylko tobie.
- Nic mi nie jesteś winna - powiedziałem twardo. - jeśli zgłaszasz się na ochotnika tylko dlatego, żeby mi cokolwiek wynagradzać, to lepiej od razu daj sobie spokój.
   Elsa znowu chwyciła mnie za podbródek, ale tym razem nie zamierzała nic mówić, tylko pocałowała mnie tak, jak jeszcze nigdy mnie nie całowała. Poczułem się trochę nie fair, bo trochę wykorzystywała fakt, że ma na mnie naprawdę duży wpływ. Już samo koncentrowanie się przy jej kocich ruchach i zniewalającym uśmiechu było trudne, a co dopiero, gdy mnie tak całowała.
   W końcu, gdy oderwała się od moich ust, zamrugała gwałtownie, jakby wybudzała się ze snu i szepnęła:
- Jestem ci wdzięczna za twoją obecność, zapomniałeś już? Poza tym nie robię tego tylko z wdzięczności - mruknęła, udając obrażoną.
   Wierzcie lub nie, ale jakoś udało jej się poprawić mi humor i to w niecałą minutę. Byłem naprawdę słaby, skoro tak łatwo się jej poddałem.
- Tak? A z jakiego powodu? - spytałem z zaciekawieniem.
   Elsa uśmiechnęła się i przytuliła do mnie.
- Bo cię kocham, głuptasie - zaśmiała się.
   Te słowa mną trochę wstrząsnęły, znaczy, co mogłem sobie innego wyobrazić po jej czułości wobec mnie? Pomimo wszystko jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby Elsa mogła się zakochać w kimś takim, jak ja. Że w ogóle ktoś mógłby się we mnie zakochać. Byłem... sobą.
   Zawiesiłem wzrok na podłodze, próbując jakoś zrozumieć jej słowa.
- Nie wyglądasz na zachwyconego - szepnęła Elsa ze smutkiem.
   Popatrzyłem na nią. Wyglądała na zranioną i to mocno. Co mogła sobie pomyśleć? Że ja nie darzę jej tym samym uczuciem. Miała rację.
   Wziąłem Elsę na kolana, przytulając mocno.
- Ja ciebie kocham o wiele bardziej, niż mogłabyś to sobie wyobrazić - wyszeptałem jej do ucha drżącym głosem. - ale po prostu... nie znasz mnie, nie wiesz, kim jest prawdziwy Jack Mróz.
   Elsa popatrzyła na mnie z rozbawieniem. Zauważyłem, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie, znaczy... Jeszcze nigdy nie obejmowaliśmy się tak poufale. Wcześniej traktowaliśmy siebie jak dobrych przyjaciół, a bynajmniej Elsa mnie tak traktowała i takie właśnie były nasze uściski. Po prostu z dnia na dzień staliśmy się kochankami.
- Wiem o tobie tyle, że jesteś arogancki, często wywyższasz siebie ponad innych w dodatku wydaje się, że nikogo nie słuchasz i cały czas ładujesz się w kłopoty z tego, co opowiadał North - zastanawiałem się, co jeszcze gospodarz tego domu powiedział jej o mnie.
- Dzięki - mruknąłem, ale Elsa jeszcze nie skończyła.
- Ja ciebie poznałam od strony, której chyba nikt nie zna. Jako czułego, wrażliwego chłopaka, który nie boi się ryzykować życia dla przyjaciół i ma dobre, odważne serce - otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Do pierwszego opisu mogłem się zgodzić całkowicie, ale do drugiego... Cóż, po raz pierwszy ktoś powiedział o mnie coś... miłego. Przyzwyczaiłem się bardziej do złej sławy, bo tylko taką posiadałem, jako ten hałaśliwy i niedojrzały Strażnik.
- Dalej mówisz o mnie? - spytałem z uśmiechem, ale Elsa westchnęła tylko z lekkim poirytowaniem i położyła głowę na mojej piersi.
   Pocałowałem ją w czubek głowy i powiedziałem:
- Wiesz, że nie pozwolę, żebyś się za nas poświęciła, prawda?
- Wiem, ale i tak będę próbować.
   Siedzieliśmy tak w ciszy, rozkoszując się swoją bliskością, która niedługo może być nam odebrana. Przypomniałem sobie o Mroku i jego obietnicach, że może sprawić, żebym mógł zostać w Arendelle. Elsa znienawidziłaby mnie za to, teraz to wiem i wiem też, że nie umiałbym tego zrobić, nawet dla niej.
   Drzwi otworzyły się ponownie, stanął w nich Zając. Popatrzył na nas z lekkim zdziwieniem i zażenowaniem, po czym mruknął:
- Jack, możesz do nas przyjść?
   Popatrzyłem na Elsę, po czym pożegnawszy się z nią jednym krótkim pocałunkiem poszedłem za Zającem, nawet nie podejrzewałem, jaka sprawę mogli do mnie mieć.
   Kiedy stanęliśmy w pokoju obrad, North popatrzył na mnie groźnym wzrokiem. Najpierw pomyślałem, że coś przeskrobałem, ale Mikołaj odezwał się w końcu, krzyżując ręce jak to miał w zwyczaju.
- Wezwałem pozostałych Strażników do głosowania, bo... - wyraźnie szukał słów. - Jack, Strażnicy się NIE zakochują. Ta sytuacja dla nas jest zupełnie nowa, musimy...
- Chyba żartujecie - warknąłem. - Ząbek jest więziona przez mroczne małżeństwo a wy zamierzacie gadać na temat mnie i Elsy? - myślałem, że w jednym momencie nie wytrzymam.
   Zając podszedł do mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jack, żeby móc jej pomóc, najpierw musimy uporządkować sprawy tutaj.
- Jakie sprawy? To nic nie zmienia!
- Zmienia, Jack - Piasek przytaknął Northowi ruchem głowy. - sam wiesz, że zbyt długo siedziałeś w Arendelle, twoja moc słabnie...
- Pokonałem Mroka - zauważyłem. - Nie jest ze mną tak źle, dzięki, że trzymasz kciuki.
   Piasek pokręcił głową z uśmiechem. Jego nic nie mówienie zaczynało mnie trochę irytować. Czasem wypadałoby, żeby coś powiedział, choć po jego wyrazie twarzy widziałem, że trzyma stronę Northa. Zając wyglądał trochę inaczej.
- Zatem głosujemy - powiedział North, podnosząc dłoń do góry. - Piasek?
   Strażnik pokręcił głową, co oznaczało tylko jedno - był przeciwny obecności Elsy. Westchnąłem.
- Serio? To żałosne - warknąłem. North ściszył mnie ruchem dłoni.
- Zając - mruknął, a my popatrzyliśmy na Strażnika Nadziei.
   Nie potrafiłem poznać po przyjacielu nic. Jeśli zgodzi się ze Świętym, to mam przerypane, dobrze to wiedziałem. Nie wiem, co mogliby zrobić Elsie... Wykasować pamięć? Pozwoliłaby im na to? Zając wyjął z kieszeni jeen z bumerangów i zaczął się nim bawić, myśląc nad odpowiedzią.
- Nie widzę nic złego, Elsa już pokazała, co potrafi. Myślę, że gdyby pomogła Jackowi, to mogliby razem spróbować pokonać Panikę i Mroka. To się może udać, dziewczyna nie jest głupia, dobrze wie, w co się pakuje...
- Właśnie nie wie! - krzyknął North, podnosząc dłonie do góry. Akurat z tym musiałem się zgodzić. tez nie chciałem, żeby Elsa ruszała z nami na tą misję. Wolałem już, żeby została w Arendelle, choć daleko ode mnie.
- Ale co w tym złego, że chłopak się zakochał? - warknął Zając. Miałem ochotę rzucić mu się na szyję. - Ma przynajmniej coś, co go napędza, chce dziewczynę chronić, a poza tym ty też kiedyś miałeś taką sytuację...
   Spojrzałem na Northa z podziwem, jego policzki zaróżowiły się.
- Ale ja wybrałem. Jestem przede wszystkim Strażnikiem.
- A ja się tego wyparłem? - wtrąciłem się w końcu.
- Nie, ale przestałeś się skupiać na obowiązkach, Jack. Co by było, gdybym ja zapomniał o Bożym Narodzeniu choćby raz? - zagrzmiał North. Musiałem przyznać, miał trochę racji.
   Westchnąłem, poprawiając na sobie bluzę. Dobrze, że Elsa nie słyszała naszych rozmów.
- Jednak to ja zjawiłem się jako pierwszy przy Pałacu Ząbka, gdy mnie potrzebowała - powiedziałem spokojnie. - A nie byłęm wcale tak blisko, Arendelle jest nie wiele bliżej Pałacu niż Biegun.
   Zając kiwnął głową.
- Z tym się zgodzę. Trochę spękaliśmy, North, przyznaj to w końcu - prosił.
   Święty spojrzał na jaśniejący za jego plecami Księżyc. No tak, to od niego zależało, co będzie dalej.
- A ty co myślisz, przyjacielu? - spytał North nieco łagodniejszym tonem.
   Księżyc rzucił w naszą stronę łunę światła, która przybrała postać Elsy. Pamiętałem dokładnie każdy szczegół, delikatnie falujące na wietrze włosy, łagodne ramiona, dość sztywne, jak dla mnie za sztywne dłonie, gładka talia i zgrabne biodra.
- A więc wygraliśmy, przyjacielu - zaśmiał się Zając, jakby śmieszyła go cała ta sytuacja. - trzy do dwóch.

3 komentarze: