Siedziałem na ganku domu Northa, ciesząc się ciszą i samotnością. Musiałem przemyśleć wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Nadal nie pojmowałem, jakim cudem Elsa znalazła się właśnie tutaj. To North ją tu przyprowadził, czy sama tu przyszła?
Niedługo potem drzwi otworzyły się nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, kto w nich stanął.
- Jesteś na mnie wściekły? - spytała cicho Elsa, zamykając za sobą drzwi. Nie chciałem na nią patrzeć, najchętniej sam bym poszedł na "przynętę" jak to określiła i zrobiłbym to już teraz, w tym momencie, żeby tylko ona nie musiała tego robić.
Elsa nie zrezygnowała i usiadła obok mnie na drewnianych deskach, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Planowałaś już wcześniej takie altruistyczne zagranie, czy to wyszło przy okolicznościach? - warknąłem. Zachowywałem się po chamsku, ale w głębi mnie cierpiałem i to cholernie ciężkie męki.
- Jack, sama tu przyszłam... Nie wiedziałam, po co, ani dlaczego. Po prostu poczułam, że coś ci jest. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu i udawać, że nic się nie stało, dlatego opuściłam Arendelle, zresztą Anna sama się na to zgodziła. Myślisz, że juz wcześniej miałam w głowie ułożony plan, co by było gdyby?
To było głupie, pomyślałem, znowu odwracając wzrok, choć ani na chwilę nie spojrzałem na Elsę.
- Jack, posłuchaj mnie - zaczęła znowu Elsa, ale tym razem chwyciła mnie za podbródek i obróciła moją twarz tak, że widziałem jej błyszczące oczy, blade włosy, rozczesywane przez wiatr i drobne białe usta. - wolę to być ja niż, żebyś musiał to być ty. Tylko dlatego się zgłosiłam, rozumiesz? Pozostałym nic nie jestem winna, tylko tobie.
- Nic mi nie jesteś winna - powiedziałem twardo. - jeśli zgłaszasz się na ochotnika tylko dlatego, żeby mi cokolwiek wynagradzać, to lepiej od razu daj sobie spokój.
Elsa znowu chwyciła mnie za podbródek, ale tym razem nie zamierzała nic mówić, tylko pocałowała mnie tak, jak jeszcze nigdy mnie nie całowała. Poczułem się trochę nie fair, bo trochę wykorzystywała fakt, że ma na mnie naprawdę duży wpływ. Już samo koncentrowanie się przy jej kocich ruchach i zniewalającym uśmiechu było trudne, a co dopiero, gdy mnie tak całowała.
W końcu, gdy oderwała się od moich ust, zamrugała gwałtownie, jakby wybudzała się ze snu i szepnęła:
- Jestem ci wdzięczna za twoją obecność, zapomniałeś już? Poza tym nie robię tego tylko z wdzięczności - mruknęła, udając obrażoną.
Wierzcie lub nie, ale jakoś udało jej się poprawić mi humor i to w niecałą minutę. Byłem naprawdę słaby, skoro tak łatwo się jej poddałem.
- Tak? A z jakiego powodu? - spytałem z zaciekawieniem.
Elsa uśmiechnęła się i przytuliła do mnie.
- Bo cię kocham, głuptasie - zaśmiała się.
Te słowa mną trochę wstrząsnęły, znaczy, co mogłem sobie innego wyobrazić po jej czułości wobec mnie? Pomimo wszystko jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby Elsa mogła się zakochać w kimś takim, jak ja. Że w ogóle ktoś mógłby się we mnie zakochać. Byłem... sobą.
Zawiesiłem wzrok na podłodze, próbując jakoś zrozumieć jej słowa.
- Nie wyglądasz na zachwyconego - szepnęła Elsa ze smutkiem.
Popatrzyłem na nią. Wyglądała na zranioną i to mocno. Co mogła sobie pomyśleć? Że ja nie darzę jej tym samym uczuciem. Miała rację.
Wziąłem Elsę na kolana, przytulając mocno.
- Ja ciebie kocham o wiele bardziej, niż mogłabyś to sobie wyobrazić - wyszeptałem jej do ucha drżącym głosem. - ale po prostu... nie znasz mnie, nie wiesz, kim jest prawdziwy Jack Mróz.
Elsa popatrzyła na mnie z rozbawieniem. Zauważyłem, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie, znaczy... Jeszcze nigdy nie obejmowaliśmy się tak poufale. Wcześniej traktowaliśmy siebie jak dobrych przyjaciół, a bynajmniej Elsa mnie tak traktowała i takie właśnie były nasze uściski. Po prostu z dnia na dzień staliśmy się kochankami.
- Wiem o tobie tyle, że jesteś arogancki, często wywyższasz siebie ponad innych w dodatku wydaje się, że nikogo nie słuchasz i cały czas ładujesz się w kłopoty z tego, co opowiadał North - zastanawiałem się, co jeszcze gospodarz tego domu powiedział jej o mnie.
- Dzięki - mruknąłem, ale Elsa jeszcze nie skończyła.
- Ja ciebie poznałam od strony, której chyba nikt nie zna. Jako czułego, wrażliwego chłopaka, który nie boi się ryzykować życia dla przyjaciół i ma dobre, odważne serce - otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Do pierwszego opisu mogłem się zgodzić całkowicie, ale do drugiego... Cóż, po raz pierwszy ktoś powiedział o mnie coś... miłego. Przyzwyczaiłem się bardziej do złej sławy, bo tylko taką posiadałem, jako ten hałaśliwy i niedojrzały Strażnik.
- Dalej mówisz o mnie? - spytałem z uśmiechem, ale Elsa westchnęła tylko z lekkim poirytowaniem i położyła głowę na mojej piersi.
Pocałowałem ją w czubek głowy i powiedziałem:
- Wiesz, że nie pozwolę, żebyś się za nas poświęciła, prawda?
- Wiem, ale i tak będę próbować.
Siedzieliśmy tak w ciszy, rozkoszując się swoją bliskością, która niedługo może być nam odebrana. Przypomniałem sobie o Mroku i jego obietnicach, że może sprawić, żebym mógł zostać w Arendelle. Elsa znienawidziłaby mnie za to, teraz to wiem i wiem też, że nie umiałbym tego zrobić, nawet dla niej.
Drzwi otworzyły się ponownie, stanął w nich Zając. Popatrzył na nas z lekkim zdziwieniem i zażenowaniem, po czym mruknął:
- Jack, możesz do nas przyjść?
Popatrzyłem na Elsę, po czym pożegnawszy się z nią jednym krótkim pocałunkiem poszedłem za Zającem, nawet nie podejrzewałem, jaka sprawę mogli do mnie mieć.
Kiedy stanęliśmy w pokoju obrad, North popatrzył na mnie groźnym wzrokiem. Najpierw pomyślałem, że coś przeskrobałem, ale Mikołaj odezwał się w końcu, krzyżując ręce jak to miał w zwyczaju.
- Wezwałem pozostałych Strażników do głosowania, bo... - wyraźnie szukał słów. - Jack, Strażnicy się NIE zakochują. Ta sytuacja dla nas jest zupełnie nowa, musimy...
- Chyba żartujecie - warknąłem. - Ząbek jest więziona przez mroczne małżeństwo a wy zamierzacie gadać na temat mnie i Elsy? - myślałem, że w jednym momencie nie wytrzymam.
Zając podszedł do mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jack, żeby móc jej pomóc, najpierw musimy uporządkować sprawy tutaj.
- Jakie sprawy? To nic nie zmienia!
- Zmienia, Jack - Piasek przytaknął Northowi ruchem głowy. - sam wiesz, że zbyt długo siedziałeś w Arendelle, twoja moc słabnie...
- Pokonałem Mroka - zauważyłem. - Nie jest ze mną tak źle, dzięki, że trzymasz kciuki.
Piasek pokręcił głową z uśmiechem. Jego nic nie mówienie zaczynało mnie trochę irytować. Czasem wypadałoby, żeby coś powiedział, choć po jego wyrazie twarzy widziałem, że trzyma stronę Northa. Zając wyglądał trochę inaczej.
- Zatem głosujemy - powiedział North, podnosząc dłoń do góry. - Piasek?
Strażnik pokręcił głową, co oznaczało tylko jedno - był przeciwny obecności Elsy. Westchnąłem.
- Serio? To żałosne - warknąłem. North ściszył mnie ruchem dłoni.
- Zając - mruknął, a my popatrzyliśmy na Strażnika Nadziei.
Nie potrafiłem poznać po przyjacielu nic. Jeśli zgodzi się ze Świętym, to mam przerypane, dobrze to wiedziałem. Nie wiem, co mogliby zrobić Elsie... Wykasować pamięć? Pozwoliłaby im na to? Zając wyjął z kieszeni jeen z bumerangów i zaczął się nim bawić, myśląc nad odpowiedzią.
- Nie widzę nic złego, Elsa już pokazała, co potrafi. Myślę, że gdyby pomogła Jackowi, to mogliby razem spróbować pokonać Panikę i Mroka. To się może udać, dziewczyna nie jest głupia, dobrze wie, w co się pakuje...
- Właśnie nie wie! - krzyknął North, podnosząc dłonie do góry. Akurat z tym musiałem się zgodzić. tez nie chciałem, żeby Elsa ruszała z nami na tą misję. Wolałem już, żeby została w Arendelle, choć daleko ode mnie.
- Ale co w tym złego, że chłopak się zakochał? - warknął Zając. Miałem ochotę rzucić mu się na szyję. - Ma przynajmniej coś, co go napędza, chce dziewczynę chronić, a poza tym ty też kiedyś miałeś taką sytuację...
Spojrzałem na Northa z podziwem, jego policzki zaróżowiły się.
- Ale ja wybrałem. Jestem przede wszystkim Strażnikiem.
- A ja się tego wyparłem? - wtrąciłem się w końcu.
- Nie, ale przestałeś się skupiać na obowiązkach, Jack. Co by było, gdybym ja zapomniał o Bożym Narodzeniu choćby raz? - zagrzmiał North. Musiałem przyznać, miał trochę racji.
Westchnąłem, poprawiając na sobie bluzę. Dobrze, że Elsa nie słyszała naszych rozmów.
- Jednak to ja zjawiłem się jako pierwszy przy Pałacu Ząbka, gdy mnie potrzebowała - powiedziałem spokojnie. - A nie byłęm wcale tak blisko, Arendelle jest nie wiele bliżej Pałacu niż Biegun.
Zając kiwnął głową.
- Z tym się zgodzę. Trochę spękaliśmy, North, przyznaj to w końcu - prosił.
Święty spojrzał na jaśniejący za jego plecami Księżyc. No tak, to od niego zależało, co będzie dalej.
- A ty co myślisz, przyjacielu? - spytał North nieco łagodniejszym tonem.
Księżyc rzucił w naszą stronę łunę światła, która przybrała postać Elsy. Pamiętałem dokładnie każdy szczegół, delikatnie falujące na wietrze włosy, łagodne ramiona, dość sztywne, jak dla mnie za sztywne dłonie, gładka talia i zgrabne biodra.
- A więc wygraliśmy, przyjacielu - zaśmiał się Zając, jakby śmieszyła go cała ta sytuacja. - trzy do dwóch.
Moc Elsy jest piękna i niebezpieczna. Tak samo jest z jej uczuciem do Jacka Mroza. Nikt nie wie jak, ale w pewien sposób od samego początku byli sobie bliscy. Łączy ich Moc, niczym cienka nić. Tylko czy miłość królowej Arendelle i Strażnika Marzeń przysporzy kochankom jeszcze więcej problemów? Czy pokonają przeszkody i zignorują różnice, by móc być ze sobą?
wtorek, 7 kwietnia 2015
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Plan
Uchyliłem lekko zmęczone powieki. Byłem tak wykończony, że najchętniej przespałbym kilka dni, ale coś kazało mi wstać i sprawdzić, czy z Ząbkiem i resztą wróżek wszystko gra.
Na początku myślałem, że serio umarłem i jestem w niebie, bo przed moją twarzą zobaczyłem Elsę. Wyglądała na mocno zmartwioną, na jej policzkach widziałem jeszcze świeże łzy, ale uśmiechnęła się do mnie z ulgą, trzepocząc długimi rzęsami. Miałem ochotę chwycić ją w ramiona i już nigdy nie puścić, bojąc się, że znowu zostaniemy rozdzieleni.
Potem popatrzyłem na sufit i coś niepokojącego przykuło moją uwagę. Znałem to miejsce i to bardzo dobrze. Byłem na Biegunie, poznałem to po girlandach z jemioły i sosny, przewieszających się przez twarde belki stropu. Leżałem na czymś miękkim, kiedy spróbowałem wstać, zakręciło mi się w głowie. Przypomniałem sobie ból, który czułem ostatnio, gdy zaatakowała mnie tamta kobieta... tylko kim była?
Elsa przytuliła mnie do siebie, pomagając mi znowu się położyć na materacu, na którym leżałem. Robiła to z taką delikatnością, jakbym był skorupką jajka. Naprawdę było ze mną tak źle?
Popatrzyłem w bok i zobaczyłem Northa i Zająca, obserwujących mnie uważnie. Za nimi chował się Piasek.
- Jack - North podszedł do mnie, ignorując Elsę i położył mi dłoń na czole - co się stało? Znaleźliśmy ciebie ledwie żywego w górach Nepalu.
Usiadłem, starając się nie korzystać z pomocy Elsy. Nie chciałem, żeby widziała mnie w takim stanie. Przecież wygrałem z Mrokiem, jak jedna kobieta mogła przechylić szalę?
- Walczyłem z Mrokiem - zacząłem cicho. - widziałem uwięzioną Ząbek, chciałem jej pomóc. Udałoby mi się, - mówiłem, trzymając się za głowę - już go miałem, kiedy zaatakowała mnie kobieta w czerni. Nie wiem, kim jest, widziałem ją po raz pierwszy.
North otworzył szeroko oczy z przerażenia. Zając sapnął.
- Ko-ko-kobietę? - spytał uszaty, podchodząc bliżej. - North, czy myślisz, że to...
Białe brwi Mikołaja przecięły jego skupione czoło.
- Nie słyszeliśmy od niej od mileniów...
Nagle wstałem, nie mogłem już wytrzymać, Elsa próbowała mnie przytrzymać, ale złapałem ją za obie dłonie troskliwie.
- Ktoś mi w końcu powie z kim walczyłem? - warknąłem, przerywając rozmowy dwóch Strażników. Piasek siedział przerażony w kącie, jakby chciał stąd zniknąć.
Nastaje cisza. Nikt nie waży się jej przerwać. W końcu North wzdycha i podchodzi do mnie.
- To ktoś, o kim już niemal zapomnieliśmy, Jack - położył mi rękę na ramieniu - jeśli to prawda i jeśli naprawdę z nią walczyłeś, to nawet nasza czwórka nie ma z nią szans.
- Piątka - burczy Elsa. Wszyscy zwracają wzrok w jej kierunku. Mam ochotę się roześmiać, widząc jej obrażoną minę. - Myślicie, że pozwolę wam samym na taką wyprawę? Skoro i tak nie możecie jej pokonać, to chyba jedna osoba w tę czy we w tę nic nie zmieni.
Ma rację, myślę.
- Uuuu, ale charakterek - śmieje się Zając, policzki Elsy zaróżowiły się.
- Dalej nie powiedzieliście, co to za jedna - wtrąciłem.
North cały czas skupia na mnie swój troskliwy wzrok.
- Jack, kiedyś dawno temu, gdy ziemią wstrząsał Mrok z ciemności wynurzyła się Panika odziana w zasłonę czerni. Wystarczyło, że na kogoś spojrzała, a jego serce w jednym momencie zamierało z przerażenia. Potrafiła również wywoływać ból, tylko przez spojrzenie. - to jest to, pomyślałem. To musiała mi zrobić. - To Księżyc ją pokonał. Nie słyszeliśmy o niej bardzo, bardzo długo. Żaden Strażnik, ani żadna inna istota nie mogła się z nią mierzyć. Chociaż nigdy nic nie mówiła wystarczyło jedno spojrzenie jej czarnych oczu, żebyś wyzionął ducha.
Zadrżałem na myśl, co mogła mi zrobić. Elsa zareagowała podobnie, wpatrując się we mnie z nieskrywanym przejęciem.
- Nie możemy zostawić Ząbka - wymruczałem, bo mój głos nie odzyskał jeszcze całej swojej siły. Zając kiwnął głową.
- No co ty nie powiesz, Jack - mruknął, krzyżując ramiona i kładąc uszy po sobie. - Nie wystarczy ją tylko pokonać, jak Mroka, Panikę trzeba zniszczyć, by nie mogła się znowu wyłonić z ciemności.
- Więc ona także jest nieśmiertelna? - spytałem. Piasek kiwnął głową. Był najstarszy z obecnych, na pewno wiedział najwięcej, ale wolał się nie dołączać do rozmowy. - To dlaczego ona pomaga Mrokowi? Chodzi tu tylko o Moc?
North kiwnął głowa, przechodząc przez swój gabinet.
- Niee, Jack, sprawa jest poważniejsza. oni są małżeństwem - powiedział. Przypomniałem sobie Mroka przytulającego do siebie czarną kobietę. - Panika pomogła mu dojść do pełni władzy.
Odetchnąłem. Elsa ścisnęła mocniej moją dłoń w geście wsparcia.
- Księżyc nam już nie pomoże, nie mylę się? - odrzekłem sucho.
North spojrzał na mnie smutno niebieskimi oczami.
- Niestety, Jack. Zrobił już swoje. To ona umieściła go na nieboskłonie, przez co nie za bardzo może nam pomóc.
Nagle zauważyłem, że Elsa wpadła na pomysł. Jej błękitne oczy błysnęły z wrażenia.
- Czy Panika może atakować wyłącznie jedną osobę, czy całą grupę? - tak, to było bardzo mądre pytanie. Czemu sam na nie nie wpadłem?
North popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem, po czym zwrócił się do Piaska. Chyba nawet sam Święty Mikołaj nie znał odpowiedzi na to pytanie. Piaskowy Ludek wyciągnął przed siebie tylko palec wskazujący.
- Jedną - odczytał Zając, choć jego słowa były zbędne, każdy zrozumiał to, co chciał nam przekazać Piasek.
Popatrzyłem na Elsę domyślając się, na jaki pomysł wpadła.
- Nie, nawet się nie waż - warknąłem, ale Elsa pałała spokojem, jakby chciała ukryć przede mną to, co właśnie wymyśliła. - Elso...
- Daj jej skończyć - mruknął Zając. - Skoro już zaczęła...
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- Nie! Nie zgadzam się!
- Chodzi o to - tłumaczyła wolno Elsa, ignorując mnie - że jedna osoba może pójść na przynętę dla Paniki. Wtedy reszta będzie mogła ją zniszczyć.
Zając popatrzył na królową z szacunkiem, na jego twarzy wypisane było zainteresowanie, Piasek zareagował podobnie. North nie dał się przekonać.
- A więc kogo byś wybrała na to zaszczytne miejsce, królowo? - zapytał z przekąsem.
Elsa wyszła na środek, cały czas ignorując moje błagania.
- Siebie. - odparła krótko.
Nastała cisza. Miałem ochotę po prostu wyjść, widząc, że pozostali przekonują się co do tego pomysłu mimo woli.
North zaśmiał się, chociaż sytuacja wydawała się poważna. Chodzi tu o życie Elsy. Nie mogłem w to uwierzyć, oni naprawdę chcą się na to zgodzić...
- Nie jesteś Strażnikiem - huknął North, gładząc śnieżnobiałą brodę. - I chcesz się poświęcić pomimo to?
Elsa kiwneła lekko, cały czas myśląc nad słowami Strażnika.
- Arendelle poradzi sobie beze mnie, Anna da sobie radę, może niedługo Kristoff zajmie tron jako król - dopiero teraz domyśliłem się, jakim cudem Elsa tu w ogóle jest. Czy to możliwe, że dla mnie zrezygnowała z tronu? A teraz chce poświęcić swoje życie za Strażników Marzeń? - Poza tym bez choćby jednego z was straty będą dużo większe, bo nikt was zastąpić nie może. Już widzę dwudziesty piąty grudnia bez choinki i prezentów. Dzieci będą wniebowzięte - twarz Notha stężała. Bałem się, że przyzna rację Elsie, ja sam nie mogłem już tego słuchać.
Wyszedłem z pomieszczenia, trzaskając głośno drzwiami. Nie obchodziło mnie jak niegrzeczne to mogło być. W końcu jestem Jackiem Mrozem, nie obchodzi mnie, co myślą inni na mój temat.
Na początku myślałem, że serio umarłem i jestem w niebie, bo przed moją twarzą zobaczyłem Elsę. Wyglądała na mocno zmartwioną, na jej policzkach widziałem jeszcze świeże łzy, ale uśmiechnęła się do mnie z ulgą, trzepocząc długimi rzęsami. Miałem ochotę chwycić ją w ramiona i już nigdy nie puścić, bojąc się, że znowu zostaniemy rozdzieleni.
Potem popatrzyłem na sufit i coś niepokojącego przykuło moją uwagę. Znałem to miejsce i to bardzo dobrze. Byłem na Biegunie, poznałem to po girlandach z jemioły i sosny, przewieszających się przez twarde belki stropu. Leżałem na czymś miękkim, kiedy spróbowałem wstać, zakręciło mi się w głowie. Przypomniałem sobie ból, który czułem ostatnio, gdy zaatakowała mnie tamta kobieta... tylko kim była?
Elsa przytuliła mnie do siebie, pomagając mi znowu się położyć na materacu, na którym leżałem. Robiła to z taką delikatnością, jakbym był skorupką jajka. Naprawdę było ze mną tak źle?
Popatrzyłem w bok i zobaczyłem Northa i Zająca, obserwujących mnie uważnie. Za nimi chował się Piasek.
- Jack - North podszedł do mnie, ignorując Elsę i położył mi dłoń na czole - co się stało? Znaleźliśmy ciebie ledwie żywego w górach Nepalu.
Usiadłem, starając się nie korzystać z pomocy Elsy. Nie chciałem, żeby widziała mnie w takim stanie. Przecież wygrałem z Mrokiem, jak jedna kobieta mogła przechylić szalę?
- Walczyłem z Mrokiem - zacząłem cicho. - widziałem uwięzioną Ząbek, chciałem jej pomóc. Udałoby mi się, - mówiłem, trzymając się za głowę - już go miałem, kiedy zaatakowała mnie kobieta w czerni. Nie wiem, kim jest, widziałem ją po raz pierwszy.
North otworzył szeroko oczy z przerażenia. Zając sapnął.
- Ko-ko-kobietę? - spytał uszaty, podchodząc bliżej. - North, czy myślisz, że to...
Białe brwi Mikołaja przecięły jego skupione czoło.
- Nie słyszeliśmy od niej od mileniów...
Nagle wstałem, nie mogłem już wytrzymać, Elsa próbowała mnie przytrzymać, ale złapałem ją za obie dłonie troskliwie.
- Ktoś mi w końcu powie z kim walczyłem? - warknąłem, przerywając rozmowy dwóch Strażników. Piasek siedział przerażony w kącie, jakby chciał stąd zniknąć.
Nastaje cisza. Nikt nie waży się jej przerwać. W końcu North wzdycha i podchodzi do mnie.
- To ktoś, o kim już niemal zapomnieliśmy, Jack - położył mi rękę na ramieniu - jeśli to prawda i jeśli naprawdę z nią walczyłeś, to nawet nasza czwórka nie ma z nią szans.
- Piątka - burczy Elsa. Wszyscy zwracają wzrok w jej kierunku. Mam ochotę się roześmiać, widząc jej obrażoną minę. - Myślicie, że pozwolę wam samym na taką wyprawę? Skoro i tak nie możecie jej pokonać, to chyba jedna osoba w tę czy we w tę nic nie zmieni.
Ma rację, myślę.
- Uuuu, ale charakterek - śmieje się Zając, policzki Elsy zaróżowiły się.
- Dalej nie powiedzieliście, co to za jedna - wtrąciłem.
North cały czas skupia na mnie swój troskliwy wzrok.
- Jack, kiedyś dawno temu, gdy ziemią wstrząsał Mrok z ciemności wynurzyła się Panika odziana w zasłonę czerni. Wystarczyło, że na kogoś spojrzała, a jego serce w jednym momencie zamierało z przerażenia. Potrafiła również wywoływać ból, tylko przez spojrzenie. - to jest to, pomyślałem. To musiała mi zrobić. - To Księżyc ją pokonał. Nie słyszeliśmy o niej bardzo, bardzo długo. Żaden Strażnik, ani żadna inna istota nie mogła się z nią mierzyć. Chociaż nigdy nic nie mówiła wystarczyło jedno spojrzenie jej czarnych oczu, żebyś wyzionął ducha.
Zadrżałem na myśl, co mogła mi zrobić. Elsa zareagowała podobnie, wpatrując się we mnie z nieskrywanym przejęciem.
- Nie możemy zostawić Ząbka - wymruczałem, bo mój głos nie odzyskał jeszcze całej swojej siły. Zając kiwnął głową.
- No co ty nie powiesz, Jack - mruknął, krzyżując ramiona i kładąc uszy po sobie. - Nie wystarczy ją tylko pokonać, jak Mroka, Panikę trzeba zniszczyć, by nie mogła się znowu wyłonić z ciemności.
- Więc ona także jest nieśmiertelna? - spytałem. Piasek kiwnął głową. Był najstarszy z obecnych, na pewno wiedział najwięcej, ale wolał się nie dołączać do rozmowy. - To dlaczego ona pomaga Mrokowi? Chodzi tu tylko o Moc?
North kiwnął głowa, przechodząc przez swój gabinet.
- Niee, Jack, sprawa jest poważniejsza. oni są małżeństwem - powiedział. Przypomniałem sobie Mroka przytulającego do siebie czarną kobietę. - Panika pomogła mu dojść do pełni władzy.
Odetchnąłem. Elsa ścisnęła mocniej moją dłoń w geście wsparcia.
- Księżyc nam już nie pomoże, nie mylę się? - odrzekłem sucho.
North spojrzał na mnie smutno niebieskimi oczami.
- Niestety, Jack. Zrobił już swoje. To ona umieściła go na nieboskłonie, przez co nie za bardzo może nam pomóc.
Nagle zauważyłem, że Elsa wpadła na pomysł. Jej błękitne oczy błysnęły z wrażenia.
- Czy Panika może atakować wyłącznie jedną osobę, czy całą grupę? - tak, to było bardzo mądre pytanie. Czemu sam na nie nie wpadłem?
North popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem, po czym zwrócił się do Piaska. Chyba nawet sam Święty Mikołaj nie znał odpowiedzi na to pytanie. Piaskowy Ludek wyciągnął przed siebie tylko palec wskazujący.
- Jedną - odczytał Zając, choć jego słowa były zbędne, każdy zrozumiał to, co chciał nam przekazać Piasek.
Popatrzyłem na Elsę domyślając się, na jaki pomysł wpadła.
- Nie, nawet się nie waż - warknąłem, ale Elsa pałała spokojem, jakby chciała ukryć przede mną to, co właśnie wymyśliła. - Elso...
- Daj jej skończyć - mruknął Zając. - Skoro już zaczęła...
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.
- Nie! Nie zgadzam się!
- Chodzi o to - tłumaczyła wolno Elsa, ignorując mnie - że jedna osoba może pójść na przynętę dla Paniki. Wtedy reszta będzie mogła ją zniszczyć.
Zając popatrzył na królową z szacunkiem, na jego twarzy wypisane było zainteresowanie, Piasek zareagował podobnie. North nie dał się przekonać.
- A więc kogo byś wybrała na to zaszczytne miejsce, królowo? - zapytał z przekąsem.
Elsa wyszła na środek, cały czas ignorując moje błagania.
- Siebie. - odparła krótko.
Nastała cisza. Miałem ochotę po prostu wyjść, widząc, że pozostali przekonują się co do tego pomysłu mimo woli.
North zaśmiał się, chociaż sytuacja wydawała się poważna. Chodzi tu o życie Elsy. Nie mogłem w to uwierzyć, oni naprawdę chcą się na to zgodzić...
- Nie jesteś Strażnikiem - huknął North, gładząc śnieżnobiałą brodę. - I chcesz się poświęcić pomimo to?
Elsa kiwneła lekko, cały czas myśląc nad słowami Strażnika.
- Arendelle poradzi sobie beze mnie, Anna da sobie radę, może niedługo Kristoff zajmie tron jako król - dopiero teraz domyśliłem się, jakim cudem Elsa tu w ogóle jest. Czy to możliwe, że dla mnie zrezygnowała z tronu? A teraz chce poświęcić swoje życie za Strażników Marzeń? - Poza tym bez choćby jednego z was straty będą dużo większe, bo nikt was zastąpić nie może. Już widzę dwudziesty piąty grudnia bez choinki i prezentów. Dzieci będą wniebowzięte - twarz Notha stężała. Bałem się, że przyzna rację Elsie, ja sam nie mogłem już tego słuchać.
Wyszedłem z pomieszczenia, trzaskając głośno drzwiami. Nie obchodziło mnie jak niegrzeczne to mogło być. W końcu jestem Jackiem Mrozem, nie obchodzi mnie, co myślą inni na mój temat.
Pojedynek
Lecieliśmy bardzo szybko, wicher walił we mnie z ogromną siłą, cudem zachowałem równowagę. Mleczuszka już przebudziła się i kierowała mnie w stronę Zębowego Pałacu. Nie do końca znałem drogę, a każda minuta była dla mnie ważna. Po jakiejś godzinie lotu zauważyłem Pałac majaczący pośród gęstych, ciemnych chmur. To na pewno była sprawka Mroka.
- Jakim cudem on zajął wasz Pałac? - zapytałem małą. - Jest was tysiące. Czyżby znowu próbował z mroczną armią?
Wróżka zaprzeczyła ruchem głowy, więc przestałem wypytywać. Szanse na to, żebym zgadł i tak były małe. Nie zdążyłem nawet wlecieć do pałacu, gdy zauważyłem, że ciemność dokoła zgęstniała, a z chmur wyłoniła się postać odziana w czerń. Postać, którą znałem aż za dobrze.
- Mrok! - warknąłem, lecąc szybciej, wprost na wroga.
Mleczuszka zadrżała w moich dłoniach. Z obłoków wyłoniła się jeszcze jedna postać - Ząbek. Zauważyłem, że jest trzymana w małej klatce, w której ledwie się mieściła. Trzymała dłonie na kratach swojego więzienia, a w jej oczach czaiło się błaganie.
- Witaj, Jack - zagrzmiał głos Mroka. Nie mogłem słuchać jego głosu, tyle w nim radości, pewności... Sam zaczynałem wątpić, że dam radę, ale wiedziałem, że mój wróg robi to specjalnie. - Jak się żyło w Arendelle? - zachichotał paskudnie.
Nie daj się sprowokować, powtarzałem sobie, ściskając moją laskę tak mocno, że pobielały mi palce.
- Najwyraźniej tobie żyło się o wiele gorzej na pustkowiu, skoro postanowiłeś do nas wrócić - odparłem cierpko. Uśmiech zszedł z twarzy Mroka, jego oczy błysnęły dziko.
- Och, Jack, dobrze wiem, że już teraz chciałbyś wrócić, nie chcesz tego, nie chcesz tej misji. - głos Mroka był spokojny, niemal kojący. Wiedziałem, że im dłużej będę go słuchał, tym bardziej będzie mnie przekonywał.
- Jack, nie słuchaj go!! - wykrzyknęła Ząbek, po czym Mrok związał jej swoim pyłem ręce i nogi oraz zasłonił usta. Potrafił jeszcze lepiej manipulować swoim czarnym pyłem, zauważyłem. Wcześniej nie mógłby sobie aż na tyle pozwolić, a znałem go niestety dość dobrze, by to stwierdzić.
- Po co ci Zębowy Pałac?! - krzyknąłem, uspokajając cieniutkie głosiki jednym pytaniem. Dopiero domyśliłem się, że są to wróżki, ale nie mogłem ich dostrzec. Musiały gdzieś tutaj być. - Znowu chcesz kraść zęby? Już poprzednim razem słabo ci to wyszło.
Mrok powrócił do swojego wcześniejszego dobrego humoru. Popatrzyłem na Ząbka. Widziałem w jej oczach, że każe mi uciekać. Najwyraźniej Mrok ma jakiegoś asa w rękawie, o którym nie wiedziałem, a ona chciała mnie ostrzec. Poczułem się urażony. Przecież widziała, co potrafię.
- Nie, tym razem mam apetyt na coś o wiele lepszego, no bo pomyśl, Jack - Mrok udawał zamyślonego. - Co mi da sama władza? Najpierw muszę wyeliminować pozostałych. Zacząłem słabo od waszych specjalności, tylko po co utrudniać sobie życie? No patrz, wystarczyło jedynie zająć Zębowy pałac i od razu zjawiasz się ty... Wystarczy tylko poczekać na resztę. Rozdzieleni nie jesteście tacy - zaśmiał się. - potężni.
Obserwowałem go dokładnie, ale zachowywał twarz pokerzysty. Nic mi to nie dawało. Jakim cudem znowu powrócił do dawnej potęgi?Niestety, musiałem przyznać mu rację. Czy gdybym najpierw poleciał na Biegun, sytuacja byłaby inna?
- Ale zawrzyjmy układ, Jack, - Mrok kontynuował - w końcu... na co ci całe bycie Strażnikiem. Mam coś dla ciebie. Powiedzmy, że... udało mi się coś ucielestnić. Wyobraź sobie, że mógłbyś żyć sobie spokojnie w Arendelle, nie przejmując się wcale tym, co działoby się naokoło, bez ciągłego biegania za dziećmi i dbania o to, żeby dobrze się bawiły. Jack - jego oczy błyszczały z podekscytowania jak u małego dziecka - mi się to właśnie udało! Mogę sprawić, że naprawdę zapomnisz o wszystkich obowiązkach, możesz czuć się znowu wolny, jak wcześniej...
Zwiesiłem z zażenowaniem głowę. Słowa Pitcha naprawdę do mnie przemawiały... Nagle wyobraziłem sobie dzieciaki, które zostają same na pastwę Mroka oraz Strażników, którzy tracą swoją Moc przez brak wiary w nich samych. Nie, nie mógłbym tego zrobić, nawet za cenę bycia z Elsą. Popatrzyłem hardo w twarz Pitchowi.
- Już raz ci powiedziałem, co myślę na temat twoich układem ze mną - mój głos niósł się echem po równinie. Uśmiech Mroka odrobinę osłabł. - Z chęcią ci to powtórzę - warknąłem i wyciągnąłem przed siebie laskę, dając znak Mleczuszce, żeby uciekała.
Zaatakowałem pierwszy mocą gradu, uderzając Mroka z szybkością błyskawicy. Mój wróg nagle zmienił swoje położenie, po prostu zniknął. W ostatniej chwili zdążyłem go zauważyć po mojej prawej stronie i w ostatniej chwili udało mi się obronić przed jego atakiem.
Po ciemnym niebie błyskały nasze ataki - moje z lodu i jego z ciemności. Miał kontrolę nad tym, co było wokół, przez co czułem się coraz bardziej słabszy. W końcu jego moc odepchnęła mnie na sąsiedni szczyt, gdzie uderzyłem plecami o twardą ścianę. Świat wokół mnie zaczął się powoli zmieniać, wiedziałem, że tracę przytomność. Nie, nie mogłem, musiałem walczyć. Pomyślałem o Ząbku, uwięzionej przez Mroka. Musiałem coś zrobić, cokolwiek.
Zmusiłem się do opanowania moich zmysłów i znów ruszyłem z atakiem na ducha. Tym razem atakowałem jeszcze szybciej, jeszcze bardziej agresywnie, myśląc cały czas o Elsie. Wiedział o niej, wiedział wszystko. Zaczynałem się obawiać, że kiedy posiądzie swoją całą Moc zwróci się przeciw Arendelle - ot, by się na mnie zemścić. Czułem w sobie furię i troskę zalewającą mnie od stóp do głów.
Byłem już blisko, Mrok ledwie sobie ze mną radził, na jego twarzy malowało się niedowierzanie w moje możliwości. W końcu, gdy byłem tuż obok, chwyciłem go za kołnierz i z całej siły przydusiłem do następnej góry, uniemożliwiając mu poruszanie się. Mrok spojrzał na mnie ze strachem.
- Jak ty to... - wyszeptał.
Popatrzyłem w jego oczy z wściekłością. Czy chciałem go zabijać? Czy jego w ogóle da się zniszczyć?
- Co mi teraz zrobisz, Jack - Mrok zaśmiał się z narastającym sarkazmem. - Naprawdę myślisz, że wygrałeś? - zapytał.
W tym momencie poczułem ból w moim brzuchu i jakaś siła odrzuciła mnie na bok. leżałem tak, zwijając się z bólu, który zmienił położenie na głowę i próbowałem wypatrzeć jakąś nową sztuczkę Mroka, ale zamiast tego ujrzałem kobietę ubraną w czerń, z dwiema bliznami na wyjątkowo szlachetnej, bladej twarzy. Chodź wydawała się delikatna, wpatrywała się na mnie z zawiścią. Także czarne włosy kobiety sięgające bioder powiewały na wietrze. Mrok podszedł do niej i pocałował ja w policzek, jednocześnie obejmując ja w pasie.
- Naprawdę myślałeś, że działam sam? - ból narastał, nie mogłem się skoncentrować na czymkolwiek, poza jednym pragnieniem - żeby ona w końcu przestała to robić.
Mrok podszedł do mnie i kopnął mnie tak, że odleciałem na bok, dalej byłem bezbronny. W końcu moje niekończące się cierpienia ustały, bo chyba straciłem przytomność. Zachowałem w pamięci tylko krzyki wróżek i jedną jedyną myśl - Elsa.
- Jakim cudem on zajął wasz Pałac? - zapytałem małą. - Jest was tysiące. Czyżby znowu próbował z mroczną armią?
Wróżka zaprzeczyła ruchem głowy, więc przestałem wypytywać. Szanse na to, żebym zgadł i tak były małe. Nie zdążyłem nawet wlecieć do pałacu, gdy zauważyłem, że ciemność dokoła zgęstniała, a z chmur wyłoniła się postać odziana w czerń. Postać, którą znałem aż za dobrze.
- Mrok! - warknąłem, lecąc szybciej, wprost na wroga.
Mleczuszka zadrżała w moich dłoniach. Z obłoków wyłoniła się jeszcze jedna postać - Ząbek. Zauważyłem, że jest trzymana w małej klatce, w której ledwie się mieściła. Trzymała dłonie na kratach swojego więzienia, a w jej oczach czaiło się błaganie.
- Witaj, Jack - zagrzmiał głos Mroka. Nie mogłem słuchać jego głosu, tyle w nim radości, pewności... Sam zaczynałem wątpić, że dam radę, ale wiedziałem, że mój wróg robi to specjalnie. - Jak się żyło w Arendelle? - zachichotał paskudnie.
Nie daj się sprowokować, powtarzałem sobie, ściskając moją laskę tak mocno, że pobielały mi palce.
- Najwyraźniej tobie żyło się o wiele gorzej na pustkowiu, skoro postanowiłeś do nas wrócić - odparłem cierpko. Uśmiech zszedł z twarzy Mroka, jego oczy błysnęły dziko.
- Och, Jack, dobrze wiem, że już teraz chciałbyś wrócić, nie chcesz tego, nie chcesz tej misji. - głos Mroka był spokojny, niemal kojący. Wiedziałem, że im dłużej będę go słuchał, tym bardziej będzie mnie przekonywał.
- Jack, nie słuchaj go!! - wykrzyknęła Ząbek, po czym Mrok związał jej swoim pyłem ręce i nogi oraz zasłonił usta. Potrafił jeszcze lepiej manipulować swoim czarnym pyłem, zauważyłem. Wcześniej nie mógłby sobie aż na tyle pozwolić, a znałem go niestety dość dobrze, by to stwierdzić.
- Po co ci Zębowy Pałac?! - krzyknąłem, uspokajając cieniutkie głosiki jednym pytaniem. Dopiero domyśliłem się, że są to wróżki, ale nie mogłem ich dostrzec. Musiały gdzieś tutaj być. - Znowu chcesz kraść zęby? Już poprzednim razem słabo ci to wyszło.
Mrok powrócił do swojego wcześniejszego dobrego humoru. Popatrzyłem na Ząbka. Widziałem w jej oczach, że każe mi uciekać. Najwyraźniej Mrok ma jakiegoś asa w rękawie, o którym nie wiedziałem, a ona chciała mnie ostrzec. Poczułem się urażony. Przecież widziała, co potrafię.
- Nie, tym razem mam apetyt na coś o wiele lepszego, no bo pomyśl, Jack - Mrok udawał zamyślonego. - Co mi da sama władza? Najpierw muszę wyeliminować pozostałych. Zacząłem słabo od waszych specjalności, tylko po co utrudniać sobie życie? No patrz, wystarczyło jedynie zająć Zębowy pałac i od razu zjawiasz się ty... Wystarczy tylko poczekać na resztę. Rozdzieleni nie jesteście tacy - zaśmiał się. - potężni.
Obserwowałem go dokładnie, ale zachowywał twarz pokerzysty. Nic mi to nie dawało. Jakim cudem znowu powrócił do dawnej potęgi?Niestety, musiałem przyznać mu rację. Czy gdybym najpierw poleciał na Biegun, sytuacja byłaby inna?
- Ale zawrzyjmy układ, Jack, - Mrok kontynuował - w końcu... na co ci całe bycie Strażnikiem. Mam coś dla ciebie. Powiedzmy, że... udało mi się coś ucielestnić. Wyobraź sobie, że mógłbyś żyć sobie spokojnie w Arendelle, nie przejmując się wcale tym, co działoby się naokoło, bez ciągłego biegania za dziećmi i dbania o to, żeby dobrze się bawiły. Jack - jego oczy błyszczały z podekscytowania jak u małego dziecka - mi się to właśnie udało! Mogę sprawić, że naprawdę zapomnisz o wszystkich obowiązkach, możesz czuć się znowu wolny, jak wcześniej...
Zwiesiłem z zażenowaniem głowę. Słowa Pitcha naprawdę do mnie przemawiały... Nagle wyobraziłem sobie dzieciaki, które zostają same na pastwę Mroka oraz Strażników, którzy tracą swoją Moc przez brak wiary w nich samych. Nie, nie mógłbym tego zrobić, nawet za cenę bycia z Elsą. Popatrzyłem hardo w twarz Pitchowi.
- Już raz ci powiedziałem, co myślę na temat twoich układem ze mną - mój głos niósł się echem po równinie. Uśmiech Mroka odrobinę osłabł. - Z chęcią ci to powtórzę - warknąłem i wyciągnąłem przed siebie laskę, dając znak Mleczuszce, żeby uciekała.
Zaatakowałem pierwszy mocą gradu, uderzając Mroka z szybkością błyskawicy. Mój wróg nagle zmienił swoje położenie, po prostu zniknął. W ostatniej chwili zdążyłem go zauważyć po mojej prawej stronie i w ostatniej chwili udało mi się obronić przed jego atakiem.
Po ciemnym niebie błyskały nasze ataki - moje z lodu i jego z ciemności. Miał kontrolę nad tym, co było wokół, przez co czułem się coraz bardziej słabszy. W końcu jego moc odepchnęła mnie na sąsiedni szczyt, gdzie uderzyłem plecami o twardą ścianę. Świat wokół mnie zaczął się powoli zmieniać, wiedziałem, że tracę przytomność. Nie, nie mogłem, musiałem walczyć. Pomyślałem o Ząbku, uwięzionej przez Mroka. Musiałem coś zrobić, cokolwiek.
Zmusiłem się do opanowania moich zmysłów i znów ruszyłem z atakiem na ducha. Tym razem atakowałem jeszcze szybciej, jeszcze bardziej agresywnie, myśląc cały czas o Elsie. Wiedział o niej, wiedział wszystko. Zaczynałem się obawiać, że kiedy posiądzie swoją całą Moc zwróci się przeciw Arendelle - ot, by się na mnie zemścić. Czułem w sobie furię i troskę zalewającą mnie od stóp do głów.
Byłem już blisko, Mrok ledwie sobie ze mną radził, na jego twarzy malowało się niedowierzanie w moje możliwości. W końcu, gdy byłem tuż obok, chwyciłem go za kołnierz i z całej siły przydusiłem do następnej góry, uniemożliwiając mu poruszanie się. Mrok spojrzał na mnie ze strachem.
- Jak ty to... - wyszeptał.
Popatrzyłem w jego oczy z wściekłością. Czy chciałem go zabijać? Czy jego w ogóle da się zniszczyć?
- Co mi teraz zrobisz, Jack - Mrok zaśmiał się z narastającym sarkazmem. - Naprawdę myślisz, że wygrałeś? - zapytał.
W tym momencie poczułem ból w moim brzuchu i jakaś siła odrzuciła mnie na bok. leżałem tak, zwijając się z bólu, który zmienił położenie na głowę i próbowałem wypatrzeć jakąś nową sztuczkę Mroka, ale zamiast tego ujrzałem kobietę ubraną w czerń, z dwiema bliznami na wyjątkowo szlachetnej, bladej twarzy. Chodź wydawała się delikatna, wpatrywała się na mnie z zawiścią. Także czarne włosy kobiety sięgające bioder powiewały na wietrze. Mrok podszedł do niej i pocałował ja w policzek, jednocześnie obejmując ja w pasie.
- Naprawdę myślałeś, że działam sam? - ból narastał, nie mogłem się skoncentrować na czymkolwiek, poza jednym pragnieniem - żeby ona w końcu przestała to robić.
Mrok podszedł do mnie i kopnął mnie tak, że odleciałem na bok, dalej byłem bezbronny. W końcu moje niekończące się cierpienia ustały, bo chyba straciłem przytomność. Zachowałem w pamięci tylko krzyki wróżek i jedną jedyną myśl - Elsa.
środa, 1 kwietnia 2015
Ostrzeżenie
Gdy dotarliśmy z Elsą do Pałacu, zauważyliśmy od razu spokojnych dworzan, spacerujących po komnatach. Gdyby działo się coś złego z księżniczką Anną lub jej przyjacielem, myślę, że nie mieliby takich uśmiechów na zmęczonych twarzach.
- Królowo - służąca stojąca przed komnatą Anny skłoniła się nisko. Siwe włosy opadły jej na twarz.
- Jak się czuje Anna, Mitro? - zapytała królowa uprzejmym głosem.
Służąca skłoniła się ponownie.
- O wiele lepiej, na zmianę z Ginewrą robimy jej okłady z rumianku i kąpiele z pokrzyw - skrzywiłem się. Kąpiele z pokrzyw? Biedna Anna...
Elsa kiwnęła, po czym weszła do komnaty, nawet nie pukając. Zastanawiałem się tylko przez chwilę przed podążeniem za królową, w końcu moja ciekawość zwyciężyła. Wszystkie służki wyszły z komnaty zostawiając naszą trójkę samą.
- Elsa - odetchnęła Anna. - Co z Kristoffem? - zapytała, od razu blednąc.
- Spokojnie, jest pod dobrą opieką, chyba wyjdzie bez szwanku. - zauważyłem, że policzki Anny nabierają zwykłego, różowego wyrazu. Na twarzy księżniczki pojawiła się ulga.
- Chcę go zobaczyć - szepnęła, wstając z łóżka. Miała na sobie haftowaną złotą nicią suknię.
Elsa jednak zastąpiła jej drogę.
- Nie czujesz się jeszcze najlepiej - powiedziała smutnym tonem podszytym troską. Anna popatrzyła na mnie z błaganiem. Nie za wiele mogłem tu pomóc. Księżniczka złapała się za głowę, chwiejąc się, Elsa w ciągu sekundy była już przy niej.
- Muszę go zobaczyć, Elso - prosiła Anna. W końcu królowa spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
- Jack, pomóż mi - szepnęła starsza z sióstr. Złapałem Annę bez odpowiedzi za jedno ramię - Elsa za drugie i pomogliśmy księżniczce przejść przez niemal pół Pałacu do skromnej komnaty, w której znajdował się Kristoff.
Elsa powiedziała nam, że Svena nie wpuszczono do pałacu, dlatego musi niestety poczekać na przyjaciela na dworze. Westchnąłem przypominając sobie z jaką determinacją zwierzę walczyło o życie chłopaka. Gdy przeszliśmy ostatni zakręt, zauważyliśmy z Elsą, że stan Anny poprawił się, szła z większą pewnością i nie potrzebowała pomocy. Delikatnie odszedłem od księżniczki, ale Elsa nie zrezygnowała z prowadzenia jej ciemnymi korytarzami.
Gdy weszliśmy do małooświetlonej komnaty, naszym oczom ukazał się Kristoff, siedzący na łóżku i rozmawiający z jedną ze służących, o ile pamiętam, była to Mitra, służka, którą nie tak dawno Elsa pytała o siostrę.
- Kristoff! - krzyknęła Anna z radością. Chłopak odwrócił się w naszym kierunku. Jego brązowe oczy błysnęły na widok księżniczki. Kristoff uśmiechnął się, ale jego uśmiech wciąż wyglądał słabo, a skóra była blada jak śnieg.
Anna wyrwała się z ramion Elsy i pobiegła do przyjaciela. Uśmiechnąłem się na widok Anny całującej Kristoffa, Elsa zrobiła dość dziwną minę. Złapałem królową za rękę i poprowadziłem w kierunku korytarza.
- Myślę, że powinniśmy im zostawić trochę prywatności - zachichotałem. Elsa przytaknęła ruchem głowy.
Wyszliśmy na korytarz, Elsa nie odezwała się ani słowem. Szliśmy całą drogę do komnaty Elsy sami, więc w pewnym momencie spytałem ją:
- Nie wyglądasz na za szczęśliwą z powodu odnalezienia Kristoffa - królowa rzuciła mi gniewne spojrzenie.
- Zwariowałeś? Zrobiłabym to po raz drugi - odparła.
- Więc o co chodzi? - dociekałem. Elsa odwróciła wzrok, ale nie zamierzałem się poddać. - Nie lubisz Kristoffa? Przecież opowiadałaś mi, że świetnie się razem dogadujecie - przypomniałem sobie jedną z naszych rozmów w jej ogrodzie.
Elsa wydawała się być zdziwiona faktem, że pamiętam naszą rozmowę, jakbym w ogóle nie słuchał tego, co mówi. Trochę mnie to uraziło, przyznam szczerze.
Królowa nie odpowiadała, skupiona na widoku z okna, za którym zamieć robiła swoje, przysypując całe Arendelle grubą warstwą śniegu. W dodatku bardzo szybko jasne popołudnie zmieniło się w ciemny wieczór.
- Chodzi o coś innego, nie mylę się? - zapytałem po chwili ciszy. W końcu Elsa odpowiedziała.
- Anna jest młoda. Boję się, że powtórzy się sytuacja z Hansem. Ona po prostu... Jest zbyt wrażliwa. Nie chcę o nic posądzać Kristoffa, wolałabym jednak, żeby Anna była nieco bardziej ostrożna. - westchnęła ciężko, jakby odpowiedź ją zmęczyła, po czym spytała ze smutnym uśmiechem: - Bardzo przeginam?
Westchnąłem, przytulając do siebie Elsę. Obydwoje staliśmy naprzeciw okna, obserwując drobne płatki śniegu, które mieniły się w bladym świetle Księżyca. Księżyc! Spojrzałem na jasną łunę wiszącą ponad chmurami. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć mi coś ważnego. Nie, ostrzec, uświadomiłem sobie. Sam nie wiem, dlaczego, ale odwróciłem wzrok. Nie chciałem zostawiać tu Elsy, nie chciałem wieść dalej pustego życia Strażnika, gdy w moim życiu pojawiła się ona.
- Hans to świnia - warknąłem, Elsa obróciła się i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Nie pamiętasz już jak potraktował ciebie? - spytałem nieco delikatniej. Krew we mnie wrzała, gdy przypominałem sobie Hansa całującego skutą w kajdanach Elsę.
Królowa uśmiechnęła się do mnie z nieco teatralną miną i powiedziała:
- Tak, pamiętam ty mój rycerzu w lśniącej zbroi - zachichotała, przytulając się do mnie. Poczułem się głupio, znaczy bardziej przypominałem żebraka - bez butów, z długą laską, ośnieżoną przy jednym końcu, niż rycerza na białym rumaku z połyskującą zbroją. A to na takiego rycerza zasługiwała Elsa.
Stałem jak wryty, nie wiedząc, co mam zrobić, co chwilę Księżyc kradł moją uwagę.
- Źle wyglądasz - szepnęła Elsa. Dopiero po chwili zrozumiałem, że musiała mi się przyglądać.
- Nic mi nie jest - mruknąłem słabo, ale Elsa wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do swojej komnaty.
Coś musiało się stać, myślałem sobie pośpiesznie, ale nie miałem pojęcia, co. Nie mogłem tego zignorować, gdybym to zrobił, chyba już na zawsze dręczyłoby mnie moje chore sumienie.
Usiadłem na parapecie w oknie Elsy, czując jak cała moja radość wysycha ze mnie jak kałuże w słoneczny dzień.
Dziewczyna westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.
- Jack, widzę, że coś jest nie tak, proszę, powiedz... - nie wiedzieć, czemu zerwałem się z mojego miejsca, kopiąc powietrze z bezradności. Ja sam chciałem wiedzieć, co mi jest.
- Ja też nie wiem, co się dzieje, po prostu coś jest nie tak, wiem to - mruczałem pod nosem, ledwie się hamując. Nie chciałem skrzywdzić Elsę jedynie przez moje huśtawki nastrojów, ale ona to chyba wyczuła, bo zachowała spokój. - Wiem, że Księżyc coś mi mówi, coś ważnego. - dodałem, dopiero uświadamiając sobie, jak głupio może to zabrzmieć.
Poczułem ciepły dotyk w mojej ręce, wyczułem tam dłoń Elsy. Kiedy obróciłem się, zauważyłem, że stała tuż obok.
- Cokolwiek zrobisz, wiesz, że zawsze możesz liczyć na mnie? - spytała poważnie. Dotknąłem jej ciepłych warg moimi własnymi, zatapiając się w nich na nowo. Jak właściwie chciałem żyć? Przecież bycie Strażnikiem sprawiało mi wiele radości, a nie mogłem już na zawsze siedzieć w Arendelle, czekając aż coś się stanie, albo dzieci przestaną wierzyć w legendę o Jacku Mrozie.
Nagle do komnaty weszła Anna, a Elsa odskoczyła ode mnie jak oparzona, rumieniąc się.
Anna zlustrowała nas ciepłym wzrokiem i spróbowała bez powodzenia ukryć uśmiech.
- Elso, Klauss cię szukał, chce z tobą pomówić - powiedziała cicho, ale w tym momencie usłyszeliśmy głuche stuknięcie, jakby coś odbiło się od szyby.
Podszedłem do okna i zauważyłem po drugiej stronie zmarzniętą Mleczuszkę, jej skrzydełka dygotały na wietrze. Bez namysłu otworzyłem okno, wpuszczając do komnaty nieco zimna i śniegu, po czym chwyciłem maleńką wróżkę w swoje chłodne palce.
Czułem na sobie wzrok sióstr, gdy zamknąłem szybko okno i usiadłem na podłodze, przytulając dygoczącą z zimna Mleczuszkę.
- Co się stało? - spytałem cicho, próbując ogrzać małą. Elsa usiadła obok mnie, Anna zerkała jej przez ramię.
Maleńka główka uniosła się na chwilę, wróżka nawet nie zdążyła odpowiedzieć, gdy zemdlała. W tym momencie zauważyłem jej skrzydełka pokryte czarnym pyłem, miała go trochę również na ptasiopodobnym ciele.
Mrok, oprzytomniałem. Księżyc właśnie o tym próbował mi powiedzieć. Ząbek musi być w takim razie w niebezpieczeństwie.
Nie mogłem dłużej czekać. Schowałem wróżkę do kieszeni bluzy i już miałem otwierać okno, by opuścić Pałac razem z wichrem, gdy Elsa złapała mnie za rękę.
- Jack, czekaj, co się stało? - ile mogłem jej powiedzieć, nie narażając jej na niebezpieczeństwo? Nie wiedziałem, gdzie leży granica, dlatego wolałem nie mówić jej nic.
- Elso, przepraszam, nie mogę...
- Obiecaj mi, że wrócisz - przerwała mi. Jej głos drżał. Patrzyłem wymownie wprost w błękitne oczy mojej ukochanej, nie wiedząc, czy lepiej skłamać, czy powiedzieć smutną prawdę.
- Nie mogę ci tego obiecać - wyszeptałem słabym głosem. Po policzkach Elsy spłynęły dwie samotne łzy.
Pocałowałem ją po raz ostatni, niemal ignorując obecność Anny, która z szokiem oglądała tę scenę. Bałem się, że przez nasze uściski zmiażdżymy nieprzytomną Mleczuszkę, leżącą w kieszeni bluzy, więc w końcu oderwałem się od ust Elsy. Wiedziałem, że jeszcze zatęsknię za ich dotykiem, ale wiedziałem, że każda chwila zwłoki może być ostatnią chwilą Zębowej Wróżki. Spojrzałem na Annę, po sekundzie już była obok, przytulając mnie. Objąłem ją, przypominając sobie moje wspomnienia, zachowane w zębach mlecznych, które pokazała mi Mleczuszka - moją młodszą siostrę, którą widziałem po raz ostatni przed moją śmiercią. Anna w pewien sposób mi ją przypominała.
Zostawiłem obie siostry same i wyszedłem przez okno na dach. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w ich stronę, zachowując w pamięci łzy Elsy i smutek Anny i pognałem wraz z wichrem w stronę Wschodu. Miałem do pogadania z pewnym dawnym przyjacielem, który znów wtargnął w życie Strażników i znów zaczął najpierw od Zębowej Wróżki.
- Królowo - służąca stojąca przed komnatą Anny skłoniła się nisko. Siwe włosy opadły jej na twarz.
- Jak się czuje Anna, Mitro? - zapytała królowa uprzejmym głosem.
Służąca skłoniła się ponownie.
- O wiele lepiej, na zmianę z Ginewrą robimy jej okłady z rumianku i kąpiele z pokrzyw - skrzywiłem się. Kąpiele z pokrzyw? Biedna Anna...
Elsa kiwnęła, po czym weszła do komnaty, nawet nie pukając. Zastanawiałem się tylko przez chwilę przed podążeniem za królową, w końcu moja ciekawość zwyciężyła. Wszystkie służki wyszły z komnaty zostawiając naszą trójkę samą.
- Elsa - odetchnęła Anna. - Co z Kristoffem? - zapytała, od razu blednąc.
- Spokojnie, jest pod dobrą opieką, chyba wyjdzie bez szwanku. - zauważyłem, że policzki Anny nabierają zwykłego, różowego wyrazu. Na twarzy księżniczki pojawiła się ulga.
- Chcę go zobaczyć - szepnęła, wstając z łóżka. Miała na sobie haftowaną złotą nicią suknię.
Elsa jednak zastąpiła jej drogę.
- Nie czujesz się jeszcze najlepiej - powiedziała smutnym tonem podszytym troską. Anna popatrzyła na mnie z błaganiem. Nie za wiele mogłem tu pomóc. Księżniczka złapała się za głowę, chwiejąc się, Elsa w ciągu sekundy była już przy niej.
- Muszę go zobaczyć, Elso - prosiła Anna. W końcu królowa spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
- Jack, pomóż mi - szepnęła starsza z sióstr. Złapałem Annę bez odpowiedzi za jedno ramię - Elsa za drugie i pomogliśmy księżniczce przejść przez niemal pół Pałacu do skromnej komnaty, w której znajdował się Kristoff.
Elsa powiedziała nam, że Svena nie wpuszczono do pałacu, dlatego musi niestety poczekać na przyjaciela na dworze. Westchnąłem przypominając sobie z jaką determinacją zwierzę walczyło o życie chłopaka. Gdy przeszliśmy ostatni zakręt, zauważyliśmy z Elsą, że stan Anny poprawił się, szła z większą pewnością i nie potrzebowała pomocy. Delikatnie odszedłem od księżniczki, ale Elsa nie zrezygnowała z prowadzenia jej ciemnymi korytarzami.
Gdy weszliśmy do małooświetlonej komnaty, naszym oczom ukazał się Kristoff, siedzący na łóżku i rozmawiający z jedną ze służących, o ile pamiętam, była to Mitra, służka, którą nie tak dawno Elsa pytała o siostrę.
- Kristoff! - krzyknęła Anna z radością. Chłopak odwrócił się w naszym kierunku. Jego brązowe oczy błysnęły na widok księżniczki. Kristoff uśmiechnął się, ale jego uśmiech wciąż wyglądał słabo, a skóra była blada jak śnieg.
Anna wyrwała się z ramion Elsy i pobiegła do przyjaciela. Uśmiechnąłem się na widok Anny całującej Kristoffa, Elsa zrobiła dość dziwną minę. Złapałem królową za rękę i poprowadziłem w kierunku korytarza.
- Myślę, że powinniśmy im zostawić trochę prywatności - zachichotałem. Elsa przytaknęła ruchem głowy.
Wyszliśmy na korytarz, Elsa nie odezwała się ani słowem. Szliśmy całą drogę do komnaty Elsy sami, więc w pewnym momencie spytałem ją:
- Nie wyglądasz na za szczęśliwą z powodu odnalezienia Kristoffa - królowa rzuciła mi gniewne spojrzenie.
- Zwariowałeś? Zrobiłabym to po raz drugi - odparła.
- Więc o co chodzi? - dociekałem. Elsa odwróciła wzrok, ale nie zamierzałem się poddać. - Nie lubisz Kristoffa? Przecież opowiadałaś mi, że świetnie się razem dogadujecie - przypomniałem sobie jedną z naszych rozmów w jej ogrodzie.
Elsa wydawała się być zdziwiona faktem, że pamiętam naszą rozmowę, jakbym w ogóle nie słuchał tego, co mówi. Trochę mnie to uraziło, przyznam szczerze.
Królowa nie odpowiadała, skupiona na widoku z okna, za którym zamieć robiła swoje, przysypując całe Arendelle grubą warstwą śniegu. W dodatku bardzo szybko jasne popołudnie zmieniło się w ciemny wieczór.
- Chodzi o coś innego, nie mylę się? - zapytałem po chwili ciszy. W końcu Elsa odpowiedziała.
- Anna jest młoda. Boję się, że powtórzy się sytuacja z Hansem. Ona po prostu... Jest zbyt wrażliwa. Nie chcę o nic posądzać Kristoffa, wolałabym jednak, żeby Anna była nieco bardziej ostrożna. - westchnęła ciężko, jakby odpowiedź ją zmęczyła, po czym spytała ze smutnym uśmiechem: - Bardzo przeginam?
Westchnąłem, przytulając do siebie Elsę. Obydwoje staliśmy naprzeciw okna, obserwując drobne płatki śniegu, które mieniły się w bladym świetle Księżyca. Księżyc! Spojrzałem na jasną łunę wiszącą ponad chmurami. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć mi coś ważnego. Nie, ostrzec, uświadomiłem sobie. Sam nie wiem, dlaczego, ale odwróciłem wzrok. Nie chciałem zostawiać tu Elsy, nie chciałem wieść dalej pustego życia Strażnika, gdy w moim życiu pojawiła się ona.
- Hans to świnia - warknąłem, Elsa obróciła się i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Nie pamiętasz już jak potraktował ciebie? - spytałem nieco delikatniej. Krew we mnie wrzała, gdy przypominałem sobie Hansa całującego skutą w kajdanach Elsę.
Królowa uśmiechnęła się do mnie z nieco teatralną miną i powiedziała:
- Tak, pamiętam ty mój rycerzu w lśniącej zbroi - zachichotała, przytulając się do mnie. Poczułem się głupio, znaczy bardziej przypominałem żebraka - bez butów, z długą laską, ośnieżoną przy jednym końcu, niż rycerza na białym rumaku z połyskującą zbroją. A to na takiego rycerza zasługiwała Elsa.
Stałem jak wryty, nie wiedząc, co mam zrobić, co chwilę Księżyc kradł moją uwagę.
- Źle wyglądasz - szepnęła Elsa. Dopiero po chwili zrozumiałem, że musiała mi się przyglądać.
- Nic mi nie jest - mruknąłem słabo, ale Elsa wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do swojej komnaty.
Coś musiało się stać, myślałem sobie pośpiesznie, ale nie miałem pojęcia, co. Nie mogłem tego zignorować, gdybym to zrobił, chyba już na zawsze dręczyłoby mnie moje chore sumienie.
Usiadłem na parapecie w oknie Elsy, czując jak cała moja radość wysycha ze mnie jak kałuże w słoneczny dzień.
Dziewczyna westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.
- Jack, widzę, że coś jest nie tak, proszę, powiedz... - nie wiedzieć, czemu zerwałem się z mojego miejsca, kopiąc powietrze z bezradności. Ja sam chciałem wiedzieć, co mi jest.
- Ja też nie wiem, co się dzieje, po prostu coś jest nie tak, wiem to - mruczałem pod nosem, ledwie się hamując. Nie chciałem skrzywdzić Elsę jedynie przez moje huśtawki nastrojów, ale ona to chyba wyczuła, bo zachowała spokój. - Wiem, że Księżyc coś mi mówi, coś ważnego. - dodałem, dopiero uświadamiając sobie, jak głupio może to zabrzmieć.
Poczułem ciepły dotyk w mojej ręce, wyczułem tam dłoń Elsy. Kiedy obróciłem się, zauważyłem, że stała tuż obok.
- Cokolwiek zrobisz, wiesz, że zawsze możesz liczyć na mnie? - spytała poważnie. Dotknąłem jej ciepłych warg moimi własnymi, zatapiając się w nich na nowo. Jak właściwie chciałem żyć? Przecież bycie Strażnikiem sprawiało mi wiele radości, a nie mogłem już na zawsze siedzieć w Arendelle, czekając aż coś się stanie, albo dzieci przestaną wierzyć w legendę o Jacku Mrozie.
Nagle do komnaty weszła Anna, a Elsa odskoczyła ode mnie jak oparzona, rumieniąc się.
Anna zlustrowała nas ciepłym wzrokiem i spróbowała bez powodzenia ukryć uśmiech.
- Elso, Klauss cię szukał, chce z tobą pomówić - powiedziała cicho, ale w tym momencie usłyszeliśmy głuche stuknięcie, jakby coś odbiło się od szyby.
Podszedłem do okna i zauważyłem po drugiej stronie zmarzniętą Mleczuszkę, jej skrzydełka dygotały na wietrze. Bez namysłu otworzyłem okno, wpuszczając do komnaty nieco zimna i śniegu, po czym chwyciłem maleńką wróżkę w swoje chłodne palce.
Czułem na sobie wzrok sióstr, gdy zamknąłem szybko okno i usiadłem na podłodze, przytulając dygoczącą z zimna Mleczuszkę.
- Co się stało? - spytałem cicho, próbując ogrzać małą. Elsa usiadła obok mnie, Anna zerkała jej przez ramię.
Maleńka główka uniosła się na chwilę, wróżka nawet nie zdążyła odpowiedzieć, gdy zemdlała. W tym momencie zauważyłem jej skrzydełka pokryte czarnym pyłem, miała go trochę również na ptasiopodobnym ciele.
Mrok, oprzytomniałem. Księżyc właśnie o tym próbował mi powiedzieć. Ząbek musi być w takim razie w niebezpieczeństwie.
Nie mogłem dłużej czekać. Schowałem wróżkę do kieszeni bluzy i już miałem otwierać okno, by opuścić Pałac razem z wichrem, gdy Elsa złapała mnie za rękę.
- Jack, czekaj, co się stało? - ile mogłem jej powiedzieć, nie narażając jej na niebezpieczeństwo? Nie wiedziałem, gdzie leży granica, dlatego wolałem nie mówić jej nic.
- Elso, przepraszam, nie mogę...
- Obiecaj mi, że wrócisz - przerwała mi. Jej głos drżał. Patrzyłem wymownie wprost w błękitne oczy mojej ukochanej, nie wiedząc, czy lepiej skłamać, czy powiedzieć smutną prawdę.
- Nie mogę ci tego obiecać - wyszeptałem słabym głosem. Po policzkach Elsy spłynęły dwie samotne łzy.
Pocałowałem ją po raz ostatni, niemal ignorując obecność Anny, która z szokiem oglądała tę scenę. Bałem się, że przez nasze uściski zmiażdżymy nieprzytomną Mleczuszkę, leżącą w kieszeni bluzy, więc w końcu oderwałem się od ust Elsy. Wiedziałem, że jeszcze zatęsknię za ich dotykiem, ale wiedziałem, że każda chwila zwłoki może być ostatnią chwilą Zębowej Wróżki. Spojrzałem na Annę, po sekundzie już była obok, przytulając mnie. Objąłem ją, przypominając sobie moje wspomnienia, zachowane w zębach mlecznych, które pokazała mi Mleczuszka - moją młodszą siostrę, którą widziałem po raz ostatni przed moją śmiercią. Anna w pewien sposób mi ją przypominała.
Zostawiłem obie siostry same i wyszedłem przez okno na dach. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w ich stronę, zachowując w pamięci łzy Elsy i smutek Anny i pognałem wraz z wichrem w stronę Wschodu. Miałem do pogadania z pewnym dawnym przyjacielem, który znów wtargnął w życie Strażników i znów zaczął najpierw od Zębowej Wróżki.