Gdy wbiegliśmy do pałacu, oboje natychmiast zauważyliśmy biegające sługi, niosące miski z gorącą wodę i koce. Co się tam do licha stało?
Elsa ani na moment nie przystanęła, a ja starałem się ją dogonić. Nie tak łatwo było wyminąć spieszące na pomoc księżniczce służące.
Kiedy wreszcie udało mi się dogonić królową, zauważyłem, że już siedziała przy łóżku Anny. Księżniczka miała bladą skórę, taką, jak wtedy, gdy jej serce zamarzało skute lodem. Zimne wargi poruszały się, szepcząc:
- Kristoff...
- Co się stało? - zapytała Elsa, ale tak naprawdę nie miał kto jej odpowiedzieć. Wszyscy byli zbyt pochłonięci niesieniem pomocy księżniczce.
Podszedłem do królowej i chwyciłem ją delikatnie za dłonie. Chciałem ją uspokoić, wesprzeć ją. Wiem, że teraz tego potrzebowała. Jedna za służących przeprosiła królową i zaczęła nacierać dłonie Anny.
- Elsa, spokojnie, Annie nic nie jest. - starałem się mówić spokojnie, ale ciało Elsy trzęsło się, obracała się w stronę siostry co sekundę.
- Skąd wiesz? - mruknęła. Ani na moment nie potrafiła się uspokoić. - Wszystko moja wina, pozwoliłam jej na ta podróż...
- Elsa, skup się, potrafisz wchłonąć zimno? - zapytałem cicho. królowa dopiero po chwili kiwnęła głową. Pewnie nie słuchała mnie aż do tej pory. - Ja ci pomogę, musimy jakoś ogrzać Annę, a potem możemy panikować.
Wiem, że pomogłem. Dałem jej cel. A wiem z doświadczenia, że gdy masz coś do roboty, to nie martwisz się na zapas. Elsa usiadła po jednej, ja po drugiej stronie łóżka. Służąca robiła swoje, oczywiście przeniknąłem przez nią, bo dla tej kobiety nie istniałem. Elsa rzuciła mi smutne spojrzenie, po czym wzięła w dłonie rękę Anny.
Ja zrobiłem to samo. Wierzcie mi, że po tylu wiekach spędzonych na zimnie mam trochę doświadczenia. Ale dłonie Anny były tak zimne, że zacząłem się bać, że jest za późno. Jednak jej klatka piersiowa unosiła się, ukazując wolne wdechy i wydechy, a księżniczka nie przestawała wołać Kristoffa.
Choć po policzkach Elsy płynęły łzy, nie przestawała wysysać z Anny chłodu. Służąca zaś zastępowała zimno zagrzanymi kawałkami skór, przez co ciało księżniczki szybko przyjmowało ciepło, jednak nie za szybko.
W końcu Anna otworzyła oczy.
- Elsa? - królowa uśmiechnęła się przez łzy i położyła dłoń na czole siostry. Widziałem po jej minie, że musiało być równie zimne, co ręce. - Jack... - szepnęła księżniczka. Otworzyłem szeroko oczy. Poznawała mnie. Anna uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
- Co się stało, Ania? - zapytała Elsa cicho. Troszkę się uspokoiła, zauważyłem. Całe szczęście. Dłonie księżniczki były nieco cieplejsze, a na jej policzkach wystąpiły rumieńce, stapiające się z rudym odcieniem włosów.
- Lawina - powiedziała Ania spokojnie, po czym wyskoczyła z łóżka, niemal mdlejąc w objęciach Elsy. - Kristoff! - wykrzyknęła. - Przysypało go, jest tu?
Spojrzałem na dworzan, którzy sprowadzili tu księżniczkę. Spuścili głowy, nie odzywając się. Teraz to Anna trzęsła się, a Elsa próbowała podtrzymać ja na duchu.
- Ania, spokojnie, połóż się - rozkazała królowa, kładąc siostrę. Widziałam po Annie, że jest załamana. Widziałem, że wiele łączyło ją z chłopakiem, ale najwyraźniej nie domyśliłem się, że mogła coś do niego czuć.
- Kristoff... Nie... - szlochała księżniczka. - Nie, róbcie coś, on nie może tam zostać! Błagam, Elso, błagam...
Elsa rzuciła mi zdeterminowane spojrzenie. Wiedziałem, że zrobi wszystko dla siostry. Tak samo jak ja zrobiłbym wszystko dla niej.
- Klauss! - wykrzyknęła. - Osiodłaj najszybszego wierzchowca. Zaraz wrócę. - po czym szepnęła do siostry. - Obiecaj mi, że będziesz się trzymać, a ja postaram się pomóc Kristoffowi...
- O Pani - wykrzyknął Klauss, mały minister o koziej bródce, o którym mówiła mi Elsa. Od razu coś mi w nim nie podpasowało. - Do bram zamku dobija się ten renifer... Nie można go uspokoić.
- Doskonale! - wykrzyknęła Elsa, zrywając się. - Pojadę na Svenie. - wszyscy dworzanie skupieni przy drzwiach komnaty spojrzeli na nią z szokiem. Według mnie był to dobry pomysł, renifer jest pewnie zdeterminowany, by szukać przyjaciela. W dodatku pewnie pamięta drogę...- Co tak stoicie? Prędzej!
Nie minął kwadrans, a Elsa trzymała się szyi Svena i oboje pędzili przez grubą warstwę śniegu. Ja leciałem za nimi na mojej lasce. Wicher niósł mnie daleko w góry.
- Jack! - krzyknęła do mnie Elsa, zasłaniając oczy przed ostrymi kawałkami śniegu. - Leć pierwszy, może coś zobaczysz...
Posłuchałem bez jakiegokolwiek komentarza. Nie chodziło tu nawet o to, że usługiwałem Elsie. Mnie również zależało na Annie, a skoro ona przejmowała się losem chłopaka, to ja nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. Niedługo potem znaleźliśmy się w górach. Gdzie pozostałym zajmuje to kilka dni, nam zajęło godzinę. Dziwiłem się, że Sven był tak wytrzymały.
W końcu zauważyłem pasmo śniegu o kilku metrach wysokości. Zakryłem usta dłonią. Szansa wydobycia chłopaka spod warstwy puchu stawała się coraz mniejsza. Całe szczęście lawina, choć wysoka, nie zajmowała zbyt wielkiego obszaru. Zatrzymała się na pierwszych partiach drzew przy okolicznym lesie.
Elsa zeskoczyła z renifera, a Sven od razu zaczął biec w miejsce, gdzie prawdopodobnie został zasypany Kristoff. Królowa próbowała go dogonić, ale chodzenie po tak grubej warstwie było niemożliwe, a co dopiero bieg. Skoczyłem obok niej i wziąłem ją delikatnie w ramiona.
- Jack, co ty... - zaczęła, ale zanim skoczyła, ja trzymałem ją w objęciach lecąc lekko w porywach wiatru. - Jack, puść mnie błagam... Jack...
Nie zamierzałem jej puścić, zresztą na wysokości kilku metrów byłby to wręcz głupi pomysł.
- Elsa, spokojnie, nie ufasz mi? - spytałem z uśmiechem. Królowa odwróciłą wzrok. Cała się trzęsła.
- To nie tak, ja po prostu... Jack, błagam...
Zrozumiałem, o co chodzi. Elsa ma lęk wysokości. Byliśmy już niedaleko Kristoffa, więc starałem się lecieć tuż nad ziemią, po prostu by nie musieć iść po grubej warstwie śniegu.
Elsa cała dygotała, gdy postawiłem ją na ziemi.
- Przepraszam, nie wiedziałem - szepnąłem, a ona popatrzyła mi w oczy. Miałem wrażenie, że zobaczyłem w nich morze, niemal słyszałem szum fal. Byliśmy tak blisko siebie, że niemal stykaliśmy się nosami. Przerażała mnie ta bliskość, ale jednocześnie moje serce szalało jak zwariowane. Dziwiłem się, że Elsa go nie słyszy.
W końcu królowa odwróciła się i odbiegła w stronę Svena. Zapomnieliśmy, po co tu właściwie przybyliśmy, a dla chłopaka w tym czasie mogło być za późno.
Elsa pochyliła się i zaczęła kopać. Uklęknąłem obok. Gdy ona kopała, ja trzymałem dłonie nad dołkiem w śniegu i starałem się pogłębiać otwór. Oby Sven się nie pomylił i Kristoff rzeczywiście mógłby być pod nami. Renifer także zaczął kopać tuż obok. Szło mu to o wiele szybciej.
Trwało to kilkanaście, może dwadzieścia minut. W końcu coś zaszeleściło pod warstwą puchu. Elsa otrzepała Kristoffa z resztek śniegu, zdołaliśmy zobaczyć tylko skrawek jego ubrania, ale to był dowód na to, że Sven się nie pomylił.
- Sven, pomóż mi! - krzyknęła Elsa. Śnieg znikał w szybkim tempie, z moją mocą znikał bez śladu, reszta kopała. Najwyraźniej Elsa nie chciała używać swojej mocy, a może bała się, że straci kontrolę?
- Jest! - krzyknąłem, wydobywając chłopaka z lawiny. Był dużo cięższy niż przypuszczałem. Sven bardzo mi pomógł. To dziwne, w końcu wcześniej chciałby mnie rozszarpać. Najwyraźniej nie był taki głupi, wiedział, że chciałem pomóc jego przyjacielowi.
Policzki Kristoffa były jeszcze bledsze niż u Anny. przez myśl przeszło mi najgorsze. Elsa pochyliła się i dotknęła palcami żyły na jego szyi, sprawdzając puls. Czekaliśmy w milczeniu. W końcu westchnęła z ulga.
- Musi być naprawdę silny, skoro spędził w tym śniegu kilka godzin. - szepnęła, próbując podnieść chłopaka. Pomogłem jej i razem ułożyliśmy Kristoffa na grzbiecie renifera. Elsa wzięła ze sobą pas, którym spięła bezwiedne ciało chłopaka z grzbietem renifera. Zwierzę przeszło kawałek, by upewnić się, że jego przyjaciel dobrze się trzyma.
- Uff, całe szczęście. Sven, skup się, trafisz sam do Arendelle? - trochę to było głupie według mnie, że pytała o to renifera, ale on tylko prychnął, jakby go uraziła. Królowa uśmiechnęła się, głaszcząc go. - Szybciej tam dobiegniesz bez zbędnego balastu - dopiero po chwili pojąłem, że mówiła o sobie.
Renifer parsknął i odbiegł w las, dźwigając na grzbiecie ciało Kristoffa. Elsa westchnęła.
- Co jeżeli pas się urwie? - zapytała cicho. Już nie chodziło o Annę. Jej też musiało zależeć na Kristoffie. W końcu, jakby nie było, stał się częścią rodziny tak samo, jak Olaf czy Sven. Nawet przeszło mi przez myśl, że Elsa mogła traktować go jak szwagra.
- Możemy sami sprawdzić - mrugnąłem do niej, ale Elsa zatrzęsła się, domyślając się, o co mi chodzi.
- Nie, Jack, dojdę na nogach - powiedziała, unosząc ręce. Zaczynałem się obawiać, że bała się mnie.
Podszedłem wolno i złapałem ją za dłonie.
- Tak, najwyżej za kilka dni, tak? Myślałem, że chcesz jak najszybciej dowiedzieć się, co u Anny. - Elsa przygryzła wargę. Wiedziałem, że zaczynam ją przekonywać. Przybliżyłem się jeszcze kawałek. - Spokojnie, nawet przez myśl mi nie przejdzie ciebie upuścić - obiecałem.
Elsa wyglądała na zagubioną. W końcu przytuliła się do mnie.
- Jack, nie potrafię, naprawdę... Chcę, ale...
- W takim razie bądź silna, ja ci pomogę - to już druga obietnica jednego dnia. Szaleję!
- Obiecujesz? - spytała.
Nie wiem, co mnie podkusiło, albo co mi odbiło, ale ująłem delikatnie podbródek Elsy i pocałowałem ją. Dopiero po chwili pojąłem, co robię, ale było już za późno. Usta Elsy hipnotyzowały mnie, nie mogłem sam odpuścić i ze zdziwieniem odkryłem, że ona także nie tego nie chciała. Nie wiem, ile mogliśmy tam stać. Oceniłbym to na sekundę, jeden moment, ale w ciągu tego jednego momentu poczułem się naprawdę szczęśliwy. Moc lodu i moje możliwości nie mogły się równać z jednym krótkim pocałunkiem.
Kiedy otworzyłem oczy, dalej trzymałem w objęciach Elsę. Królowa wyglądała na zaniepokojoną, ale na jej ustach gościł uśmiech. Nie potrafiłem uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Nawet nie macie pojęcia, ile razy przyglądałem się wargom Elsy. Za każdym razem czułem się jak ostatni kretyn.
Nie pamiętałem naszego powrotu do Arendelle. Ale nie czułem już w ramionach tej samej trzęsącej się Elsy, co wcześniej. Chyba przestała się bać. I chyba ja tez przestałem.
Moc Elsy jest piękna i niebezpieczna. Tak samo jest z jej uczuciem do Jacka Mroza. Nikt nie wie jak, ale w pewien sposób od samego początku byli sobie bliscy. Łączy ich Moc, niczym cienka nić. Tylko czy miłość królowej Arendelle i Strażnika Marzeń przysporzy kochankom jeszcze więcej problemów? Czy pokonają przeszkody i zignorują różnice, by móc być ze sobą?
poniedziałek, 16 marca 2015
niedziela, 15 marca 2015
Błękit wody
Przeszliśmy z Elsą przez całe ogrody, dochodząc do skraju królestwa, gdzie tereny zamku graniczyły z gęstym lasem. Wystarczyło go przejść, by dostać się nad zatokę, z drugiej strony Arendelle. Mieszkańcy wyznaczyli już nawet szlak.
Królowa schowała włosy za swoim uchem.
- Jack... Ja... Co ja właściwie mówiłam przez sen? - zapytała, zarumieniwszy się. Poczułem się głupio w tej sytuacji. Idioto, nic nie mówiła, tylko twoje imię, a ty już się podniecasz.
- Aaa, to zależy od tego, co ci się śniło - pokazałem jej łobuzerski uśmiech.
Elsa zrobiła dumną minę.
- Mówiłam, że nie pamiętam - mruknęła obrażona.
Wzruszyłem ramionami.
- Ja też mam słabą pamięć. - oboje popatrzyliśmy się na siebie i ryknęliśmy śmiechem. Zachowywaliśmy się przy sobie trochę jak dzieci. Znaczy, no ja mogłem się tak zachowywać, nikt by mi tego nie zabronił, ale w przypadku Elsy było to dość... niestosowne. Chociaż mi to oczywiście nie przeszkadzało. Wolałbym, żeby przy mnie była sobą, a nie poważną, sztywną lalką, jaką zrobili z niej dworzanie i ministrowie Arendelle.
Szliśmy w ciszy przez kilka minut, ale nie za bardzo nam to przeszkadzało. Wystarczyło mi samo towarzystwo Elsy, nie potrzebowałem niczego więcej.Usiedliśmy w końcu na ławce nad zatoką, podziwiając słońce odbijające się od przejrzystej tafli wody.
Elsa westchnęła.
- Widziałeś coś równie pięknego? - zapatrzyła się na lśniącą wodę. Uśmiechnąłem się.
- Nie - widziałem coś piękniejszego, dodałem w myślach, kierując swój wzrok w stronę królowej. Jak długo będę mógł nacieszyć się jej towarzystwem.
Elsa zauważyła, że się jej przyglądam, więc odwróciła wzrok zmieszana.
- Ciężko jest być Strażnikiem Marzeń? - spytała, jakby próbowała tym pytaniem odepchnąć moją uwagę od jej twarzy. Poczułem się głupio. Jak ja się zachowuję? Ogarnij się, dodałem w myślach.
- Okropnie - westchnąłem teatralnie. - Te wszystkie dzieci, ich marzenia, to wszystko jest takie okropne... - Elsa uśmiechnęła się.
- Przestań, pytam naprawdę. Nie byłeś tym kiedyś... zmęczony?
Myślałem dość długo nad odpowiedzią. Mimo że byłem "duchem" to odpoczywałem tak samo jak inni, ale nie miałem prawdziwych powodów do odpoczynku. Czasem potrafiłem podróżować bez snu kilka dni i wcale mnie to nie męczyło.
- Nie, w ogóle - wzruszyłem ramionami. - To sama przyjemność, kiedy nagle dziecko zaczyna się uśmiechać po wielu latach smutku tylko dzięki tobie - uśmiechnąłem się sam do siebie. Teraz to Elsa patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Kontynuowałem więc, ciesząc się, że jestem w centrum uwagi - Raz spotkałem dziewczynkę, której rodzice zginęli w pożarze. Była załamana. Przenieśli ją do domu dziecka, godzinami siedziała w oknie, nie chcąc zamienić choć słowa z rówieśnikami czy opiekunami. Ja siedziałem po drugiej stronie okna. Zacząłem rysować wzory na szybie, z mrozu. Zerkała na moje rysunki trochę ze strachem, a trochę z ciekawością. W końcu coś mnie tknęło i zacząłem rysować nuty, instrumenty, sam nie wiem, coś związanego z muzyką. W jakiś sposób mi się udało. Teraz Gloria pewnie występuje w jakimś teatrze, grając na skrzypcach - uśmiechnąłem się, przypominając sobie ciemnozielone oczy Glorii i małe piegi osadzone na jej nosie. Elsa również sie uśmiechała, ale chyba na mój widok.
Zerknąłem na nią zdezoriantowany.
- Nie nudzi cię to? - zapytałem, a królowa zaprzeczyła ruchem dłoni.
- To cudowne, Jack. Robisz coś dla innych. Ja jestem królową, a powiedz... co ja takiego robię dla innych? Nic. - zwiesiła smętnie głowę. Widziałem wiele królestw o lepszych i gorszych władcach. Elsa radziła sobie doskonale. Potrafiła sobie zjednać nawet najbardziej przeciwnych sobie ludzi.
- Chyba naprawdę siebie nie doceniasz - mruknąłem. Poczułem na sobie błękitne oczy Elsy - takie same, jak błyszcząca tafla wody, którą przed chwilą podziwiała.
- A mam co podziwiać? - spytała obojętnie. Nienawidziłem jej braku pewności siebie. Jak osoba tak idealna może mieć problemy ze swoim ego? Już miałem coś odpowiedzieć, gdy nagle pojąłem, jak może zabrzmieć moja odpowiedź. Po prostu odwróciłem głowę. Miałem nadzieję, że Elsa nie uzna tego jako odpowiedzi przeczącej.
- Nie wiesz, co u Anny? Pisała do ciebie? - próbowałem zmienić temat - najlepsza obrona przed niechcianą odpowiedzią, przynajmniej ja tak sądzę.
Elsa wzruszyła ramionami, prostując się.
- Pisała dwa dni temu, zaraz po wyjeździe, ale niewiele opisała. Najchętniej wyrwałabym się stąd i poszukała jej w górach. - oparła elegancko głowę na swojej otwartej dłoni. Znów nie wiedziałem, co powiedzieć. Mam chyba dzisiaj jakiś ogłupiały dzień. Na ogół nie mam przecież problemów ze szczerością. Ba, to u mnie rzecz naturalna!
- Mam nadzieję, że dzisiaj nie przyślą ministra Klaussa - wywróciła oczami. - Okropnie irytujący człowiek, aż mam ochotę podrzeć nasz traktat pokojowy między mną a Jesmenią.
Roześmiałem się.
- Jest aż taki wstrętny? - spytałem. Elsa wstała.
- Taa, żebyś widział to jego "Wasza Wysokość, a może zechce Wasza Wysokość spojrzeć na raporty?" albo "Wasza Wysokość, jedzenie białka nie jest zdrowe przy Pani słabym organizmie".
Śmiałem się do rozpuku. Elsa świetnie naśladowała ministra Klaussa, dziwię się, że rządzi królestwem, a nie gra w jakiś przedstawieniach.
- Dłużej już tego nie zniosę, Jack, przysięgam, kiedyś wyrzucę go z wieży pałacowej, gdy znowu będzie mnie nachodził! - skrzyżowała ręce na piersi, obrażona.
- Spokojnie, zawsze ja go moge trochę postraszyć - mrugnąłem do niej.
Elsa w końcu rozluźniła się i usiadła.
Do głowy przyszło mi coś, o co już wcześniej chciałem spytać, ale co nie potrafiło przejść mi przez gardło. Sam nie wiem, pytanie, jak każde inne, ale nim sę spostrzegłem, wypowiedziałem je na głos:
- Dlaczego więc królowa Arendelle nie znajdzie sobie króla, który będzie odganiał wścibskich ministrów?
Elsa popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, po czym przeniosła wzrok na wodę. Chyba nie myślała nad tym, domyśliłem się, jednocześnie obawiając się, że podrzuciłem jej pomysł. W końcu królowa wyszeptała cicho:
- Bo królem Arendelle nie może zostać Strażnik Marzeń.
Zamarłem. Serio. Nie potrafiłem wymówić choćby słowa. Że niby Elsa chciałaby... Nie, przesłyszałem się, chciałem, żeby to powtórzyła, ale i tak czułem się jak ostatni kretyn i bez tego. Elsa nie odwracała się, najwyraźniej nie chciała kontynuować tematu. Za to ja najchętniej bym ją o to zapytał, tylko jak? Miałem dość tej bezczynności.
W końcu, gdy zebrałem sie na odwagę, usłyszałem za sobą głos:
- O Pani, księżniczka Anna wróciła! - wykrzyczał zdyszany. Elsa automatycznie obróciła głowę do tyłu. Strażnik wyglądał na wystraszonego.
- Więc czemu wyglądasz jak po burzy śnieżnej?! - wykrzyknęła Elsa, co było dośc niegrzeczne.
- Wasza Wysokość - ukłonił się strażnik. - Wróciła ranna.
Oczy Elsy zaszkliły się od łez. W jednej sekundzie królowa obiegła strażnika i popędziła w kierunku Pałacu. Naturalnie, ja biegłem tuż za nią.
Królowa schowała włosy za swoim uchem.
- Jack... Ja... Co ja właściwie mówiłam przez sen? - zapytała, zarumieniwszy się. Poczułem się głupio w tej sytuacji. Idioto, nic nie mówiła, tylko twoje imię, a ty już się podniecasz.
- Aaa, to zależy od tego, co ci się śniło - pokazałem jej łobuzerski uśmiech.
Elsa zrobiła dumną minę.
- Mówiłam, że nie pamiętam - mruknęła obrażona.
Wzruszyłem ramionami.
- Ja też mam słabą pamięć. - oboje popatrzyliśmy się na siebie i ryknęliśmy śmiechem. Zachowywaliśmy się przy sobie trochę jak dzieci. Znaczy, no ja mogłem się tak zachowywać, nikt by mi tego nie zabronił, ale w przypadku Elsy było to dość... niestosowne. Chociaż mi to oczywiście nie przeszkadzało. Wolałbym, żeby przy mnie była sobą, a nie poważną, sztywną lalką, jaką zrobili z niej dworzanie i ministrowie Arendelle.
Szliśmy w ciszy przez kilka minut, ale nie za bardzo nam to przeszkadzało. Wystarczyło mi samo towarzystwo Elsy, nie potrzebowałem niczego więcej.Usiedliśmy w końcu na ławce nad zatoką, podziwiając słońce odbijające się od przejrzystej tafli wody.
Elsa westchnęła.
- Widziałeś coś równie pięknego? - zapatrzyła się na lśniącą wodę. Uśmiechnąłem się.
- Nie - widziałem coś piękniejszego, dodałem w myślach, kierując swój wzrok w stronę królowej. Jak długo będę mógł nacieszyć się jej towarzystwem.
Elsa zauważyła, że się jej przyglądam, więc odwróciła wzrok zmieszana.
- Ciężko jest być Strażnikiem Marzeń? - spytała, jakby próbowała tym pytaniem odepchnąć moją uwagę od jej twarzy. Poczułem się głupio. Jak ja się zachowuję? Ogarnij się, dodałem w myślach.
- Okropnie - westchnąłem teatralnie. - Te wszystkie dzieci, ich marzenia, to wszystko jest takie okropne... - Elsa uśmiechnęła się.
- Przestań, pytam naprawdę. Nie byłeś tym kiedyś... zmęczony?
Myślałem dość długo nad odpowiedzią. Mimo że byłem "duchem" to odpoczywałem tak samo jak inni, ale nie miałem prawdziwych powodów do odpoczynku. Czasem potrafiłem podróżować bez snu kilka dni i wcale mnie to nie męczyło.
- Nie, w ogóle - wzruszyłem ramionami. - To sama przyjemność, kiedy nagle dziecko zaczyna się uśmiechać po wielu latach smutku tylko dzięki tobie - uśmiechnąłem się sam do siebie. Teraz to Elsa patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Kontynuowałem więc, ciesząc się, że jestem w centrum uwagi - Raz spotkałem dziewczynkę, której rodzice zginęli w pożarze. Była załamana. Przenieśli ją do domu dziecka, godzinami siedziała w oknie, nie chcąc zamienić choć słowa z rówieśnikami czy opiekunami. Ja siedziałem po drugiej stronie okna. Zacząłem rysować wzory na szybie, z mrozu. Zerkała na moje rysunki trochę ze strachem, a trochę z ciekawością. W końcu coś mnie tknęło i zacząłem rysować nuty, instrumenty, sam nie wiem, coś związanego z muzyką. W jakiś sposób mi się udało. Teraz Gloria pewnie występuje w jakimś teatrze, grając na skrzypcach - uśmiechnąłem się, przypominając sobie ciemnozielone oczy Glorii i małe piegi osadzone na jej nosie. Elsa również sie uśmiechała, ale chyba na mój widok.
Zerknąłem na nią zdezoriantowany.
- Nie nudzi cię to? - zapytałem, a królowa zaprzeczyła ruchem dłoni.
- To cudowne, Jack. Robisz coś dla innych. Ja jestem królową, a powiedz... co ja takiego robię dla innych? Nic. - zwiesiła smętnie głowę. Widziałem wiele królestw o lepszych i gorszych władcach. Elsa radziła sobie doskonale. Potrafiła sobie zjednać nawet najbardziej przeciwnych sobie ludzi.
- Chyba naprawdę siebie nie doceniasz - mruknąłem. Poczułem na sobie błękitne oczy Elsy - takie same, jak błyszcząca tafla wody, którą przed chwilą podziwiała.
- A mam co podziwiać? - spytała obojętnie. Nienawidziłem jej braku pewności siebie. Jak osoba tak idealna może mieć problemy ze swoim ego? Już miałem coś odpowiedzieć, gdy nagle pojąłem, jak może zabrzmieć moja odpowiedź. Po prostu odwróciłem głowę. Miałem nadzieję, że Elsa nie uzna tego jako odpowiedzi przeczącej.
- Nie wiesz, co u Anny? Pisała do ciebie? - próbowałem zmienić temat - najlepsza obrona przed niechcianą odpowiedzią, przynajmniej ja tak sądzę.
Elsa wzruszyła ramionami, prostując się.
- Pisała dwa dni temu, zaraz po wyjeździe, ale niewiele opisała. Najchętniej wyrwałabym się stąd i poszukała jej w górach. - oparła elegancko głowę na swojej otwartej dłoni. Znów nie wiedziałem, co powiedzieć. Mam chyba dzisiaj jakiś ogłupiały dzień. Na ogół nie mam przecież problemów ze szczerością. Ba, to u mnie rzecz naturalna!
- Mam nadzieję, że dzisiaj nie przyślą ministra Klaussa - wywróciła oczami. - Okropnie irytujący człowiek, aż mam ochotę podrzeć nasz traktat pokojowy między mną a Jesmenią.
Roześmiałem się.
- Jest aż taki wstrętny? - spytałem. Elsa wstała.
- Taa, żebyś widział to jego "Wasza Wysokość, a może zechce Wasza Wysokość spojrzeć na raporty?" albo "Wasza Wysokość, jedzenie białka nie jest zdrowe przy Pani słabym organizmie".
Śmiałem się do rozpuku. Elsa świetnie naśladowała ministra Klaussa, dziwię się, że rządzi królestwem, a nie gra w jakiś przedstawieniach.
- Dłużej już tego nie zniosę, Jack, przysięgam, kiedyś wyrzucę go z wieży pałacowej, gdy znowu będzie mnie nachodził! - skrzyżowała ręce na piersi, obrażona.
- Spokojnie, zawsze ja go moge trochę postraszyć - mrugnąłem do niej.
Elsa w końcu rozluźniła się i usiadła.
Do głowy przyszło mi coś, o co już wcześniej chciałem spytać, ale co nie potrafiło przejść mi przez gardło. Sam nie wiem, pytanie, jak każde inne, ale nim sę spostrzegłem, wypowiedziałem je na głos:
- Dlaczego więc królowa Arendelle nie znajdzie sobie króla, który będzie odganiał wścibskich ministrów?
Elsa popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, po czym przeniosła wzrok na wodę. Chyba nie myślała nad tym, domyśliłem się, jednocześnie obawiając się, że podrzuciłem jej pomysł. W końcu królowa wyszeptała cicho:
- Bo królem Arendelle nie może zostać Strażnik Marzeń.
Zamarłem. Serio. Nie potrafiłem wymówić choćby słowa. Że niby Elsa chciałaby... Nie, przesłyszałem się, chciałem, żeby to powtórzyła, ale i tak czułem się jak ostatni kretyn i bez tego. Elsa nie odwracała się, najwyraźniej nie chciała kontynuować tematu. Za to ja najchętniej bym ją o to zapytał, tylko jak? Miałem dość tej bezczynności.
W końcu, gdy zebrałem sie na odwagę, usłyszałem za sobą głos:
- O Pani, księżniczka Anna wróciła! - wykrzyczał zdyszany. Elsa automatycznie obróciła głowę do tyłu. Strażnik wyglądał na wystraszonego.
- Więc czemu wyglądasz jak po burzy śnieżnej?! - wykrzyknęła Elsa, co było dośc niegrzeczne.
- Wasza Wysokość - ukłonił się strażnik. - Wróciła ranna.
Oczy Elsy zaszkliły się od łez. W jednej sekundzie królowa obiegła strażnika i popędziła w kierunku Pałacu. Naturalnie, ja biegłem tuż za nią.